Waldemar „Nowy” Morawiec: Nie żal mi tego kciuka [WYWIAD]
Na Storytel możecie znaleźć audiobooka pod tytułem Psy 2.5. W imię miłości autorstwa Waldemara Morawca. Wszyscy myśleli, że to postać fikcyjna, ale nie. Jest. Istnieje i ma się dobrze. Spotkaliśmy się z autorem, by dowiedzieć się, po co wyciąga on brudy sprzed 25 lat i wydaje je w formie książki.
DAWID MUSZYŃSKI: Jak Franz Maurer nagle dzwoni do człowieka, to znak, że dzień zaraz przestanie być taki ładny?
WALDEMAR MORAWIEC: Dla policjanta czy człowieka, który był związany ze służbami specjalnymi, takie rzeczy są normą. Choć nie ukrywam, że gdy go zobaczyłem, to przez chwilę stałem jak ogłuszony. Nie spodziewałem się go w Warszawie. Nie tak szybko. Bo że kiedyś na siebie jeszcze wpadniemy, to byłem prawie pewny. To wynika z naszej zażyłej relacji. Polegamy na sobie choćby nie wiem co.
Nie wierzę, że takie rzeczy są normą. To przecież facet, który na herbatkę i ciasteczka nie wpada. Zawsze niesie za sobą sznur trupów. Przez niego stracił pan przecież prawy kciuk. Stał się inwalidą.
No, bez przesady, że to od razu Franza wina. Byliśmy wtedy podczas trudnej akcji i akurat coś się spier… Więc nie można jego obwiniać za to, co się stało, choć nie ukrywam, że tak pewnie byłoby łatwiej. Zrzucić to na niego i niech się wa.. niech spada. Jednak zdaję sobie sprawę, że coś takiego mogłoby mnie spotkać także podczas normalnej rutynowej służby na mieście.
Łagodny jest pan dla kolegi. Ja pamiętam z różnych opowieści, że błagał pan, by on oddał pieniądze i uratował kciuk. Nie oddał.
Bo akurat tym razem ich nie miał przy sobie. Pamiętajmy też, że Wolf miał drugiego zakładnika po drugiej stronie. Można zaryzykować nawet stwierdzenie, że kosztem kciuka Franz uratował mi wtedy życie.
Dlatego pan go puścił?
Teoretycznie tak, ale ja powiem panu - przez to, co zobaczyłem, trochę przestałem wierzyć w egzekucję prawa. Niekiedy, choć to bardzo rzadkie przypadki, trzeba wziąć sprawy w swoje ręce i samemu tę sprawiedliwość wymierzyć. Jest to dużo skuteczniejszy i szybszy sposób. Ja postanowiłem Franza ułaskawić. Sąd pewnie nie podzieliłby mojego zdania.
O wymierzaniu sprawiedliwości jest pana książka Psy 2.5. W imię miłości. I tak się zastanawiam, po co były funkcjonariusz pisze książkę o tym, co się wydarzyło 25 lat temu?
Żeby Władysław Pasikowski miał o czym filmy kręcić (śmiech). Ale tak na serio, to każdy z nas ma coś takiego jak sumienie i poczucie obowiązku. Wydawało mi się, że ludzie chcieliby wiedzieć, co się działo ze mną i Franzem przez te 25 lat. No i co działo się wtedy z Polską i Polakami. Nie każdy zdaje sobie sprawę z wojny wywiadów, jaka wtedy miała miejsce i pewnie wciąż ma, bo ona nigdy się nie kończy. Doszedłem do wniosku, że muszę to wszystko opisać, bo jest to mój obowiązek jako obywatela Władysława Morawca.
Patriotycznie. Obstawiałem, że pan to zrobił dla kasy, by dorobić do emerytury. Storytel pewnie złożył panu niezłą propozycję.
To też. Nie oszukujmy się, moja renta inwalidzka to nie są jakieś kokosy. Zwłaszcza w tych czasach, kiedy ceny szybują w górę. Masło, pieczywo, jajka, benzyna, prąd, gaz. Wszystko, panie, drożeje, a renta, cholera, jest praktycznie ta sama. Tu mi jeden premier dorzuci 20 zł, drugi mi zabierze 15 zł i tak jakoś to się kręci. A żyć z czegoś trzeba. Policjanci z moim stażem i grupą inwalidzką to co najwyżej mogą znaleźć zatrudnienie w jakiejś portierni, supermarkecie czy na parkingu. To nigdy nie były moje aspiracje.
No tak, chciałoby się piastować jakieś wyższe stanowiska. Jak rozumiem stąd chęć bycia prezesem działkowców?
Ale to jest funkcja społeczna. Nie dostaję za nią żadnych gratyfikacji, no może poza miejscem parkingowym bliżej furtki. Tu się spełniam właśnie jako „Pan władza”. Pilnuję porządku. By każdy z naszych działkowiczów czuł się bezpiecznie. By panował ład i porządek. Żadnych libacji, młodych jarających dragi czy innych takich ekscesów u nas nie ma i nie będzie, dopóki ja mam coś do powiedzenia. I członkowie naszej wspólnoty są mi za to wdzięczni. Czuję większy respekt niż wtedy, gdy nosiłem mundur. Ale tak panu powiem w sekrecie, że niedługo rzucę to wszystko w cholerę, spakuję się i pojadę gdzieś do ciepłych krajów. By choć przez chwilę poczuć się jak ktoś wyjątkowy, jak vip.
Za rentę?
Nie. Za kasę z książki. Storytel dobrze płaci. Nie powiem panu ile, ale na wakacje all inclusive wystarczy. Nigdy nie byłem, a słyszałem, że to fajne.
Nowa Zelandia?
Śladami Franza? (śmiech). Może. Może. Ale z drugiej strony ten dom to ani nie był jego, ani już nawet nie jest jego brata. W książce dokładnie tłumaczę tę zawiłość.
A tak na chwilę zmieniając temat, bo zawsze mnie to interesowało. Skąd pomysł, by podczas zmian ustrojowych wstąpić do nowo powstałej policji i pracować z pozytywnie zweryfikowanymi milicjantami? Ludźmi, którymi pan przecież gardził.
U mnie w domu zawsze było to poczucie lojalności wobec kraju, więc jak nadarzyła się okazja, by służyć nowej Polsce, to bez wahania się zgłosiłem. Naprawdę wierzyłem, że policja to jedyna formacja, która może pomóc odbudować ten kraj po latach komuny. Taki praworządny i sprawiedliwy dla wszystkich. W którym każdy obywatel jest równy wobec prawa, bez świętych krów. To były takie marzenia młodego człowieka. Z nich przecież buduje się świat.
Rzeczywistość jednak szybko te marzenia brutalnie zweryfikowała. Nie da się budować nowej formacji ze starymi wilkami.
To zależy od osoby. U nas różnie było. Jedni się nadawali, inni nie. Proszę pamiętać, że wbrew temu, co teraz wciskają nam politycy, nie każdy kto w tamtych latach pracował w służbach, był zwyrodnialcem czy złym człowiekiem. Byli tam też dobrzy ludzie.
Kiedyś Pan tak nie uważał.
To prawda. Proszę pamiętać, że młody człowiek, który przychodzi do policji ma głowę wypełnioną teorią i zero praktyki. Jak wyruszyliśmy na tę feralną akcję do hotelu, to ja przecież wcześniej do nikogo nie strzelałem. Ja krwi na oczy nie widziałem. I jak wszystko się wtedy spie…, to nie wiedziałem nawet, jak mam się zachować. Bardzo szybko wtedy dojrzałem. W jedną noc z młodego człowieka stałem się dorosłym facetem. Zostałem odarty z marzeń i zderzyłem się z brutalną rzeczywistością. Z perspektywy czasu uważam, że za szybko rzuciłem się na głęboką wodę. Nie powinienem wtedy dowodzić. To generalnie bardzo częsty błąd. Spójrzmy chociażby na sprawę w Magdalence, tam też został popełniony szereg błędów.
Tęskni Pan trochę za mundurem, czy funkcja prezesa działkowców w zupełności wystarcza?
Jest dziwnie, kiedy mijam jakiś posterunek policji, czy przechodzę obok patrolu. Widzę wtedy młodego siebie pełnego zapału i wiary, że wszystko będzie dobrze. No ale los potoczył się inaczej, o czym Pan dobrze wie. Jednak niczego nie żałuję.
A policjanci widzą w Panu kolegę, czy złóg komunistyczny, czyli milicjanta?
Niestety to drugie.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe