W 2011 roku Komisja Praw Człowieka ONZ zaakceptowała raport przedstawiony jej w sprawie odcinania obywatelom dostępu do internetu czy cenzury w sieci przez Franka La Rue, Specjalnego Sprawozdawcę ONZ ds. ochrony i promocji swobody wypowiedzi. Zgodnie z ustaleniami ONZ ograniczenie dostępu do internetu może łamać jedno z podstawowych praw człowieka, gwarantujące nieograniczony dostęp do informacji. Tym samym uznano, że internet jako narzędzie komunikacji powinien być powszechny i wolny od jakichkolwiek wpływów z zewnątrz. Niestety, rzeczywistość jest znacznie bardziej ponura. I nie mam tu na myśli wyłącznie tego, że władza oraz korporacje chcą nas szpiegować na każdym kroku. To wszechobecność internetu jest tym, czego my, jako społeczeństwo, wciąż nie możemy osiągnąć. Według badań przeprowadzonych przez We Are Social oraz Hootsuite, dziś dostęp do sieci ma 4,38 miliarda osób, czyli zaledwie 57% populacji. Oznacza to, że niemal połowa ludzkości nie może cieszyć się pełnym dostępem do informacji. Gdybyśmy liczyli na to, że rozpowszechnimy internet tradycyjnymi środkami do tego stopnia, aby wspomniany odsetek chociażby zbliżył się do 100%, musiałoby minąć jeszcze wiele dziesiątek lat, zanim osiągnęlibyśmy założony cel. O ile kiedykolwiek udałoby nam się go zrealizować. Elon Musk jest jednym z tych wizjonerów, którzy chcą znacząco przyspieszyć ten proces i wie, jak zrealizować marzenie o prawdziwie globalnym internecie. Założyciel SpaceX przedstawił ambitny plan stworzenia sieci nanosatelitów, które umożliwiłyby połączenie się z siecią niemal z dowolnego miejsca na świecie. Tak powstał projekt Starlink, który w tym tygodniu wszedł w pierwszą fazę realizacji i być może rozpocznie nową erę w historii technologii oraz całej cywilizacji. Zespół SpaceX z powodzeniem umieścił na orbicie okołoziemskiej pierwszych 60 satelitów systemu Starlink, który docelowo może składać się nawet z 12 tysięcy pojazdów. Połowa z nich ma rozpocząć swoją misję w ciągu najbliższych sześciu lat, tworząc tym samym podwaliny nowego, powszechnego internetu: Pierwsza faza misji zakończyła się pełnym sukcesem. Ze wszystkimi satelitami udało się nawiązać łączność oraz przełączyć je w tryb online, co oznacza że są gotowe, aby rozpocząć swoją misję. Mają być poletkiem doświadczalnym dla inżynierów, którzy opracują drugą, w pełni funkcjonalną generację Starlinków. Na komercyjne uruchomienie nowej platformy przyjdzie nam jeszcze prawdopodobnie poczekać kilka lat, ale warto uzbroić się w cierpliwość.

Od powszechnej sieci do multirzeczywistości

W oficjalnych komunikatach przedstawiciele SpaceX nie ukrywają, że Starlink ma dla nich  wymiar finansowy. Firma liczy na to, że zarobi na projekcie okrągłą sumkę. Dla odbiorców tej technologii znacznie istotniejsze będzie jednak to, jak gęsta sieć internetowych satelitów wpłynie na naszą codzienność. Jeśli Elon Musk dopnie swego i SpaceX będzie w stanie dostarczyć internet do dowolnego miejsca na ziemi, zrobimy milowy krok na drodze do cyberpunkowej rzeczywistości. Od kilku lat na naszych oczach ewoluują technologie, które mają odmienić naszą cywilizację: obserwujemy postępy w pracach nad autonomicznymi samochodami, projekty związane ze sztuczną inteligencją, VR czy AR. Bez przerwy natrafiamy na rewolucyjne pomysły, które w oczach ich twórców mają ułatwić nam życie. Problem tkwi w tym, że większość z nich uzależniona jest od tego samego czynnika – szybkiego i stabilnego połączenia internetowego. To dzięki niemu oprogramowanie może stale doskonalić się i reagować na nowe bodźce zewnętrzne, aby było nie tylko wysoce funkcjonalne, ale i elastyczne. Niestety, nasza cywilizacja jest na zbyt wczesnym etapie rozwoju, aby obecna generacja algorytmów SI mogła działać w pełni niezależnie, bez konieczności łączenia się z zewnętrznymi serwerami danych. Nawet jeśli dysponujemy urządzeniami konsumenckimi wyposażonymi w tzw. „sztuczną inteligencję”, to samoczynnie nie będą w stanie zwiększyć swojego potencjału. Ich inteligencja oraz zdolność do interakcji z otoczeniem są ograniczone do wyuczonych wzorów. To nie wystarczy, aby cywilizacja weszła w erę cyberpunku. Doskonałym przykładem funkcjonowania społeczności hybrydowej są dzieła Williama Gibsona, w których nasza rzeczywistość przenika się z tą wirtualną tak płynnie, że czasem nie da się ich odróżnić. Cyfrowy świat otwiera bohaterom Trylogii ciągu drogę do zupełnie nowego wymiaru. Powszechność sieci sprawiła, że człowiek może żyć na kilku poziomach jednocześnie, a jego fizyczna powłoka przestała mieś fundamentalne znaczenie w kontaktach międzyludzkich. Dziś jesteśmy na samym początku drogi ku tej gibsonowskiej rzeczywistości. Dzięki internetowi redakcja naEKRANIE.pl ma częściowo wirtualny charakter. Zespół może rozjechać się po całym globie i na bieżąco relacjonować to, co dzieje się w popkulturze. Twórcy gier nie muszą ściągać do swojej siedziby wszystkich programistów, grafików i scenarzystów pracujących przy danym tytule. Telepraca powszednieje, ale wciąż są rejony, do których nie dociera. Chirurdzy nadal muszą być obecni przy pacjencie, aby go zoperować. Ratownicy medyczni, policjanci oraz inni przedstawiciele zawodów zaufania społecznego na razie nie są w stanie zdalnie realizować większości swoich zadań. I choć w teorii część obowiązków mogłyby wykonywać za nich maszyny, to ich funkcjonowanie wymagałoby dysponowania niezawodnym, szybkim internetem okalającym większość globu. Z drugiej strony mamy zaś coraz popularniejszą technologię wirtualnej rzeczywistości, odpowiednik gibsonowskiej cyberprzestrzeni. Dzięki niej filmowcy mogą w teorii przenieść się na wirtualny plan zdjęciowy z dowolnego miejsca na świecie i w czasie rzeczywistym dowolnie kształtować scenografię, zdalnie współpracując z grafikami przy modelowaniu poszczególnych obiektów. Pierwsze eksperymenty z tego typu technologią przeprowadzano, realizując już takie filmy jak Król lew czy Player One. Zostawmy jednak tak wyspecjalizowane zawody i skupmy się na rzeczach o wiele bardziej przyziemnych. W tym roku zadebiutuje nowa gra Microsoftu, Minecraft Earth, która w teorii pozwoli wznosić klockowate konstrukcje w dowolnym miejscu na ziemi. Przy czym pisząc „dowolne miejsce na ziemi”, korporacja miała na myśli wyłącznie te obszary, w których funkcjonuje internet. A z dostępem do niego może być problem nie tylko w najdzikszych ostępach świata, ale także w małych wsiach o nieturystycznym charakterze. Z biegiem czasu będzie przybywać aplikacji, które wykorzystują dane o lokalizacji użytkownika i są zdolne do komunikowania się z innymi użytkownikami za pośrednictwem sieci. I to one stworzą podwaliny do systemów cyberpunkowych, na równi z  cyberwszczepami. Bowiem cyberpunk to nie tylko zaawansowane rozwiązania biotechnologicznego, to także gadżety do noszenia czy sieci urządzeń połączonych, których funkcjonowanie jest ściśle powiązane z błyskawicznym i nieograniczonym dostępem do serwerów danych. Cyberpunk rodzi się na styku biologii, technologii oraz informacji. Aby ten futurystyczny system działał sprawnie, muszą powstać rozwiązania umożliwiające błyskawiczne przesyłanie danych pomiędzy użytkownikami oraz serwerami danych. Nie można oczywiście z góry zakładać, że rozwój technologii niechybnie doprowadzi do wytworzenia gibsonowskiego społeczeństwa, Jest to jedna z dróg, jaką może obrać nasza cywilizacja. Ale jeśli projekt Starlink rozwinie skrzydła i zniesie terytorialne bariery internetowe, będziemy na dobrej drodze, aby nasz świat wyewoluował w taki sposób, w jaki przedstawili to twórcy dzieł z gatunku cyberpunka.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj