Zachwyty i rozczarowania 2018 roku – Emil Borzechowski
Kolejne dwanaście miesięcy minęło, jak z bicza strzelił. Na polskim rynku ukazało się kilkadziesiąt tysięcy książek, sprzedano kilka milionów smartfonów, a wielkie korporacje powoli zaczynają dostrzegać naszą obecność na mapie świata. Oto subiektywna lista zachwytów i rozczarowań minionego roku.
To był bardzo dziwny, długi i nudny rok. O ile na pograniczu nauki i technologii rozkręcono wiele fascynujących projektów, związanych głównie z rozwojem sztucznej inteligencji, to o rynku konsumenckim nie można powiedzieć tego samego. Owszem, pojawiło się kilka ciekawych produktów, żaden z nich nie był jednak na tyle błyskotliwy, abym mógł bezsprzecznie powiedzieć o nim: oto najlepszy gadżet 2018 roku.
Nieco lepiej zapamiętam minione miesiące pod kątem popkultury, choć w tym roku postawiłem głównie na wspominki i nadrabianie zaległych lektur. Tu pojawiła się jednak pozycja, której udało się skraść moje serce oraz nieco ogołocić mój portfel.
Komputery drogie jak diabli i lekkie jak piórko
Stało się, w sierpniu mój wiekowy pecet zirytował mnie do tego stopnia, że postanowiłem wymienić całą platformę na nowy, lepszy model. I był to ostatni dobry moment na zakup komputera gamingowego opartego o układy Intela. Kilka tygodni później za procesor i7-8700K trzeba było zapłacić niemal dwukrotnie więcej, a cena tej jednostki wciąż utrzymuje się na wysokim poziomie. Wprowadzenie dziewiątej generacji nie poprawiło sytuacji, na czym skorzystał rywal Intela, firma AMD, notując wzrost sprzedaży swoich procesorów.
Z kartami graficznymi nie jest lepiej. Nvidia pokazała co prawda nową linię produktową, modele RTX wyposażone w rdzenie przystosowane do pracy z ray tracingiem, ale za najtańsze modele 2070 trzeba zapłacić przeszło 2 tysiące złotych. Ceny kart poprzedniej generacji, jeśli spadły, to tylko nieznacznie, a modele 1060, najpopularniejsze wśród steamowej społeczności, w większości przypadków trzymają cenę z początku roku.
Z drugiej strony wciąż nie mogę wyjść z podziwu nad tym, jak świetnie pracuje się na ultrabookach nowej generacji. Wciąż ciepło wspominam dwa tygodnie z Acerem Swift 5. To szalenie lekki komputer, który waży mniej niż kilogram i przepracuje bez ładowania dobre kilkanaście godzin. Jasne, nie odpalisz na nim żadnych porządnych gier, ale do pracy biurowej i oglądania filmów będzie jak znalazł. Ale jeśli uprzesz się, posłuży ci jako prosta maszyna gamingowa – usługa GeForce Now działa na nim zaskakująco dobrze, nie miałem problemu z graniem w Rocket League po sieci.
Polska? Chyba wiemy, gdzie to jest
Mimo iż za jeden z geograficznych środków Europy uznaje się Suchowolę koło Białegostoku, Polska wciąż jest traktowana przez wiele firm technologicznych po macoszemu. Na szczęście powoli to się zmienia. W tym roku polski oddział LG dopiął swego i w dniu premiery nowych telewizorów wprowadził na nasz rynek asystenta głosowego porozumiewającego się po Polsku. Zreflektował się również Microsoft, szybko wprowadzając nowe Surface’y do sprzedaży w naszym kraju.
Z drugiej strony mamy takie korporacje jak Google czy Amazon, które zdają się traktować Polskę po macoszemu. Google Store nie działa w Polsce, dlatego Pixele trzeba ściągać od pośredników, a premiera Asystenta w naszym języku wciąż się opóźnia. Z kolei Amazon chętnie buduje u nas kolejne centra logistyczne, ale o polskiej odsłonie serwisu możemy na razie pomarzyć. Na szczęście większość rzeczy zamówimy z niemieckiego Amazonu, który oferuje darmową dostawę do Polski od 39 €. Na niemieckiej witrynie firma uruchomiła też polską wersję Amazon Prime, ale jest to okrojona wersja usługi. Nie skorzystamy m.in. z Prime Music, Prime Reading czy darmowej ekspresowej dostawy.
Smartfony sprowadzone do absurdu
W branży mobilnej od dawna wieje nudą i w tym roku nic się w tej kwestii nie zmieniło. Na rynku wciąż rządzą klony iPhone’a X z minionego roku, a producenci prześcigają się w produkcji urządzeń wyposażonych w układy optyczne z coraz większą liczbą obiektywów. Już teraz na rynku kupimy Samsunga z 4 obiektywami, Nokia pracuje nad 5-obiektywowym modelem, a LG opatentowało 16-obiektywowy aparat mobilny. Rewolucja? Nie bardzo, klient i tak w większości przypadków będzie fotografował w trybie automatycznym. Nuda. Na szczęście w przyszłym roku pojawią się pierwsze urządzenia z elastycznym wyświetlaczem. Będą toporne, niedorobione i absurdalnie drogie, ale być może rozruszają tę skostniałą branżę.
Wielkie monitory dla graczy
Telewizory nie służą wyłącznie do oglądania filmów i seriali, producenci sprzętów RTV w końcu na poważnie zaczęli słuchać graczy i produkować odbiorniki skrojone przede wszystkim z myślą o tej kategorii klientów. W tym roku na rynek trafił 43-calowy monitor od Philipsa, któremu bliżej do klasycznych telewizorów niż urządzeń, do których podłączamy komputery stacjonarne. Philips Momentum jest wielki, korzysta z technologii Ambilight, wyposażono go w złącze DisplayPort i wyświetla obraz z opóźnieniem rzędu 4 ms. Nie dość, że błyskawicznie reaguje na polecenia gracza, to jeszcze wyświetla świetny obraz. A to dopiero początek rewolucji – Nvidia zapowiedziała na początku roku, że wprowadzi do sprzedaży monitory Big Format Game Displays – 65-calowe wyświetlacze z matrycą QLED, zintegrowanym Shieldem oraz opóźnieniem rzędu 1 ms. Sprzęt po raz pierwszy zaprezentowano podczas targów CES w Las Vegas, a jak głoszą plotki, już w przyszłym roku pojawią się w sprzedaży. Granie na takim telewizorze będzie czystą przyjemnością.
8K i konkurent dla OLED-ów
Skoro już przy targach CES jesteśmy, to warto wspomnieć o dwóch technologiach, które powinny zainteresować miłośników filmów i gier. To podczas tych targów producenci pokazywali telewizory 8K, które powoli wchodzą na rynek. Wiem, że minie jeszcze wiele lat, zanim ta rozdzielczość się upowszechni, ale wprowadzenie telewizorów 8K może przyczynić się do tego, że branża rozrywkowa zechce dogonić postęp technologiczny, a to zaowocuje zwiększeniem popularności treści 4K. W styczniu Samsung pokazał także wyświetlacze zbudowane w oparciu o technologię microLED, czyli naturalnego następcę OLED-ów. W tych telewizorach każdy piksel rozświetla się oddzielnie, tak jak ma to miejsce w matrycach organicznych. Pozwoli to uzyskać niemal nieskończony kontrast, dzięki czemu bitwy superbohaterów będą wyglądały nadzwyczaj widowiskowo. Zwłaszcza że takie piksele microLED świecą jaśnie niż OLED-owe. A przy okazji wykazują się większą żywotnością. To niezwykle fascynująca technologia, która za kilka lat wyznaczy nowe standardy wyświetlania obrazu.
Netfliksowe spowolnienie
Choć w tym roku w serwisie pojawiło się wiele nowych pozycji, zabrakło w nim seriali, na które czekałem najbardziej. A nowe sezony starych produkcji, które trafiły na Netflixa, nie były najlepsze. Największy niesmak wzbudził ostatni sezon House of Cards, dokręcony na siłę, z którego zapamiętałem wyłącznie płaczącą Claire Underwood. Nowe odcinki Orange Is the New Black też nie wzbudzały zachwytu. Owszem, dobrze mi się je oglądało, ale nic więcej. Kolejny sezon odhaczony, kolejny sezon zapomniany. Dodajmy do tego dwóch wielkich nieobecnych, czyli kolejne sezony Stranger Things i Black Mirror, a ten rok zamkniemy z pewnym niedosytem. Na pocieszenie dostaliśmy pełnometrażową wersję tego ostatniego serialu, który jest jeszcze przede mną. Mam nadzieję, że będzie równie dobry, co pierwowzór.
Siła polskiego crowdfundingu
Kiedy startowała zbiórka na przetłumaczenie 7. edycji papierowego RPG Zew Cthulhu, podszedłem do niej dość chłodno. Podejrzewałem, że uda się zebrać 60 tysięcy złotych potrzebnych do sfinansowania projektu, ale skala tego przedsięwzięcia pozytywnie mnie zaskoczyła. Nie dość, że udało się odblokować wszystkie cele zbiórki, to jeszcze wykręcono fantastyczny wynik – gra zebrała przeszło milion złotych wsparcia, ustalając tym samym rekord polskiego crowdfundingu. Ta rewelacyjna gra w końcu doczeka się naszej rodzimej wersji językowej, a ci, którzy wsparli zbiórkę (w tym m.in. autor tego artykułu) oprócz samego podręcznika otrzymają masę ciekawych dodatków. Cieszę się, że polska scena crowdfundingowa działa tak prężnie, a Mity Cthulhu wciąż przyciągają do siebie tysiące miłośników grozy. I już nie mogę doczekać się, aż podręcznik trafi w moje ręce – zwłaszcza że za tłumaczeniem stoi ekipa lovecraftiańskich specjalistów.
Źródło: Zdjęcie: Nvidia