Zarobki aktorów, czyli o co chodzi z tym całym strajkiem
Strajk aktorów wciąż trwa, więc w Internecie rozgorzały dyskusje na ten temat. Dlaczego pracownicy branży filmowej zdecydowali się wyjść na ulicę?
Zarobki aktorów mogą rozbudzać fantazję. Dla przeciętnego człowieka każda osoba na ekranie wydaje się kimś ważnym – kimś, kto na pewno ma niezłą poduszkę finansową. Oczywiście topowe gwiazdy Hollywood (noszące miano celebrytów) mają pieniędzy od groma, ale trzeba zaznaczyć, że nie każdy aktor jest opłacany tak samo.
Jeśli spojrzymy na zarobki ludzi, takich jak Dwayne Johnson czy Zendaya – pomyślimy "pewnie, aktorzy są milionerami". Tyle że nawet oni nie zarabiają najwięcej na aktorstwie, a na reklamach, pojawianiu się w różnych miejscach i promowaniu wydarzeń, sesjach zdjęciowych, własnych markach (The Rock ma przecież swoją własną markę tequili). Aktorstwo w pewnym sensie pozwala im dojść do tego poziomu sławy, w którym każdy post na Instagramie jest wart dziesiątki tysięcy dolarów. I tacy aktorzy nie musieliby strajkować ani przejmować się tym, co SAG-AFTRA chce ustalić z wielkimi studiami. Jednak część z nich robi to w ramach solidarności z tymi, którzy pracują z nimi ramię w ramię. Dla tych na drugim, trzecim, czwartym planie – w końcu bez nich produkcje po prostu by nie istniały. Dlatego właśnie obsada Oppenheimera w chwili rozpoczęcia strajku opuściła uroczystą premierę filmu.
Najprościej to pokazać na przykładach, które w mediach społecznościowych stały się, w pewnym sensie, odkryciem dla internautów. Jeszcze w 2020 roku Adelaide Kane skomentowała na swoim profilu na TikToku, że nie miała pojęcia, że jej wartość netto (net worth) wynosi 4 mln dolarów.
Oczywiście po tym komentarzu spotkała się z ogromną falą krytyki internautów, a nawet swoich fanów. Jest to przecież osoba, która grała kilka lat główną rolę w Nastoletniej Marii Stuart w CW i dostała kilka mniejszych angaży w popularnych serialach, takich jak Teen Wolf: Nastoletni wilkołak, Dawno dawno temu czy (od niedawna) Chirurdzy.
Trudno uwierzyć, że ktoś, kto pojawiał się w tak znanych produkcjach i promował je na całym świecie, może uważać, że zarabia za mało. Szczególnie gdy spojrzymy na cytat powyżej. Wiadomo też, że ludzie uwielbiają wytykać innym nieodpowiedzialność. Zatem większość komentatorów krytykowała Adelaide za nieodpowiedzialne wydawanie pieniędzy. Z tego też powodu dostaliśmy od aktorki kolejną wypowiedź, w której wyjaśnia, co stało się z jej „milionami”.
Adelaide Kane ujawniła, że całość nie trafia do niej:
Dalej mówi o tym, że pensja aktora jest wysoka, bo wysoki jest koszt życia. Oprócz podatków i ludzi, którym trzeba płacić, by w ogóle zostać w branży, dochodzi „życie celebryty”. Makijażysta, transport, fryzjer – to wszystko kosztuje. Dodała, że można część tych rzeczy robić samodzielnie, ale nie zawsze jest na to czas. A jeśli chce się zarabiać jeszcze więcej, to trzeba w życiu „celebryckim” uczestniczyć, bo to właśnie to uczestnictwo daje największe możliwości reklamy samego siebie, poznawania wpływowych ludzi i pojawiania się na okładkach magazynów. Filmiki aktorki oczywiście zostały dość szybko ściągnięte z TikToka, głównie z powodu fali hejtu. Choć jedną z jej wypowiedzi, według mnie najważniejszą, bo tę, która całkiem fajnie podsumowuje, ile kosztuję życie aktora, dalej można znaleźć na Twitterze (teraz X).
Kolejnym aktorem, który głośno wypowiada się na temat zarobków, jest Luke Cook, którego większość kojarzy z rolą Lucyfera w serialu Chilling Adventures of Sabrina. Kiedy wybuchł strajk, część jego komentarzy w mediach społecznościowych (jak u wielu innych aktorów) była wypełniona pytaniami, po co tak właściwie strajkować. Jeden z nich brzmiał: „ Nie ma to jak milionerzy, którzy strajkują, żeby być jeszcze większymi milionerami”. Luke Cook poczuł się zobowiązany do wyjaśnienia, skąd wzięła się potrzeba wyjścia naprzeciw wielkim studiom przez SAG-AFTRA. Odpowiedział na ten komentarz w taki sposób:
Luke Cook umieścił kilka filmików na ten temat na swoim TikToku. Niektóre są poważniejsze, niektóre parodiowe, ale myślę, że wszystkie dają sporo do myślenia o branży filmowej. Wiadomo już, że amerykański sen to tylko mit. Aktualne strajki – nie tylko aktorów, ale też scenarzystów – są odzwierciedleniem tego, jak kiepsko się dzieje za kulisami. Nikt z nas po obejrzeniu serialu nie zastanawia się, czy wszyscy biorący w nim udział dostali normalną wypłatę. Nie tylko dlatego, że myślimy, że to nie nasz biznes, a w dużej mierze dlatego, że nie mamy pojęcia, ile ci pracownicy powinni zarabiać. Nie wiemy, jaką wypłatę można nazwać godną w branży, do której nie należymy.
I tu nie chodzi tylko o to, ile aktorzy dostają „na rękę” za faktyczną pracę na planie. Jasne, że jeśli pomyślimy o tym w kategoriach godzinowych, dojdziemy do wniosku, że kilka tysięcy dolarów to fajne pieniądze. Co jednak z wykorzystaniem wizerunku? W końcu twarz, ręka czy tyłek artysty nie są wyświetlane tylko podczas premiery. Ludzie, często z całego świata, oglądają te produkcje wielokrotnie – przez miesiące, a nawet lata. Wizerunek aktora jest wykorzystywany na plakatach, w zwiastunach i innych materiałach promocyjnych. Można to porównać do modelingu – w tej branży dostaje się pensję nie tylko za godziny pozowania, ale też za udostępnianie zdjęć swojego ciała. Dlatego też aktorzy proszą o tantiemy ze streamingu. Gildia chciałaby, aby 2% przychodu, który generują wyświetlenia, były wypłacane wykonawcom. Czy te prośby są niedorzeczne? Czy 2% to naprawdę dużo, gdy weźmie się pod uwagę setki tysięcy czy nawet miliony, które generuje streaming? Cezary Pazura wciąż dostaje przelewy za 13 posterunek. Czy w cudownych Stanach Zjednoczonych tantiemy byłyby zbyt skomplikowanym przedsięwzięciem?
Solidarność wielkich nazwisk Hollywood może się wydawać pokazówką. Myślę jednak, że gwiazdy zdają sobie sprawę, że bez udziału innych aktorów z Gildii ich filmy nie powstaną. I to jest pewnie jeden z najważniejszych powodów tej solidarności. Filmów nie da się zrobić z jednym aktorem, niezależnie od tego, jak technologicznie rozwinięty jest świat. Zwykła ludzka empatia każe gwiazdom stanąć na pikietach, iść w marszach i przemawiać na podium. Ci z największymi zarobkami pomagają SAG-AFTRA finansowo, dzięki czemu osoby bez pracy mają za co kupić jedzenie. I dzięki temu aktorzy mogą brać studia na przetrzymanie. Nie godzą się na byle co, bo gonią ich terminy uiszczenia rachunków.
W wielkim skrócie: aktorzy proszą o podwyżkę adekwatną do wykonywanej pracy – taką, która przy obecnej sytuacji gospodarczej pozwoli im na normalne życie i opłacenie składek zdrowotnych. Proszą o drobną część przychodów ze streamingu produkcji, które bez nich wyglądałyby kompletnie inaczej lub w ogóle by nie powstały. Chcą, by użycie AI w branży zostało uregulowane prawnie, a ich wizerunek nie był kopiowany albo zastępowany przez awatary stworzone komputerowo. Aktorzy proszą o szacunek.
Powróćmy na koniec do tego, co mówił Luke Cook – że musi mieć dwie prace dorywcze. Wyobraźcie sobie, że w końcu udaje Wam się wybić i widzicie się na wielkim bilbordzie, a kilka dni później prowadzicie zajęcia fitness, żeby móc utrzymać rodzinę. Wyobraźcie sobie, że w końcu Wasza pasja staje się Waszą pracą, ale okazuje się, że to nie wystarcza. Wydaję się to naprawdę przykre. SAG-AFTRA prosi o godną płacę za pracę, którą wykonują – i to nie jest nic złego. My możemy mieć tylko nadzieję, że wszystko będzie w końcu okej i nie będziemy musieli długo czekać na powrót swoich ulubionych produkcji.