Złota Era Heroes of Might & Magic, czyli kiedyś to było! Gorące krzesła i magiczne 28 cali
Z perspektywy mojej i wielu, wielu fanów, w których sercach Heroes of Might & Magic III pozostanie już na zawsze, przełom XX i XXI wieku to rzeczywiście była Złota Era.
Rodziły się wtedy fascynacje, które potrafiły przetrwać lata, a nawet dekady, jak w przypadku właśnie HOMMIII, które nadal skupia wokół siebie fanów. Miłym więc detalem w podtytule Heroes of Might & Magic Olden Era jest zapisanie tych słów złotą czcionką.
Przemożny wpływ młodzieńczych fascynacji na branżę grową i filmową odczuwamy do dziś, czego najlepszym dowodem jest właśnie Heroes of Might & Magic Olden Era oraz dziesiątki innych marek, które fascynują i cieszą, ale też wkurzają i rozczarowują graczy. I oczywiście wysyp boomer shooterów i innych gatunków kreatywnie rozwijających pomysły znane od lat 80. XX wieku, a także pojawiające się odświeżone retrokonsole i inne przejawy dojenia nostalgii.
Złota era miała swoje cienie i blaski. Blaskiem zdecydowanie były spotkania ze znajomymi, żeby pograć w tytuły multiplayerowe. Cieniem to, że potrzebny był lokal, który pomieści chętnych, a także wyrozumiali rodzice i współlokatorzy, bo – jak wszyscy wiemy – sesje w „Hirołsy” trwają długimi godzinami, a te multiplayerowe, odbywające się na tzw. „gorącym krześle”, były nawet dłuższe. Czemu „gorące krzesło” (z angielskiego „hot seat”)? Dla gracza, który siedzi w swojej jaskini, może to być niejasne, ale siadaniu po kimś na krześle towarzyszy znane wszystkim uczucie. Bywały momenty, że mogłem taki lokal zaoferować i choć wiązało się to z wieloma przygotowaniami i organizacyjnymi problemami, to wspomnienia są absolutnie złote.
W tamtych czasach autorom recenzji zdarzało się podkreślać wyjątkowość tej chwili, gdy podekscytowany jedziesz po świeży tytuł do sklepu, wracasz z nim do domu, odpakowujesz z folii, podziwiasz grafikę na pudełku i jego zawartość. Oprócz płyty z grą w środku znaleźć można było pięknie wydane instrukcje, czasami jakieś plakaty czy inne drobiazgi. Na wyjątkową okazję wydania Heroes of Might & Magic III również pojechałem do sklepu i kupiłem grę w wersji pudełkowej. I choć nigdy tego w recenzjach tak nie opisywałem, to do dziś pamiętam ten ciepły, wiosenny dzień 1999 roku.
W czasach trzecich „Hirołsów” kolorowe monitory miały format 4:3 i zazwyczaj około 15 cali przekątnej. Siedzenie przed takim monitorkiem było znane wszystkim z tamtego pokolenia. Chciałem jednak czegoś więcej, więc podłączyłem komputer do największego telewizora kineskopowego, jakim dysponowałem, czyli mierzącego 28 cali. Standardem w polskich domach były wtedy telewizory 21 cali w salonie i czasami 14 cali w sypialni czy pokoju dziecięcym. Różnica była więc kolosalna, choć musieliśmy grać w nieco obniżonej rozdzielczości 640x480 pikseli (mój smartfon ma 1080x2412 pikseli, czyli 8,5 raza więcej!) ze względu na maksymalną rozdzielczość telewizora. I skombinować przejściówkę z wyjścia VGA w karcie graficznej na wejście SCART w telewizorze. A te kombinacje tylko dla uzyskania obrazu! Mimo że SCART, czyli przodek HDMI, obsługiwał także przesył audio, to karta graficzna tego oczywiście nie robiła. Trzeba było więc ogarnąć także dźwięk, czyli mieć kartę dźwiękową w komputerze oraz odpowiednie głośniki. Obowiązkowo białe, z czasem żółknące. Za to kolory aż wylewały się z tego wielkiego ekranu, przed którym ustawiliśmy stół w roli biurka, a na nim mysz i klawiaturę, oczywiście przewodowe.
A potem już tylko „jeszcze jedna tura” i granie do rana aż melodyjkę słyszałem nawet we śnie – podobnie jak stukot kopyt wierzchowca. Widziałem też znikające z mapy zasoby. Najpierw graliśmy przeciwko komputerowi, a potem także przeciwko sobie. Choć do tego ostatniego dochodziło, dopiero gdy świt zaglądał w okna.
Przez lata uważałem, że tamto wrażenie zachwytu już nie powróci, ale Olden Era zdaje się oddawać perfekcyjny hołd tej legendarnej grze. I tylko teraz problemów technicznych na pewno będzie mniej, choć znajomych zorganizować będzie trudniej. Granie w turówki w sieci traci sporo ze swego uroku. W czasach gorącego krzesła jeden siedział przed ekranem, a trzech pozostałych starało się nie podglądać jego ruchów. Czas oczekiwania na swoją turę potrafił się dłużyć, więc zabijaliśmy go dzięki grze w Tekkena 3 na pierwszym PlayStation. Albo w ISS Pro Evolution na tej samej konsoli, co potem przerodziło się w prawdziwą obsesję, jeżdżenie na turnieje, a nawet ich współorganizowanie. Ale to już temat na inny artykuł.
Tak naprawdę Złota Era Heroes of Might & Magic III wciąż trwa, a Olden Era może wreszcie pozwolić mitycznym „Hirołsom” odejść na zasłużoną emeryturę. Mam nadzieję, że twórcy podołają zadaniu, choć z pewnością udźwignięcie oczekiwań wobec następcy legendy nie będzie łatwe. Potencjał jest, bo pod względem graficznym Olden Era wygląda przepięknie, będąc szczegółową, klimatyczną i bajecznie kolorową, ale nieprzeładowaną. Ciekawią mnie też zapowiedzi bardziej dynamicznej rozgrywki multiplayerowej, ale tak naprawdę najbardziej czekam na ten moment, gdy usłyszę kojącą, ambientową muzyczkę, a wierzchowiec postawi pierwsze kroki na drodze do nowej przygody, w której nigdy nie wiesz, jakie skarby do zdobycia pojawią się za chwilę na ekranie!