Będąc na drugim roku studiów prawniczych, trafiłem przypadkowo do krakowskiego Studia Filmów Animowanych, gdzie obejrzałem pierwsze filmy Ryszarda Czekały, braci Juliana i Józefa Antoniszczaków, Jerzego Kuci. I te filmy dosłownie wbiły mnie w fotel. Wcześniej postrzegałem animację – jak większość z nas – jako twórczość kierowaną do dzieci, a jeśli dla dorosłych, to w formie krótkich żarcików granych w kinach jako dodatki przed filmami fabularnymi. A tu nagle okazało się, że filmy animowane mogą być autentycznymi dziełami sztuki. Tak więc od krakowskich artystów zaczęła się moja fascynacja animacją, jestem jej wierny od półwiecza, stąd w mojej „Dziesiątce” duży przechył w stronę filmów zrealizowanych w SFA przy ul. Kanoniczej, u stóp wawelskiego wzgórza.
Reklama
Reklama
Reklama