Flash - najszybszy człowiek świata?

Od ponad 3 lat z czołówki każdego odcinka serialu The Flash słyszymy, że mamy tu do czynienia z najszybszym żyjącym człowiekiem. Jednak Szkarłatny Sprinter to najwyraźniej osobliwa wersja Pinokia - kłamczuszek, jakich mało. Dość powiedzieć, że lepsze czasy na bieżni wykręciliby Reverse Flash, Savitar, Zoom, Kid Flash i najpewniej Cristiano Ronaldo. Na tym nie koniec. Jeśli w świecie Flasha pojawia się jakikolwiek inny sprinter, to jest on zazwyczaj - z niezrozumiałych powodów - szybszy od Flasha, przez co może dać mu kuksańca i uciec, gdzie pieprz rośnie. Teoretycznie sytuacja zmieniła się w obecnej odsłonie serii; Barry Allen po powrocie z Mocy Szybkości biega już co prawda szybciej niż sam Forrest Gump, ale z niejasnych przyczyn dużo łatwiej da się go związać, przewrócić czy uderzyć łokciem. Jak na geparda świata superbohaterów, Allen ma spory problem z unikami.
Źródło: The CW

Nauka w Arrowverse

W każdym z seriali superbohaterskich stacji The CW pojawiają się wybitni naukowcy, osoby tak pomysłowe, że ilorazem inteligencji biją na głowę Dolph Lundgren i Dodę razem wziętych. Już na śniadanie zjadają pojawiający się w siatce czasoprzestrzeni wyłom, a w porze emisji programów informacyjnych przenoszą się w czasie. Dla Cisco, profesora Steina, Felicity czy Winna  po prostu nie ma rzeczy niemożliwych. Jeśli brakuje czegoś w historii, to naukowcy wymyślą to w ekspresowym tempie, delektując się jednocześnie kanapką z tuńczykiem. Czasami taki bieg spraw trzeba widzom wytłumaczyć - najczęściej dzieje się to przez tablicę, na której ten czy inny Harrison Wells zaczyna stawiać kropki i kreski, przekonując z emfazą, że mamy tu do czynienia z poważnym problemem naukowym. Z 1. sezonu The Flash wiemy już nawet, że Barry Allen ma dość osobliwy metabolizm - zjada 850 tacos, dostarczając sobie 150 tysięcy kalorii. Dziennie.
Źródło: Katie Yu/The CW

Kłopotliwe linie czasowe

Jeśli już ktoś w świecie Flasha czy Arrowa ginie, to zawsze może powrócić. Niekoniecznie poprzez kąpiel w Jamie Łazarza - na odsiecz twórcom przychodzą linie czasowe, które przez lata tworzył Barry Allen. Można policzyć, że zafundował on całemu Arrowverse już co najmniej 3 alternatywne rzeczywistości, choć nadal nie wiadomo, co z kilkoma innymi. Sęk w tym, że tego typu zabiegi są dla widzów aż do bólu kłopotliwe - ten sam aktor czy aktorka pojawia się na ekranie w kilku rolach, a pewne zdarzenia dają się wytłumaczyć w jednych warunkach, zaś w innych już nie. Jakby tego było mało, mamy jeszcze alternatywne Ziemie, choćby Ziemię-2 czy Ziemię-Zyliard, na których także przechadzają się postacie o znajomych twarzach. Nie znam osoby, która w tym całym labiryncie zdarzeń byłaby w stanie w pełni się połapać, zważywszy na to, że twórcy nader chętnie majsterkują przy chronologii wydarzeń.
fot. Katie Yu/The CW

Złoczyńcy wyglądają i zachowują się tak samo

W całym Arrowverse pojawiło się już kilkudziesięciu złoczyńców, jednak tych, którzy na dobre zapadli nam w pamięć, możemy policzyć na palcach jednej ręki. Jednak nie ma się czemu dziwić, skoro twórcy uciekają się do znanego ze szkolnych teatrzyków rozróżniania zła i dobra. I tak antagonista najczęściej nosi czarny strój, niejednokrotnie maskę i jakiś płaszcz skrojony na modłę lat 80. - ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Heros przywdziewa jaśniejszy kostium, nie zasłaniając w wielu przypadkach twarzy; zwróćcie uwagę, że pierwszą czynnością Barry'ego i Olivera po powrocie z misji jest ściąganie maski czy kaptura. Złoczyńca musi dodatkowo stroić dziwaczne miny, a jego wprowadzenie na ekran odbywa się za pomocą pracy kamery, która pokazuje złowrogą sylwetkę nikczemnika, począwszy od jego butów. Poza nielicznymi wyjątkami antagonistom wciąż chodzi o to samo - 5 minut chwały i spędzenie reszty życia w więzieniu. Przypadek Deathstroke'a jest tu tylko wyjątkiem, który potwierdza regułę. Charyzma i motywacje tej postaci coraz częściej ustępują miejsca próbom zaszufladkowania go w ramach przekazu werbalnego, na zasadzie: w następnym odcinku pojawi się Deathstroke - będzie pożoga. Dlatego Slade Wilson staje się fabularnym wytrychem, nie zaś doskonale nam znanym zabijaką z krwi i kości.
fot. Diyah Pera/The CW

Bohaterowie mają problemy z telefonami komórkowymi

Telefonia komórkowa w Arrowverse istnieje, a jakże. Felicity czy Cisco zdołali już podrasować aparaty do tego stopnia, że spokojnie mogliby za ich pomocą otwierać tunele Einsteina-Rosena. Jednak diabeł tkwi w szczegółach. Zwróćcie uwagę, jak często bohaterowie Arrowverse wpadają na siebie przypadkiem albo wchodzą sobie nawzajem do mieszkań bez zapowiedzi. Nie ma praktycznie odcinka, by nie doszło do takiej sytuacji. Powstaje więc w tym miejscu zasadnicze pytanie: do czego protagoniści wykorzystują telefony komórkowe, skoro wizyty w domu bliskiego znajomego nie poprzedzają SMS-em, nie mówiąc już o rozmowie telefonicznej? Ta technologiczna zagwozdka jest tylko składową większego problemu - zupełnie niedorzecznego podejścia do eksponowania postaci. Ich pozorowana tajemniczość musi być wykładana widzom topornie, siermiężnie, poprzez wyłanianie się z półmroku, zakradanie się czy zakładanie innych strojów. Problem polega na tym, że na końcu tego typu zabiegów zawsze jest... śmiesznie.
Źródło: Jack Rowand/The CW
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
  • 3
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj