2021 przybywaj… Czyli podsumowanie roku 2020 w kulturze
Zamknięte, przełożone, odwołane. Te słowa stanowią Top 3 najczęściej słyszanych i czytanych nagłówków tego roku. Dla świata filmów i seriali był to bardzo dziwny czas, ale czy do końca spisany na straty? Przedstawiamy nasze subiektywne podsumowanie roku 2020 w kulturze.
Podsumowania poprzednich lat wyglądały zawsze podobnie – to było hitem, to klapą. Jednak od kiedy istnieje popkultura, branża ta nie doświadczyła chyba nigdy podobnego trzęsienia ziemi, jak w 2020 roku. Pandemia dotknęła absolutnie każdego aspektu naszego życia i chociaż wydawać by się mogło, że przy takiej ilości problemów upadek kultury nie jest naszym największym zmartwieniem – to należy pamiętać, że ludzkość bez niej nie przeżyje. Nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie życia bez książek, filmów i muzyki. A nawet jeśli, to co to za życie? Szybująca popularność platform VOD, która sięgnęła zenitu podczas kwarantanny, potwierdza tylko tę tezę.
Na pierwszy ogień poszło to, co najbliżej nas – kina. Pozamykane sale kinowe to problem dużo poważniejszy, niż tylko brak miejsca do oglądania produkcji z buzią pełną popcornu. Myślę, że Hollywood już dawno przestało liczyć straty – są nie do wyobrażenia. Kiedy Chiny, które po Stanach Zjednoczonych generują największe przychody ze sprzedanych biletów, już na początku tego roku założyły kłódki na drzwiach kin, wiadomo było, że w ich ślad pójdzie reszta krajów. W pewnym momencie stało się jasne, że producenci największych i najbardziej wyczekiwanych produkcji muszą podjąć decyzję o przesunięciu premier. Były to zarówno pozycje będące już na etapie postprodukcji – takie jak Diuna, Szybcy i wściekli 9, Nie czas umierać, Free Guy czy Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun – ale również takie, których cała produkcja musiała zostać zawieszona, m.in. Minionki: Wejście Gru, Spider-Man: Bez drogi do domu czy Mission: Impossible Dead Reckoning. To samo tyczy się oczywiście również polskich premier – odwołana została chociażby czwarta część Listów do M. czy Magnezja, jeden z ciekawiej zapowiadających się polskich filmów ostatnich lat. Dowodów na to, że w konsekwencji powyższych decyzji kina są już na granicy przetrwania, nie musimy szukać daleko – jedno z najpopularniejszych kin w Polsce, warszawska Kinoteka w Pałacu Kultury i Nauki, już od kilku miesięcy istnieje jedynie dzięki wsparciu finansowym widzów.
W 2020 roku obserwowaliśmy również sytuacje, kiedy twórcy decydowali się mimo wszystko na wprowadzenie swoich produkcji do kin, w tym krótkim odcinku czasu, przez który były otwarte. Głośnym tego przykładem był oczywiście Tenet, ogłoszony, pomimo zapewnień reżysera, ogromną klapą finansową. Wpływy ze sprzedaży biletów przyniosły filmowi zaledwie 350 milionów dolarów. Odliczając od tego procent dla kin, koszty produkcji (szacowane na minimum 200 milionów dolarów) oraz koszty promocji (standardowo to jakieś 100 milionów dolarów) oznacza to dla studia spore straty. Przypomnijmy, że poprzednie dzieło Nolana – Dunkierka, kosztująca o połowę mniej – zarobiła w 2017 roku 526 milionów dolarów… Amerykańscy eksperci oszacowali również sytuację, w której Nie czas umierać wszedłby do kin w czasie pandemii. Według tych wyliczeń produkcja przyniosłaby zyski aż o 300 milionów dolarów mniejsze niż normalnie.
Niektórzy, chcąc minimalizować straty, zdecydowali się na przeniesienie premier na platformy VOD. W taki sposób tylko na samym Netfliksie swoje dzieła pokazali premierowo wielcy twórcy i najsławniejsze studia filmowe Hollywood, m.in. Enola Holmes czy Misja Greyhound. Podobna sytuacja dotknęła polskie produkcje, na platformie pojawił się chociażby polski horror W lesie dziś nie zaśnie nikt, który miał mieć premierę w 13 marca i została ona odwołana przez pierwsze zamknięcie kin.
Wydawać by się mogło, że przecież wpuszczenie filmu do serwisu streamingowego to najlepsze możliwe rozwiązanie. Niestety, żaden serwis nie zagwarantuje tak olbrzymich zysków z dystrybucji, co sprzedaż biletów kinowych. Działa to zatem tylko na zasadzie koła ratunkowego. Dlatego też studio Warner Bros. (odpowiedzialne za jedną z najbardziej wyczekiwanych premier –Wonder Woman 1984), szukając prawdopodobnie złotego środka, podjęło decyzję o równoległej emisji nadchodzących w 2021 roku premier zarówno na ekranach kin, jak i na platformie HBO Max na terenie Stanów Zjednoczonych. I chociaż niektórzy eksperci w dziedzinie kina przeczuwali, że prędzej czy później do takiej rewolucji dojdzie, to mimo wszystko decyzja wywołała niemałe kontrowersje w Hollywood. Pozornie ruch ten wydaje się dla wielu bardzo dobrą wiadomością, jest zaworem bezpieczeństwa, gwarantującym brak kolejnych przesunięć filmowych. Jednak w dłuższej perspektywie, taka decyzja odbierze kinom to, za co wszyscy je kochamy – element premierowości, tej solidarności, zgodnie z którą wszyscy fani zbierają się jednego dnia, w jedno miejsce, by zobaczyć coś, na co tak długo czekali. Może to w znacznym stopniu osłabić przyszłość dystrybucji kinowej, a kryzys kin to przecież kryzys całej branży filmowej. Jeśli – o zgrozo! – upadłyby kina i zostało nam tylko VOD, to musimy pamiętać, że nie tylko premier filmowych będzie coraz mniej, ale będą też one coraz biedniejsze – budżet uzyskany z przychodów ze streamingu będzie coraz bardziej okrojony. Sam Christopher Nolan wyraził swoje oburzenie tą decyzją, ogłaszając, że z dniem 3 grudnia 2020 roku upadło kino.
Gdyby tego było mało, nie tylko zawieszono premiery kinowe. Pandemia w taki czy inny sposób dotknęła wszystkich możliwych wydarzeń kulturowych – od festiwali filmowych, przez zloty fanów, na targach tematycznych kończąc. Największe emocje wywołało pierwsze we współczesnej historii odwołanie Filmowego Festiwalu w Cannes. Nowa data 73. edycji, która miała odbyć się w maju, nie została nadal ogłoszona.
Natomiast Amerykańska Akademia Filmowa nadal stoi przy stanowisku, że 93. ceremonia wręczenia Oscarów odbędzie się stacjonarnie. Pomimo iż duża część filmów nadal nie miała szansy na premierę kinową, gala ma być, jak co roku, przeprowadzona w Dolby Theatre w Los Angeles z udziałem publiczności. Na ten moment zmiany pojawiły się jedynie w dacie, Oscary 2021 przesunięto z lutego na 25 kwietnia, a plotki mówią, że zostaną wpuszczone tylko zaszczepione osoby. Do tej pory rozdanie nagród Akademii przełożono tylko trzy razy w historii – w 1938 roku, gdy powódź w Los Angelem spowodowała odsunięcie gali o tydzień, w 1968 roku opóźnienie spowodowane było zabójstwem Martina Luthera Kinga oraz w 1981 roku, po zamachu na prezydenta Ronalda Reagana.
Jedynym tak dużym wydarzeniem międzynarodowym w formie stacjonarnej okazał się Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Wenecji. 77. edycja MFF odbyła się w ścisłym reżimie sanitarnym na wyspie Lida i chociaż było to pierwsze tak duże wydarzenie kulturowe odbywające się fizycznie, po ponad półrocznej przerwie, to pandemia zmusiła organizatorów do sporych zmian. W festiwalu uczestniczyło o ponad połowę mniej przedstawicieli z branży - co stanowiło ok. 5 tysięcy osób, zamiast zeszłorocznych 12 tysięcy. Przyjezdni spoza Europy byli testowani, a wokół całego terenu festiwalu rozstawione były bramki termowizyjne, które wyłapywały każdego z choćby podwyższoną temperaturą. Uczestnicy zobligowani byli do noszenia maseczek absolutnie wszędzie, a w salach kinowych jedynie co drugie miejsce było dostępne. Wenecja, która kojarzona była z artystycznym nieładem i spontanicznością, w 2020 roku zamieniła się w podręcznikowy przykład organizacji.
Do sieci przeniesione zostały także wydarzenia, których wersje online bardzo trudno było sobie wyobrazić. Wśród nich był największy konwent fantastyki – ComicCon, przeniesiony z San Diego do sieci. Pomimo braku magicznej atmosfery, towarzyszącej podziwianiu cosplayowych przebrań i możliwości spotkania swoich idoli, organizatorzy zaskoczyli swoich fanów tym, że tegoroczna edycja nie była biletowana. Udział w wydarzeniach online mogli więc wziąć wszyscy chętni. Niestety, mimo dużych starań, by ComicCon@Home chociaż po części zastąpił fanom ich wielkie, popkulturowe święto, wersja online nie spotkała się z aprobatą. Cóż, ewidentnie niektórych emocji nie da się przenieść do sieci.
Jeśli 2020 rok był czasem internetowych innowacji, to zdecydowanie jednym z nich było DC FanDome – wirtualna konferencja, zorganizowana z potrzeby chwili. Ten internetowy event był w całości poświęcony bohaterom produkcji DC Comics. Spragnieni nowości fani komiksów dostali potężną dawkę informacji na temat przyszłości ich ulubionych seriali, filmów, gier i oczywiście komiksów. A kwestia tzw. Snyder Cut pokazała w 2020 roku, że warto walczyć o oryginalną wizję twórcy, bo zamówiono realizację tej wersji Ligi Sprawiedliwości pomimo tego, że wielu wątpiło w taki rozwój sytuacji. Wydarzenie zostało jednogłośnie ogłoszone ogromnym sukcesem pomysłodawców, dzięki któremu stęsknieni fani zostali przytłoczeni ogromem nowości, na które będą czekać. W podobnej formule odbyło się również tegoroczne Disney Inwestor Day, podczas którego nie tylko ogłoszono tonę nowości od Marvel Cinematic Universe i ze świata Gwiezdnych Wojen, przedłużenie takich produkcji jak Opowieści podręcznej, ale również debiut platformy Disney+ w Europie Wschodniej z początkiem 2021 roku.
Jeśli chodzi o polską branżę kinową, to kryzysowi zdecydowanie nie pomagały decyzje naszego rządu. Chociaż Minister Edukacji wycofał się chwilowo z decyzji zakładającej przyznanie z Funduszu Wsparcia Kultury ogromnego dofinansowania dla artystów o wątpliwym poważaniu, to niesmak pozostał. Kilkutysięczne rekompensaty dla braci Golec czy zespołu Bayer Full, w perspektywie upadających w Polsce kin i rosnącego bezrobocia w branży filmowej, wywołały co najmniej spore kontrowersje. Pomimo przyznanego w marcu prawie 2 miliardowego budżetu na Telewizję Polską, poziom emitowanych programów w stacji, która dla znacznej ilości Polaków w mniejszych miejscowościach jest jedyną dostępną – nigdy nie był tak niski. Poczynając od notorycznej promocji twórców disco polo, na nowościach ramówkowych pokroju Motel Polska, kończąc.
Mimo braku wsparcia rządowego polska kinematografia miała się w tym roku wybitnie dobrze. 2020 był rokiem naprawdę wielkich, międzynarodowych sukcesów Jana Komasy oraz Agnieszki Holland. Sala samobójców. Hejter jako drugi, po Bożym ciele, film Komasy znalazł się w gronie siedmiu polskich kandydatów walczących o bycie polskim kandydatem do nominacji do Oscara. I chociaż Polski Instytut Sztuki Filmowej zdecydował, że polskim reprezentantem w kategorii Najlepszy Film Nieanglojęzyczny na 93. gali Amerykańskiej Akademii Filmowej będzie Śniegu już nigdy nie będzie Małgorzaty Szumowskiej, było to nadal niemałe wyróżnienie. Swoją międzynarodową pozycję umocniła również Agnieszka Holland, która stanęła na czele Europejskiej Akademii Filmowej, będąc jednocześnie pierwszą kobietą na tym stanowisku.
2020 rok możemy z powodzeniem nazwać testem na gotowość w sieci – kto go nie zdał, przegrywał. I tak cała branża kinowa radziła sobie, jak tylko mogła. Nie mogliśmy obejrzeć nowego Bonda w kinach? To HBO postanowiło przypomnieć nam całą serię przygód Agenta 007 w naszych domowych zaciszach. Kino – lepiej czy gorzej – poradziło sobie. Poradziły sobie też festiwale filmowe, z których część odbywała się w sieci. Szukając pozytywów, trzeba przecież zwrócić uwagę na nieograniczone możliwości powiększania publiczności – projekcja online nie ma przecież ograniczonej liczby miejsc, co nie pozostało bez znaczenia dla kwestii finansowych. Co prawda nie każdy chciał wydawać swoje pieniądze na udział w festiwalu, leżąc w piżamie w łóżku, ale dla tych, którzy chcieli – nie było ograniczeń. Co więcej, wiele gal i debat było po raz pierwszy dostępnych publicznie dla wszystkich. Utrudniony kontakt z fanami zmusił osobistości świata kultury do większego zaangażowania się w social media. Już podczas pierwszego lockdownu odczuliśmy ogromny wysyp wszelkiego rodzaju live’ów z naszymi idolami na mediach społecznościowych, coraz częstej umożliwiali nam oni też tzw. Q&A, czyli serie pytań i odpowiedzi.
Chociaż pozytywów 2020 roku szukać można jak igły w stogu siana, to pamiętajmy, że nawet w najmroczniejszych czasach znajdziemy promyk nadziei. Możliwości, które zwykle towarzyszą branży filmowej, zostały wyjątkowo okrojone i trzeba przyznać, że wszyscy radziliśmy sobie, jak mogliśmy. Nawet jeśli w 2021 roku wszystko „wróci do normy”, to nie możemy zapomnieć, że będzie to już zupełnie inna norma. Rok 2020 zmienił świat na dobre, zmienił nasze zachowanie oraz postrzeganie wielu rzeczy. Niezależnie od nas zmienił kulturę w sposób, który – jak uważa wielu ekspertów – prędzej czy później i tak miałby miejsce. Uważam jednak, że wszystko jest w naszych rękach – rękach widzów. Jeśli nadal będziemy tak wierni X muzie, to przetrwa ona każdy kryzys.