Ale nie tylko, bo w tym wszystkim nagana należy się też mediom, które zdecydowanie zbyt łatwo dały sobie nawinąć makaron na uszy. Zanim wejdziemy w temat głębiej i oddam też głos ekspertom z dziedziny mediów i kulturoznawstwa, muszę najpierw sam uderzyć się w pierś. Nie mógłbym bowiem pozwolić sobie na jakąkolwiek krytykę postaw lub zachowań innych, gdybym próbował pewne sprawy zamiatać pod dywan. 16 lipca 2019 roku opublikowałem na naszych łamach informację o zwiastunie pochodzącego z Indii filmu z udziałem Natalii Janoszek. Napisałem wtedy, że będzie to dla tej aktorki kolejny zagraniczny projekt, bo wcześniej miała okazję wystąpić w anglojęzycznym filmie The Green Fairy oraz zaliczyła rolę w produkcji Dreamz z Bollywood. Dalsza część pisanej przeze mnie informacji dotyczyła samego projektu zatytułowanego Chicken Curry Law, więc może nie palnąłem głupstwa o "polskiej gwieździe w Bollywood", ale też niestety nie zadałem sobie trudu sprawdzenia, kim jest Natalia Janoszek i jak znalazła się w Indiach. Dziwię się dzisiaj, że sam tytuł filmu nie zaalarmował moich receptorów poznawczych, bo jak słusznie zauważył Krzysztof Stanowski w swoim programie Dziennikarskie Zero poświęconym właśnie "karierze" Natalii Janoszek, tytuł tego widowiska brzmi trochę, jakby u nas nazwać film Prawo Kotleta Schabowego.
zrzut ekranu
Jest mi o tyle lżej, że podszedłem do tego newsa bezpiecznie, tak jak do każdego innego zwiastuna produkcji filmowej i chociaż nie pogłębiłem swojej wiedzy na temat aktorskich dokonań Natalii Janoszek, to ostatecznie mam poczucie, że wielkiej gafy nie walnąłem. Co jednak powiedzieć o dokonaniach innych dziennikarzy, którzy chętnie zapraszali Natalię Janoszek do swojego programu i wierzyli w opowiadane przez nią banialuki na temat – jak się okazało dopiero dzięki Stanowskiemu – niebyłej kariery?

Google nie gryzie...

Do działalności Krzysztofa Stanowskiego w mediach można mieć różny stosunek, bo często uderza w nuty populizmu (czego sam nie ukrywa) i hipokryzji (tego też nie ukrywa), ale jedno mu trzeba oddać – prowadzone przez niego śledztwa są skuteczne i wykorzystuje swoje duże zasięgi do tego, by nagłośnić sprawę. Zrobił w swoim programie Dziennikarskie Zero to, co dziennikarze zrobić powinni w sytuacji, gdy rozgłos wokół Natalii Janoszek nabierał rumieńców. Odpalił wyszukiwarkę Google i po prostu powiedział: "sprawdzam". Ujawnił nie tylko szereg nieścisłości i kłamstw, ale też krok po kroku wskazał na proces stawania się przez Janoszek wyimaginowaną celebrytką. Tym bardziej przerażające były zamieszczone w jego programie wstawki z różnych śniadaniówek i innych programów, które powtarzały te same hasła o "polskiej gwieździe z Bollywood" i pomagały jej w kreowaniu tej sztucznej rzeczywistości. W świecie upadającej etyki dziennikarskiej nie powinno to dziwić, ale zaczynam obawiać się, że to nie była tylko kwestia słabego researchu czy kopiowania od innych informacji na temat kariery Janoszek. Czy dla obu stron było zwyczajnie korzystne wierzyć w kreowaną przed Polakami iluzję sukcesu? Wątpliwości w tym aspekcie nie ma Kamil Śmiałkowski, badacz kultury i prowadzący fanpage Człowiek z popkultury:
Mamy tu do czynienia z klinicznym wręcz przykładem tzw. "upadku prasy papierowej", które to hasło jest metaforą końca etosu tej branży. Koniec weryfikacji w kilku źródłach, liczą się szybkie kliki i pogoń za sensacją. Ci, którzy wiedzą, jak manipulować tym zjawiskiem, potrafią zdobyć (jak Janoszek) albo dowolnie długo utrzymywać (jak Wojewódzki) uwagę mediów popularnych, a co za tym idzie ich czytelników.
Podobnego zdania jest Dominik Kurowski, kulturoznawca, który akademicko rozprawił się z zagadnieniem cyberkultury:
To jest słabość mediów, ale też upadek pewnych norm. Dzisiaj dziennikarz to już nie jest ktoś, kto zajmuje się rzetelnością i dogłębnym researchem. Liczą się kliki, oglądalność i może powiem rzecz oczywistą, ale kapitalizm przeżarł też niestety tak szlachetną sztukę dziennikarstwa.
Kłamstwo ma krótkie nogi, a Janoszek teraz dobitnie się o tym przekonuje. Stanowski wykorzystał swoją platformę do powiedzenia kilku prawd, dokonując jednocześnie wiwisekcji kariery, która wydarzyła się nie tylko w głowie samej Janoszek, ale też w umysłach wielu innych ludzi, którzy dali się przekonać, że jest ona cenioną w Bollywood aktorką. Materiał dziennikarza Kanału Sportowego ogląda się fantastycznie, bo mamy do czynienia z dużym przekrętem i świetnym śledztwem obnażającym kłamstwa, ale pytanie: co dalej?
zrzut ekranu

Kultura anulowania zjawiskiem, którego u nas nie ma

Jeśli chodzi o następstwa programu Stanowskiego, zdecydowanie osobnym wątkiem jest to, co dziennikarz postanowił zrobić później. Zamiast jednego odcinka programu świetnie punktującego całą sytuację, zdecydował się na wykreowanie postaci Khrisa Stana Khana, który udał się do Indii i zapragnął zostać gwiazdą Bollywood. Społeczny komentarz zamienił się zatem w okazję do rozmemłania tematu na rzecz rozrywki, którą już wielu zdążyło określić jako lincz na Janoszek. Jest to o tyle wątpliwa postawa, że przecież czyny przez nią popełnione mają w sobie niską szkodliwość społeczną, więc czy powinniśmy w ogóle w tym kontekście mówić o jakiejś karze? Nie wchodząc w prawnicze pozwy skierowane przez Janoszek w stronę Stanowskiego, bardziej myślę tutaj o kulturze anulowania, która od dłuższego czasu jest szeroko komentowanym zjawiskiem na Zachodzie. U nas natomiast praktycznie nie występuje i żebyśmy mieli jasność - nie ubolewam nad tym stanem rzeczy. Uczono mnie definiowania kultury jako życie podług wartości, więc jest tutaj mocny nacisk na autonomię działań jednostki. Kultura anulowania daje jednak ludziom siłę wykreślania kogoś z tego równania, co jest bardzo niebezpieczne. Jednocześnie nie mogę się nie wściekać, gdy kolejne afery są u nas zamiatane pod dywan i potrafimy z lekkością przeskakiwać z jednej w drugą. Łatwo to dostrzec choćby na przykładzie influencerów, których kontrowersyjne sytuacje nie tylko nie odstraszają, ale wręcz przyciągają reklamodawców. Liczy się bowiem nie dobre imię osoby, ale jej zasięgi. Media, ale też opinia publiczna mają pamięć złotej rybki, co w podobny sposób diagnozuje Kamil Śmiałkowski:
Kultura anulacji u nas nie występuje. I to nie tylko w kontekście omawianej sprawy (również dotyczy chociażby polityków). Po dowolnej aferze wystarczy na jakiś czas się przyczaić, a potem wrócić w glorii – "wielki powrót", "XXX przerywa milczenie". Byliśmy świadkami tego już dziesiątki razy przy każdym rodzaju person publicznych. Liczy się rozpoznawalność. Jeśli raz się ją zdobyło, zawsze da się wrócić.
Materiały prasowe
W tej sytuacji chyba nie powinniśmy się zatem dziwić, że media dały się skutecznie oszukać Janoszek. Lansowanie nowej gwiazdy okazało się być całkiem wygodne i tylko czekać, aż aktorka na całym tym zamieszaniu jeszcze zyska. Jak? Choćby poprzez nowe role w Polsce, bowiem wątpliwe jest, że branża filmowa zechce odpuścić zamieszczanie na plakacie tak głośnego nazwiska. Kultura anulowania opiera się oczywiście na mechanizmach średniowiecznego obrzucania kogoś kamieniami, co jest postawą godną piętnowania, ale jednocześnie powinna być w środowisku solidarność w odrzucaniu usług kogoś, kto czerpał korzyści z oszukiwania wszystkich wokół.
Media żyją ze skandali i podgrzewania atmosfery, więc kultura anulowania w Polsce nie byłaby w ich interesie – mówi Dominik Kurowski. – Nie przypominam sobie osoby, która została u nas "scancelowana", raczej służy to tylko nakręcaniu koniunktury na daną postać i kreowaniu jej w świecie celebryckim. Odbiorcy też tym żyją, wystarczy zajrzeć w komentarze. Z jednej strony narzekają na te zjawiska, ale sami się nakręcają w tych negatywnych emocjach. Stara zasada mówi zresztą: "nie ważne jak mówią, ważne, że mówią".

Dziennikarska indolencja

Postawa mediów nie tylko nie zapobiegła wykreowaniu sztucznego obrazu niebyłej kariery aktorki, ale też jawnie przyczyniła się do wylansowania postaci, która generować będzie im kolejne wyświetlenia. Jest to jednak w znacznie szerszym spektrum smutna sytuacja, bo przecież każdy z nas dysponuje narzędziami do weryfikowania wiadomości i zamiast rozwijać się w towarzystwie technologii, to ewidentnie tutaj większość osób z branży zwyczajnie się zwinęła. O Janoszek napisałem w 2019 roku i nie sprawdziłem, kim jest, ale tak naprawdę usłyszałem o niej dopiero za sprawą programu Stanowskiego. Pewnie wielu z Was będzie w komentarzach pisać podobnie, że dopiero po Dziennikarskim zerze, dowiedzieliście się o istnieniu tej osoby. Po co więc to wszystko? Czy warto jeszcze ciągnąć ten temat? Ja chciałbym natomiast zapytać, czy Janoszek dalej będzie odwiedzała czerwone dywany w Polsce? A może wśród odbiorców kultury w Polsce zapali się czerwona lampka przy kolejnych tego typu sytuacjach? I wreszcie – czy działania Krzysztofa Stanowskiego mogą znacząco wpłynąć na ludzi? W tym temacie do pesymistycznej konstatacji doszedł Kamil Śmiałkowski:
Niczego to nie zmieni. Ot, ktoś miał czas i środki, by właśnie przebić któryś z baloników. Większość, nawet niezłych dziennikarzy tego nie ma. Tu Stanowski wykorzystał swe zasoby i chwała mu za to. I oczywiście, że uczynił to dokładnie z tego samego powodu (dla zasięgów, dla autopromocji, dla siebie), ale zrobił to atrakcyjnie i wyraźnie się (i nas) tym bawi. Acz niczego to nie zmieni. Jak całościowo zsuwaliśmy się powoli na dno kosza, tak dalej będziemy się tam zsuwać.
Kanał Sportowy/zrzut ekranu
Nieco bardziej optymistyczna jest wizja Dominika Kurowskiego, chociaż tutaj też mamy przykry wniosek dotyczący tego, jak łatwo jest dzisiaj stać się postacią medialną. Możemy starać się robić wartościowe rzeczy, ale koniec końców naszym losem nie zainteresuje się tyle osób, co choćby w przypadku pożegnania "słynnego" Majora z Internetu, patostreamera, który znany był z robienia "dymów" i picia alkoholu na wizji.
Akcja Stanowskiego może doprowadzić tylko do tego, że z większym dystansem i przymrużeniem oka będziemy traktować pojawiające się w mediach nowe gwiazdy – kontynuuje Kurowski. – Na tym przykładzie widać – co jest zadziwiające w XXI wieku – król jest nagi. Łatwo jest u nas uzyskać miano celebryty, a czerpie z tego sam Stanowski za sprawą negacji i obśmiewania innych.
Jak powiadam, osobnym tematem jest dalsza działalność Stanowskiego i do zupełnie innych miejsc zabrałyby nas rozważania na temat granic komentarza społecznego i tego, gdzie się zaczyna internetowy lincz. Prawdą jest jednak to, że upada nie tylko etyka dziennikarska, ale też zdecydowanie zubożał nasz system wartości jako społeczeństwa. Żeby na koniec nie iść za mocno w patetyczne tony napiszę tylko, że jest w tej historii nauczka dla nas wszystkich, że czasem warto użyć wyszukiwarki Google do czegoś więcej, niż tylko sprawdzanie niedzieli pod kątem tego, czy jest handlowa, czy też nie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj