Diablo 2: Resurrected – wrażenia z testów alfa. Jak wypada „wskrzeszony” klasyk sprzed 20 lat?
Wszystko wskazuje na to, że Diablo 2: Resurrected będzie bardzo wierne oryginalnej wersji gry z 2001 roku. Dla jednych będzie to zaletą, dla innych zaś wadą.
Diablo 2 to gra, którą darzę ogromnym sentymentem. Była to jedna z pierwszych produkcji, które świadomie wybrałem, zachęcony reklamami i recenzjami w branżowych czasopismach. I chociaż w moje ręce w 2001 roku trafiła francuska wersja językowa, z której nie rozumiałem absolutnie nic i może nie do końca był to dobry prezent dla 11-latka, to… kompletnie nie mogłem oderwać się od mojego peceta przez wiele godzin. W kolejnych latach zdarzały mi się powroty do świata Sanktuarium z „dwójki”, a przy kontynuacji spędziłem grubo ponad 1000 godzin na trzech platformach – PC, Switchu i PlayStation 4. To wszystko sprawiło, że zapowiedź odświeżonego wydania z podtytułem Resurrected przyjąłem niezwykle entuzjastycznie, choć gdzieś z tyłu głowy ciągle miałem wrażenie, że coś może pójść nie tak i czeka nas powtórka z Warcrafta 3 w wydaniu Reforged. Po technicznych testach Diablo 2: Resurrected jestem jednak całkowicie spokojny o los tego tytułu…
Mamy do czynienia z ciekawym przypadkiem. W branży gier już od dłuższego czasu określenia „remaster” i „remake” używane są w zasadzie jako zamienniki, choć w teorii odnoszą się do nieco innych sposobów odświeżania klasyków. I tutaj również dostajemy coś z pogranicza obu tych terminów. Z jednej strony twórcy bardzo wiernie przenoszą wszelkie mechaniki, lokacje, zdolności i balans rozgrywki, z drugiej ta współczesna, graficzna nakładka oferuje dużo więcej niż tylko proste podbicie rozdzielczości. Świat Sanktuarium przeniesiono w trójwymiar, zadbano o zupełnie nowe modele czy efekty świetlne.
Efekt takiego podejścia jest naprawdę fenomenalny. Gra wygląda świetnie, a jednocześnie utrzymana jest w podobnym tonie co pierwowzór. Jest mrocznie, nastrojowo i… miejscami naprawdę ciemno, do czego trzeba się przyzwyczaić po dużo jaśniejszym, Diablo 3, które złośliwi określali mianem „pastelowego”. Do gustu przypadł mi też nieco usprawniony interfejs, zwłaszcza podczas zaglądania do skrytki czy handlu, bo w Resurrected nie uświadczymy już ogromnych okienek na cały ekran.
Co ciekawe, ta stylistyczna wierność produkcji z 2001 roku sprawiła, że chwilę po uruchomieniu Resurrected miałem wrażenie, że gra wygląda jak oryginał. Szybko okazało się, że byłem w ogromnym błędzie, a nostalgia naprawdę ma ogromny wpływ na postrzeganie czegoś w naszych głowach, bo twórcy zadbali o możliwość przełączania oprawy między tą współczesną i retro przy pomocy jednego przycisku. Rozwiązanie to stosowano już w przeszłości w innych grach, np. Halo: Combat Evolved Anniversary, ale tutaj wypada ono jeszcze lepiej. Delikatny efekt „wygaszenia” sprawia, że przechodzenie między starym i nowym wyglądem jest niezwykle płynne i subtelne. Nie zauważyłem też żadnych problemów podczas zabawy w tym trybie retro, więc nikt nie musi się obawiać, że oryginał „zniknie”, tak jak miało to miejsce z klasycznym Warcraftem 3 po premierze Reforged.
Pod względem samej zabawy nie zmieniło się… praktycznie nic. I można uznać to zarówno za wadę, jak i zaletę. Sam trzon rozgrywki trzyma się zaskakująco dobrze i nawet po tych dwudziestu latach wycinanie potworów i pozyskiwanie coraz lepszego sprzętu sprawia masę frajdy. Powracają też znane umiejętności i ich balans, a więc bez problemu można wrócić do robienia swoich ulubionych buildów – jeśli sprawdzały się te dwadzieścia lat temu, to sprawdzą się i teraz! Niestety w Resurrected powraca też system wytrzymałości, co oznacza, że bohaterowie mają naprawdę słabą kondycję i po krótkim biegu muszą chwilę odpocząć lub ratować się wspomagaczami w buteleczkach.
Przyzwyczajenie się do tego - po wielu współczesnych przedstawicielach hack and slash, które niejednokrotnie pozwalają na błyskawiczne przemieszczanie się po mapie i posiadają naprawdę mobilne klasy postaci - jest zadaniem arcytrudnym. I jeśli miałbym wskazać jeden element, przez który gracze mogą się od nowego-starego Diablo 2 odbić, to jest nim właśnie ta nieszczęsna wytrzymałość. Obecność tej mechaniki w grze jest w pełni zrozumiała, bo mamy do czynienia z bardzo wiernym odświeżeniem kultowego klasyka. Mimo tego potrafiło to naprawdę przeszkadzać i wytrącać z rytmu zabawy. Cały czas zastanawiałem się, czy nie lepiej byłoby całkowicie z wytrzymałości zrezygnować lub chociaż wprowadzić możliwość wyłączenia jej gdzieś w opcjach, dzięki czemu każdy mógłby dostosować to doświadczenie do swoich potrzeb.
Pokuszono się w zasadzie tylko niewielkie zmiany – powiększono znajdującą się w obozowisku skrzynkę na przedmioty i dodano do niej zakładkę współdzieloną między postaciami, co ułatwia dzielenie się ekwipunkiem. Dodano też automatyczne podnoszenie złota upuszczonego przez potwory, co jest bardzo komfortowe i eliminuje potrzebę „oklikiwania” wszystkiego wokół. I w zasadzie… na tym i kompletnie bezużytecznym przybliżaniu obrazu (choć pozwala to dobrze porównać zmiany poczynione w zakresie oprawy) lista nowości się kończy.
Diablo 2: Resurrected zapowiada się naprawdę świetnie. Widać, że deweloperzy dbają o to, by gra była jak najbardziej wierna oryginałowi, co bez wątpienia przypadnie do gustu wszystkim miłośnikom tej klasycznej produkcji. Czy jednak ten remaster przekona do siebie młodsze osoby, które do tej pory z drugim „diabełkiem” do czynienia nie miały? Co do tego mam większe wątpliwości, bo stosunkowo powolne tempo rozgrywki, zwłaszcza w połączeniu z ograniczeniem w postaci systemu wytrzymałości, może dla niektórych okazać się barierą nie do przejścia. Sam na Resurrected czekam bardzo i mam wrażenie, że spędzę przy tej grze dziesiątki lub nawet setki godzin.