Kevin Bacon: Bardzo chętnie powróciłbym jeszcze raz do Wstrząsów [WYWIAD]
Kevin Bacon w serialu Miasto na wzgórzu gra skorumpowanego agenta FBI, którego życie polega na ciągłym gaszeniu „pożarów”. Produkcja właśnie wystartowała na HBO GO z 2. sezonem, a nam z tej okazji udało się porozmawiać aktorem. Zapraszamy do lektury.
DAWID MUSZYŃSKI: Od jakiegoś czasu grasz raczej czarne charaktery i oglądając te produkcje, włącznie z Miasto na wzgórzu, można wyczuć, że sprawia ci to nie lada frajdę.
KEVIN BACON: Wiesz, wiele osób mówiło mi, że źli faceci są o wiele bardziej atrakcyjni do grania. Niekoniecznie uważam, że to prawda. Choć muszę przyznać, że akurat w tym przypadku granie Jacka sprawiło mi dużo frajdy, że tak powiem, jeśli możemy nazwać to frajdą oczywiście. Ale mam też dużo przyjemności z grania ludzi, którzy są uczciwi. Wydaje mi się, że kluczem do sukcesu w budowaniu postaci niezależnie, czy jest ona dobra, czy zła z natury, jest jej złożoność, a Jackie jest kimś, kto jest po prostu trochę złożony. Miał naprawdę mroczną historię, która w tym sezonie zaczęła się coraz bardziej ujawniać. Jest prawdziwym skurwielem. Prawie wszystko, co wychodzi z jego ust, jest wątpliwe. Nie można mu ufać. Jest mężczyzną, który pochodzi z ulicy i mentalnie nigdy jej nie opuścił. Jak na tak szemranego typa jest jednocześnie niesamowicie inteligentny, niesamowicie oczytany. Dlatego myślę, że ta jego szujowatość jest z pewnością integralną częścią tego, kim jest, ale myślę, że to złożoność i nieprzewidywalność tego, co wyjdzie z jego ust, sprawia, że postać jest zabawna.
W drugim sezonie twoja postać walczy o przetrwanie. Chce pozostać w FBI, gdzie w rzeczywistości nikt go nie chce. I zadaję sobie pytanie, dlaczego Jack chce być w miejscu, w którym nikt już go nie szanuje. Wszyscy jego dawni przyjaciele pracują w sektorze prywatnym lub są prawdopodobnie martwi, patrząc na styl, w jakim prowadzili życie. Więc dlaczego tak bardzo mu zależy, by tam zostać? Czemu nie pójdzie gdzieś, gdzie mógłby korzystać ze swoich koneksji, zarabiać więcej pieniędzy, a przede wszystkim mieć szacunek?
Wydaje mi się, że jest to taki typ człowieka, który żywi się adrenaliną, więc automatycznie ładuje się w sytuacje stresowe i niebezpieczne. Przez te lata dorobił się pewnej pozycji, która go satysfakcjonuje. To nie jest tak, że on chce być jakimkolwiek policjantem. On chce być agentem FBI. Ekscytuje go to, że może nosić broń i nie musi do tego ubierać munduru. Do tego sprawy, w których bierze udział, są poważniejsze niż te, którymi zajmuje się zwykły policjant patrolujący codziennie miejskie ulice.
Wydaje mi się też, że emerytura, na którą próbują go wypchać, przeraża go. Sam dźwięk tego słowa odbiera mu męskość i oznacza dla niego, że jedną nogą stoi już w grobie. I tej myśli za nic nie chce do siebie dopuścić. Jeśli przyjąłby propozycję, jaka jest na nim wymuszana, straciłby jakąkolwiek władzę. Ludzie przestaliby się go bać, a to też nie jest dla niego komfortowa sytuacja. Przyzwyczaił się do tego, że ludzie boją się samego dźwięku jego nazwiska, bo zwiastuje ono nadejście czegoś złego. I być może sam kiedyś dojdzie do wniosku, że czas odpocząć i usiąść na wygodnym domowym fotelu z ciepłymi kapciami na stopach. Ale on sam zadecyduje, kiedy ten moment nastanie i doprowadzi do niego na własnych warunkach.
Można odnieść wrażenie, że on jest uzależniony od bycia w FBI.
Bo tak definitywnie jest. On jest uzależniony od tej pracy, a dokładniej od tego, kim ona go czyni. Choć nie jest to jedyna rzecz, od której jest uzależniony, o czym mieliśmy się okazję przekonać w poprzednim sezonie.
Akcja serialu rozgrywa się w latach 90. Scenarzyści tworząc postać Jackiego, użyli chyba wszystkich istniejących wtedy stereotypów. Na przykład jego stosunek do kobiet jest bardzo nonszalancki, by nie powiedzieć przedmiotowy. Jak to odebrałeś?
Myślę, że jest wyjątkowo mizoginistyczny. Dla widzów jest to bardzo interesujące. Dlatego w drugim sezonie, po rozmowie ze scenarzystami, postanowiliśmy trochę bardziej zgłębić temat, z czego wynika takie podejście Jackiego do kobiet. Chcieliśmy pokazać, dlaczego jego relacje z płcią piękną są czasami niesamowicie patriarchalne, kawalerskie i mizoginistyczne, choć zdarza się też, że na jego drodze stanie kobieta, której nie uda mu się zdominować i wtedy robi się naprawdę ciekawie.
Spójrzmy na przykład na pierwszy sezon, w którym jego życie było zdominowane przez trzy różne kobiety: teściową, żonę i córkę. Do każdej z nich miał inny stosunek. Z każdą z nich prowadził „wojnę”. Z teściową wygrał i doprowadził do jej wyprowadzki, ale z żoną i córką przegrał. Z tą ostatnią bardzo sromotnie, co skończyło się tragicznie.
W drugim sezonie doszła do tego postać Karen Shimizu, która jest zasadniczo jego szefem. Zostaje zatrudniona jako prokurator generalny. Więc Jackie pracuje dla niej i między nimi jest wielka dynamika, którą będziemy eksplorować w tym sezonie.
Jaka twoim zdaniem zaszła zmiana w tym bohaterze pomiędzy sezonami?
Jest on na pewno dużo bardziej wrażliwy i wystawiony na strzał w drugim sezonie. On nigdy nie był człowiekiem o czystym sumieniu. Miał wiele trupów w szafie w sensie metaforycznym, a teraz wiemy, że ma dwa w sensie fizycznym. Co oczywiście nie oznacza, że zaczął się jakoś inaczej zachowywać. Już samo otwarcie tego sezonu pokazuje, że wrócił do dawnych przyzwyczajeń. W pierwszej scenie mamy młodą kobietę, narkotyki i typowy dla Jackiego dramat, który nie kończy się dobrze. Ale że on jest jak kot, to zawsze kombinuje, jak lądować na cztery łapy, wciągając innych ludzi w szambo, z którego on może się i wykaraska, ale oni już nie. Dlatego każdy tak negatywnie reaguje na to, gdy go widzi lub gdy słyszy jego głos w słuchawce.
Odnoszę czasami wrażenie, że wszystko, co on robi, jest robione specjalnie. On po prostu sprawdza, na ile sobie może pozwolić. I jak widzimy, na dużo.
Jak już wspominamy pierwszy odcinek nowego sezonu, to trzeba zaznaczyć, że ty go wyreżyserowałeś. Zdjęcia odbywały się zarówno w Bostonie, jak i w Nowym Jorku.
Większość kręciliśmy w Nowym Yorku, który filmowo bardzo się rozwinął. Mieszkam w tym mieście od 1976 roku i widzę ten rozwój. Mamy wiele świetnie wyposażonych hal zdjęciowych. Do tego Nowy Jork w wielu miejscach przypomina Boston, co bardzo ułatwiało nam pracę. Kręciliśmy na Bronksie, na Staten Island i w hrabstwie Westchester. Jestem przekonany, że nawet mieszkańcy Bostonu nie zorientują się, które sceny były kręcone w ich mieście, a które nie. Bardzo się cieszę, że miałem okazję nagrywać w obu tych miastach, przez co odcinek prezentuje się świetnie.
Jesteś człowiekiem, który nie wyobraża sobie życia bez pracy. Powiedz mi proszę, jak poradziłeś sobie podczas pandami, gdy biznes filmowy się zatrzymał?
To był straszny okres. Mieliśmy nakręcone dwa odcinki Miasta na wzgórzu, gdy wybuchła pandemia. Nagrywaliśmy w wtedy w Nowym Yorku, moja żona Kyra pracowała Kalifornii. Postanowiłem do niej dołączyć, bo jak wszyscy na całym świecie, myślałem że ta przerwa potrwa kilka tygodni, góra miesiąc, po czym wszyscy wrócimy do pracy. Tak się nie stało. Ale jak sam zauważyłeś, ja nie jestem gościem, który potrafi usiedzieć w miejscu. Muszę coś robić. By zająć czymś głowę, zacząłem pisać piosenki. Gdy już to zrobiłem, postanowiłem nagrać teledysk do jednego z utworów. Jak już to było zrobione, to wraz z żoną postanowiliśmy napisać, wyreżyserować i nakręcić krótki film. Wszystko robiliśmy sami łącznie z makeupem, fryzurami, kostiumami, cateringiem i Bóg wie czym jeszcze. Czas leciał i nim się obejrzałem dostałem informację, że wracamy na plan Miasta na wzgórzu. W czasie pandemii nagraliśmy więc ostatnie sześć odcinków. I muszę przyznać, że była to heroiczna praca każdej osoby z naszej ekipy, by to się udało.
Podczas mojego ostatniego pytania chciałbym odejść od serialu i zapytać cię o ulubioną postać, jaką zagrałeś w karierze.
Tu odpowiedź jest prosta. Valentine McKee z Wstrząsów. To chyba jedyna postać z mojej filmografii, do której miałbym wielką ochotę wrócić. Nawet była na to szansa. Nakręciliśmy telewizyjny pilot serialu, który miał kontynuować naszą przygodę, ale z jakichś względów nie przypadł osobom decyzyjnym do gustu.
Tylko nie zrozum mnie źle. Lubię wszystkie postaci, które grałem. No dobra, lubię większość postaci, które grałem. Nie ukrywam, że kocham ten zawód właśnie ze względu na możliwość przeżycia setek żyć w trakcie trwania jednego. Wejść w buty ludzi, którymi nigdy bym się nie stał lub którymi nie chciałbym się stać.