Gatunek:
RPG akcji, Hack 'n' slashPlatforma:
PS5, Nintendo Switch, PC, Xbox Series X, PS4, Xbox OneWydawca:
Świat: Blizzard
Najnowsza recenzja redakcji
Kiedy oryginalne Diablo II ujrzało światło dzienne, było kapitalnym hack’n’slashem. Zróżnicowany świat, hordy potworów do ubicia – idealne rozwinięcie wszystkiego, co zobaczyliśmy na premierę pierwszego Diablo. Do tego 5 klas postaci w podstawce, a potem 7, kiedy dostaliśmy dodatek Lord of Destruction. Atmosfera grozy, niepokojące dźwięki, nieziemski klimat. To było coś niesamowitego i wyznaczyło drogę dla kolejnych przedstawicieli gatunku. Najważniejsze jednak było to, że gra wciągała. Ciągła chęć czyszczenia kolejnych miejscówek (niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto zwiedził wszystkie grobowce Tal Rashy, zamiast iść do tego dobrego tylko po to, żeby znaleźć jakiś lepszy przedmiot), możliwość rozwoju każdej ze swoich postaci na kilka sposobów – to wszystko sprawiło, że sam miałem ponad 1500 godzin (xFire mi je zliczyło, przed erą tego programu pewnie było kolejne kilkaset, a może i tysiąc). No dobrze, ale to nie jest miejsce na recenzje Diablo II. To miejsce jest po to, byście się dowiedzieli, co Vicarious Visions zrobiło w Diablo 2: Resurrected.
Mechaniki. W tym miejscu osobiście nie mam zastrzeżeń do tego, co zrobili autorzy. Zwiększenie miejsca w skrzyni? Jest. Dodatkowe zakładki, w tym 3 wspólne? Są. Automatyczne podnoszenie złota? Jest. Czy AI naszego najemnika dalej bywa głupie i gubi drogę? Owszem. Czy wciąż mamy bardzo mało miejsca w ekwipunku podczas naszej wojaczki? Tak. Czy mi to przeszkadza? No właśnie nie. Bo Vicarious Visions zrobiło to, co zrobić się powinno, pracując nad remasterem gry sprzed ponad 20 lat. Nie kombinowali, tylko dopieścili to, co się dało bez większej ingerencji. No i dodali też możliwość zresetowania punktów umiejętności i atrybutów (jeden raz na poziom trudności, ale jednak). A sam fakt przystosowania takiego tytułu do gry na padzie, który nie doprowadza do frustracji, to naprawdę duża sprawa – nie każdemu by się to udało.
Oprawa audiowizualna. To, co studio odpowiedzialne za wersję Resurrected zrobiło z grafiką, to jest coś NIEPRAWDOPODOBNEGO! Gra wygląda obłędnie, każda lokacja jest odwzorowana z wielką pieczołowitością i dbałością o detale, a umiejętności (wiązka błyskawic podczas walki ze Skarabeuszami sprawiła u mnie opad szczęki), postacie, przeciwnicy – majstersztyk. Wszystko przeszło fantastyczny lifting i żadne screeny nie oddadzą tego, jak dobrze ten tytuł dzisiaj wygląda. Oświetlenie? Idealne! Grając np. czarodziejką, kiedy niewiele było widać, oświetliłem sobie przejście kulą ognia – i miałem efekt WOW. W poprzednim akapicie napisałem o atmosferze wszechobecnej grozy i klimacie. Vicarious Visions swoimi pracami nad odświeżoną wersją sprawili, że to robi jeszcze większe wrażenie niż wtedy! A udźwiękowienie? Matt Uelmen stworzył muzykę do gry wiele lat temu, ale ta do dzisiaj jest małym arcydziełem. Dodajmy do tego wszystkie dźwięki otoczenia, takie jak otwieranie skrzyń, kapiące krople wody, upadające i wyjące potwory, spadająca na ziemię mikstura. 20 lat temu to wszystko robiło wielkie wrażenie. Dzisiaj robi je z taką samą, jeśli nie zdwojoną siłą. Warto też dodać, że wszystkie przerywniki filmowe zostały nagrane od nowa (zmieniając co nieco, ale nic na gorsze, uwierzcie mi na słowo). A wszyscy ci, którzy chcą wrócić do starych czasów i poczuć się jak my, starsi stażem gracze w 2000 roku: wystarczy nacisnąć jeden przycisk i kraina wiecznych pikseli i monitorów CRT stoi przed Wami otworem (podobny zabieg przeprowadzono w remasterze Starcrafta).
Premiera Diablo 2: Resurrected nie obyła się bez problemów (no kto by się spodziewał?). Gracze, jeśli już się dostali do gry, potrafili dostać kicka bez powodu, po czym znikali im bohaterowie. Oczywiście po jakimś czasie okazywało się, że wszystko jest na swoim miejscu, jednak taki wylot z gry nie jest niczym przyjemnym. Oprócz tego teraz postacie dzielą się na offline i online (podobnie jak w Wolcen – kto grał ten wie o co chodzi). Jak same nazwy wskazują, postacie offline są tylko do grania solo i bez korzystania z serwerów Blizzarda, online pozwalają bawić się ze znajomymi (albo solo, bo grę prywatną można sobie zrobić i mieć spokój). W związku z powyższym nie da się grać po sieci LAN. Z jednej strony rozumiem, bo trochę ogranicza to działania wszelakim oszustom, ale z drugiej? No kurcze, Diablo II bez LAN? No i jest ten nieszczęsny loot podczas grania online. W skrócie – w oryginale było tak, że grając z ekipą, szliśmy na eskapadę. Przedmioty, które wypadały z przeciwników, były widoczne dla wszystkich. Kto pierwszy podniósł, ten dostał nagrodę. I tutaj jest tak samo.
Podsumowując wszystko, o czym wyżej wspomniałem. Diablo 2: Resurrected jest dla mnie czymś niesamowitym. To powrót to łupania tysięcy wrogów w świetnej oprawie audiowizualnej, z klimatem wylewającym się wręcz z ekranu telewizora. Grając wygodnie na kanapie, z padem w dłoni, czuję się tak dobrze jak 20 lat temu, kiedy na niewygodnym krześle wpatrywałem się w 15-calowy ekran CRT, a z niedużych głośników słyszałem te wszystkie niepokojące dźwięki. W mojej opinii jest to idealny powrót do przeszłości, a Vicarious Visions po raz kolejny dowiodło, jak niesamowitą robotę potrafi zrobić. Co jednak z tymi, którzy w Diablo II nie grali, a dzisiaj odpalą remaster? Nie podzielam optymizmu, że będą się tak dobrze bawić. Niektóre rozwiązania mogą ich odrzucić (w końcu gatunek poszedł do przodu), ale powinni dać szansę wersji Resurrected. Dla mnie będzie w TOP 5 tego roku.