Doom ma prawie 30 lat i nadal bawi. W czym tkwi sekret tej serii?
Doom to idealny przykład tego, że istnieją gry ponadczasowe, które potrafią zapewnić świetną zabawę nawet wiele lat po premierze.
Pierwszy Doom zadebiutował w 1993 roku i wywarł wpływ na wiele późniejszych gier. 27 lat to naprawdę sporo, szczególnie w przypadku tak intensywnie rozwijającej się branży. Doskonale widać to przy zestawianiu ze sobą gier z różnych generacji konsol, gdzie przeskok widoczny jest gołym okiem, bez potrzeby organizowania dokładnych analiz. Rozwój technologii pozwala na tworzenie bardziej interesującej rozgrywki, realistycznej oprawy audiowizualnej czy lepszej sztucznej inteligencji. Mogłoby więc wydawać się, że gry sprzed ponad 20 lat będą istnieć wyłącznie w sercach graczy, cieszyć się zainteresowaniem jedynie największych zapaleńców, a przez resztę będą wspominane jedynie słowami: „aj, kiedyś to było…”.
W przypadku serii Doom wygląda to jednak nieco inaczej. Chociaż pierwsze jej odsłony wyraźnie zestarzały się pod względem grafiki i udźwiękowienia, to nadal mają wielu wiernych fanów. Do sieci trafiają kolejne mody, gracze prześcigają się w speedrunach i innego rodzaju wyzwaniach, a także uruchamiają grę w celu rozkładania jej na czynniki pierwsze i poszukiwania sekretów. A tych w starszych produkcjach studia id Software nie brakuje. Wystarczy na przykład wspomnieć, że jedna z tajemnic z gry Doom II została rozwikłana dopiero w 2018 roku, a więc… 24 lata po debiucie na rynku.
Co jednak sprawia, że gracze nadal tak chętnie poświęcają swój czas na te strzelanki retro? Tutaj siła tkwi przede wszystkim w prostocie. Główne założenia fabularne są tutaj naprawdę banalne – mamy cichego, bezimiennego bohatera (nazywanego Doom Guyem, Doom Marine, a w nowej odsłonie – Doom Slayerem) i całe zastępy piekielnych maszkar, które musimy eliminować na przeróżne brutalne i krwawe sposoby. Od samego początku mamy jasno określony cel, podział na dobro i zło. Gra nie wymaga od nas podejmowania żadnych decyzji moralnych, nie mamy najmniejszych wątpliwości przed pociągnięciem za spust. Radośnie pędzimy przed siebie i faszerujemy demoniczne pomioty ołowiem.
Piekielnie dobra zabawa
Deweloperzy w wyraźny sposób postawili też nacisk na gameplay, a nie na fabułę, filmowość czy realizm. Doom Guy może nosić przy sobie arsenał, którego nie powstydziłaby się mała armia, nie ogranicza go ciężar ekwipunku. Przy tym może poruszać się wyjątkowo szybko, a w późniejszych odsłonach również bez problemu skakać. Do tego dochodzi też staroszkolny system punktów życia. W Doomie nie uświadczymy automatycznie regenerującego się zdrowia, które stało się standardem we współczesnych strzelankach, takich jak seria Call of Duty. To zaś sprawia, że nie możemy tu ukryć się za ścianą czy inną przeszkodą w celu podleczenia się, a próby takiego odpoczynku prawie na pewno skończą się zgonem naszego bohatera. Zamiast tego musimy stale przeć do przodu i podnosić znalezione na ziemi apteczki i pancerz. Ciągle coś się dzieje, nie ma chwili wytchnienia, przez co taka zabawa angażuje w większym stopniu, niż chowanie się za osłonami i wyczekiwanie na wychylenie się przeciwników.
Mimo upływu wielu lat, seria Doom nadal potrafi zachwycić także konstrukcją poziomów. Nie mamy tutaj do czynienia z typowymi, liniowymi korytarzami, przez które jesteśmy prowadzeni jak po sznurku. Zamiast tego gracze trafiają do prawdziwych labiryntów, w których momentami naprawdę można się zagubić. Brak tutaj niewidzianych ścian czy typowych, sztucznych ograniczeń. Do tego na każdym kroku możemy trafić na coś ciekawego - nową broń, cenne uzupełnienie naszego zdrowia lub inne sekrety. Eksploracja sprawia sporo frajdy i nawet dziś taki design robi bardzo pozytywne wrażenie.
Wspominając o popularności Dooma nie sposób pominąć też aktywnie działającej sceny moderskiej, która skupia się wokół tej klasycznej produkcji. Na wzmiankę zasługuje przede wszystkim Brutal Doom. Ta popularna modyfikacja do pierwszej części cyklu zadebiutowała w roku 2012 i w dalszym ciągu jest rozwijana. Wprowadza ona szereg usprawnień i nowości, takich jak lepsze efekty cząsteczkowe, więcej krwi czy lepsza sztuczna inteligencja. Popularność moda nie umknęła nawet samemu Johnowi Romero, który zażartował, że gdyby pierwszy Doom na premierę miał zawartość z tego moda, to „zniszczyłby całą branżę gier”.
Powrót do przeszłości
Nawiązywanie do początków gatunku okazało się również przepisem na sukces w przypadku Dooma z 2016 roku. Tytuł ten oferował współczesną oprawę, ale pod względem gameplay’u był prawdziwym powrotem do krwawych korzeni, brutalną sieczką przy akompaniamencie ciężkiej, gitarowej muzyki. Gracze pokochali tę produkcję, spotkała się ona z bardzo udanym przyjęciem ze strony krytyków, a także osiągnęła naprawdę przyzwoitą sprzedaż – na tyle, że jakiś czas później ogłoszono pracę nad sequelem.
Ten zatytułowany jest Doom Eternal i zadebiutuje 20 marca 2020 roku na PC, PlayStation 4 i Xboksie One, a później także na Nintendo Switch. Wiele wskazuje na to, że powtórzy on sukces poprzednika, bo ujawnione do tej pory materiały zapowiadają równie „mięsistą” i dynamiczną akcję, która połączona zostanie z nowymi rodzajami broni i piekielnych maszkar. Co więcej, tytuł ten odda hołd klasykowi z 1993 roku w wyjątkowy sposób, oferując możliwość ustawienia kamery w stylu retro, tak, by broń gracza znalazła się w centrum ekranu. Nie jestem pewien, czy sam z takiego rozwiązania skorzystam, ale muszę przyznać, że jest to naprawdę ciekawy smaczek.
Seria Doom to doskonały przykład tego, że w branży gier znaleźć można perełki, które praktycznie się nie starzeją. Strzelanka id Software bez problemu może zostać umieszczona obok m.in. Mario i Tetrisa, jako jedna z tych produkcji, których klasyczna formuła rozgrywki bawi mimo upływu lat i ciągłego rozwoju branży.
Źródło: fot. Bethesda