Mało kto wie o eSporcie tyle, co Sam Braithwaite, który na grach wideo zęby zjadł. Z człowiekiem Blizzarda mieliśmy okazję porozmawiać na tegorocznej edycji Intel Extreme Masters.
Aleksander Mazanek: Jak wyglądało twoje pierwsze spotkanie z grami wideo?
Sam Braithwaite: Byłem wtedy jeszcze mały, ale miałem starszych braci i to oni wprowadzili mnie w świat gier. Pierwsza gra, jaką pamiętam, to Command & Conquer – Red Alert. Kupiłem ją z ojcem i w ciągu dwóch, trzech tygodni byłem już lepszy od niego i rodzeństwa. Od tamtej pory ciągle w coś grałem. Rodzice kładli mnie do łóżka, a bracia przemycali z sypialni w koszu na pranie, pod stertą ubrań. Mam nawet zdjęcie, jak siedzę w tym koszu przykryty praniem i patrzę, jak grają w Street Fighter V.
Masz swoją ulubioną grę?
Jasne. Warcraft III: Reign of Chaos.
Czyli od dziecka lubiłeś strategie?
Zdecydowanie, od małego ciągnęło mnie do tych rzeczy. Marzyłem o tym, żeby zostać wojskowym strategiem. To prawie jak szachy, patrzysz na to, co masz przed sobą i musisz wybrać najbardziej efektywną taktykę, obrać odpowiednią drogę działania. Wydaje mi się, że to, co przyciągnęło mnie do gier, to liczba danych, jakie musisz przetworzyć, zwłaszcza w RTSach i MOBAch. A mówimy o ogromnej liczbie zmiennych, które musisz brać pod uwagę i analizować, podejmując w ułamku sekundy decyzję, którą uważasz za słuszną... I tak przez dwadzieścia minut non stop. To duża presja zarówno psychiczna, jak i fizyczna.
A czy umiejętności zdobyte podczas grania pomogły ci kiedyś w życiu?
Oczywiście! Gry nauczyły mnie strategicznego, krótko i długofalowego myślenia. Najważniejszą lekcję wyniosłem właśnie z gier MOBA. Nic tak jak one nie odkryło przede mną możliwości pracy zespołowej. Bycie zawodowym graczem w profesjonalnym zespole wpaja takie umiejętności, jak efektywna komunikacja, szczególnie gdy grasz na dużym turnieju i gotowy jesteś zrobić wszystko, by wygrać puchar. To ogromna presja, zwłaszcza dla dzieciaków, które tak naprawdę dopiero odnajdują swoją drogę w życiu. W każdej drużynie, w której grałem, byłem kapitanem, liderem. A to mocny początek kariery i właśnie grze na takiej pozycji zawdzięczam fakt, że potrafię dowodzić zespołem.
Słyszałem, że jesteś też wielkim fanem zbijaka. Istnieje według ciebie jakaś korelacja między sportami elektronicznymi a tradycyjnymi?
Jasne, że tak. Dają tyle samo radochy.
Myślisz, że eSport mógłby stać się częścią programu edukacyjnego?
Już się stał. Na szwedzkich uczelniach są klasy eSportowe. Nie jestem pewien, jak by to działało na wcześniejszych etapach edukacji, ale chciałbym zobaczyć takie drużyny w szkołach. Mój ośmioletni siostrzeniec gra w piłkę nożną, co sobotę ma jakiś mecz. Fajnie byłoby też móc kibicować swojemu synowi walczącemu z innymi dzieciakami o jakiś mały puchar Heroes of the Storm.
A co z VR i AR w grach i edukacji?
Rzeczywistość wirtualna ma w eSporcie ogromną przyszłość, ale jeśli chodzi o edukację, powiem wprost: mam niewystarczającą wiedzę, żeby się na ten temat wypowiadać. AR to zupełnie inna sprawa, spójrz na Pokemon Go, ta gra wywołała niemałe zamieszanie, a to tylko ułamek tego, co można zrobić z rozszerzoną rzeczywistością. Jedną z najfajniejszych rzeczy, jakie widziałem, była książka kucharska w wersji AR.
Pracujesz teraz przy Heroes of the Storm, stosunkowo nowej propozycji Blizzarda. Ale czy rzeczywiście ma ona potencjał jako dyscyplina w eSporcie?
Jak najbardziej. Zacząłem pracować w Blizzardzie jakiś rok temu i jedną moich z pierwszych podróży służbowych była wyprawa na letni DreamHack. Odbywał się tam finał Heroes of the Storm rozgrywany między drużynami Tempest i MVP Black. Mecz rozciągnął się na pełne pięć rund i był chyba najbardziej emocjonującym, jaki widziałem. Byłem na trybunach, słyszałem tłum, czułem tę energię, to było niezapomniane przeżycie. Pomyślałem sobie wtedy: "Cholera, to może być naprawdę niezła eSportowa gra. Ma naprawdę duży potencjał". Liczę na to, że HGC będzie w stanie to udowodnić.
HGC znajduje się poza strukturami ESL, prawda?
Tak, wszystkim w tej lidze zarządza Blizzard. Mamy cotygodniowy program, przez trzydzieści trzy tygodnie w roku. Od piątku do niedzieli, szesnaście godzin dziennie. Mamy studio w Los Angeles, ekipę produkcyjną, jest do dla nas coś kompletnie nowego. Jesteśmy dumni z faktu, że nie było większych wpadek technicznych, mieliśmy bardzo gładki start.
Blizzard jest na rynku od dawna, a portfolio gier multiplayer ma całkiem spore. Planujecie wprowadzić do eSportu takie tytuły, jak choćby Overwatch?
U nas działa to wszystko w ten sposób, że każda gra ma własny zarząd ds. eSportu: Overwatch, StarCraft 2: Legacy of the Void czy właśnie Heroes of the Storm, któremu szefuję. Każdy z takich zarządów pracuje bezpośrednio z twórcami danej gry i wspólnie tworzymy coś, co podoba się obu stronom.
Skoro już przy tym jesteśmy, co dalej z Diablo III i przede wszystkim Warcraft III: Reign of Chaos?
W Chinach ostatnio przywrócono turnieje Warcraft III: Reign of Chaos, sporo ludzi bierze w nich udział i są dość popularne wśród widowni. Diablo III natomiast to typowe PVE i tym raczej pozostanie, nie ma sensu tego zmieniać. Mamy wystarczająco tytułów eSportowych.
Powinien pojawić się nowy Warcraft III: Reign of Chaos?
Chyba każdy na tej planecie by tego chciał!
Overwatch ma rozbudowany świat, nie sądzisz, że zasługuje na tryb fabularny?
Nie, to jest gra typu "odpal i zagraj". Machniesz kilka, kilkanaście meczów dziennie i masz satysfakcję, że kogoś pokonałeś. Czasem może nawet trafi ci się najlepsze zagranie. To szybka, intensywna akcja, która co prawda ma swoje tło, ale aktualna forma jest wystarczająca.
Heroes of the Storm dynamicznie się rozrasta, jak dajecie sobie radę ze zbilansowaniem gry i postaci?
Balans gry jest zawsze problemem, zwłaszcza w przypadku MOBA. Jedną z rzeczy, które postanowiliśmy wprowadzić, a która wynikła z obserwacji graczy, jest Runda Turniejowa. Jeśli się chwilę zastanowisz, zobaczysz, że wielokrotnie zawody były komplikowane przez twórców, którzy tuż przed dużym turniejem wprowadzali zmiany do gry, czy też samych postaci, które znacząco wpływały na rozgrywkę. Żeby umożliwić graczom przygotowanie się, przygotowaliśmy rzeczoną Rundę Turniejową, która rozpoczyna się na trzy, cztery tygodnie przed zawodami. Są to serwery, które działają na wersji gry, na której odbywa się turniej. Kiedy zawodnik ją uruchamia, ma opcję gry na serwerze Live, który jest taki sam dla wszystkich, bądź właśnie na turniejowym, gdzie spokojnie może szykować się do zawodów.
Nie boicie się, że niedługo wyczerpiecie galerię postaci?
Absolutnie! Mamy pięć marek, z których czerpiemy i nieskończone możliwości. Główny producent Heroes of the Storm powiedział, że ta gra jest tym dla uniwersum Blizzarda, czym dla nas jest BlizzCon. Zbieramy postacie ze wszystkich gier i tworzymy przy ich pomocy zabawę dla fanów naszych produkcji.
Z pewnością zajmujesz się nie tylko graniem. Masz jakieś ulubione książki, filmy, seriale?
Obecnie jestem urzeczony serią The Name of the Wind, lubię fantasy sci-fi. Pewnie cię teraz rozczaruję, ale moim ulubionym cyklem filmowy są The Fast and the Furious. Oglądam każdą część na premierze o północy, a potem robię zdjęcie i wysyłam do Vina Diesela, serio! Kilka lat temu w jednym z wywiadów powiedział, że gra w grę, którą projektowałem i przy której pracowałem, więc przy każdej okazji daję mu znać, że też jestem jego fanem. Jeśli chodzi o telewizję, moim guilty pleasure jest Friday Night Lights, serial o licealnej drużynie futbolowej z Teksasu, no i jeszcze Black Mirror, akurat skończyłem sezon podczas lotu do Polski.
A jak ci się podoba u nas?
Kocham ten kraj, jest niesamowity. Bardzo podoba mi się Wasz entuzjazm. Wsparcie dla drużyny Virtus Pro było niesamowite, zupełnie jak w Szwecji. Kiedy patrzysz na potentatów, jak Chiny, Korea czy USA, widzisz, ile mamy różnych drużyn. A w Szwecji? Masz Ninjas in Pyjamas, którzy są tam traktowani po królewsku. Tak samo jest tutaj z Virtus Pro. Tego eSport potrzebuje, fanów oddanych konkretnym drużynom, stojących za nimi murem, pchających ich do przodu. I wy jesteście tego doskonałym przykładem!