Kino w starciu z wirusem i VOD. Niech żyje duży ekran!
Koronawirus z pewnością nie tylko w moim przypadku przyczynił się do najdłuższej i bardzo nienaturalnej przerwy od chodzenia do kina i obcowania z filmami puszczanymi z nowoczesnych projektorów na dużym kawałku materiału. Ale kino wraca, znowu się otwiera i nie da się znokautować wirusowi.
Kiedy jeszcze nie było u nas żadnego przypadku zakażenia koronawirusem, panowały w Polsce spekulacje dotyczące reakcji naszego rządu w obliczu pandemicznego zagrożenia. Nie musieliśmy na nie długo czekać i najpierw zamknięto szkoły, potem uczelnie. Myślałem sobie w żartach "niech no jeszcze zamkną kina, to będzie prawdziwy koniec świata". Tak się stało niedługo potem i bardzo dobrze, bo oczywiście zdrowie jest ważniejsze od kinowej rozrywki. Rzecz w tym, że na ten moment rozłąka z czterema ścianami i wielkim ekranem na jednej z nich, trwa już naprawdę długo i zdecydowanie jest odczuwalna. Chyba nie tylko mnie naszła refleksja, że oglądanie filmów w domu stanowi tylko namiastkę doświadczeń, które oferuje wypad do kina. Kto wie? Może zaistniała sytuacja przekonana nieprzekonanych, że streaming nie zastąpi kina?
Zanim jeszcze nastała pandemia koronawirusa, powstawały liczne teksty i materiały poświęcone kinowym wrażeniom związanym nie tylko z recepcją filmu, ale całego otoczenia i klimatu towarzyszącego seansom poza domem. Widzowie bez kultury osobistej głośno zajadający swój popcorn, telefony komórkowe uderzające swym blaskiem w kluczowych scenach, długie reklamy, drogie bilety i tak dalej, i tak dalej. Lubiliśmy chyba narzekać na kino, ale koniec końców nawet zdarzające się niedogodności składały się na niepowtarzalny klimat i zupełnie satysfakcjonujące doświadczenie obcowania z X Muzą. Z kolei w momencie nastania pandemii, rozgorzała na nowo dyskusja na temat skostniałego systemu dystrybucji zakładającej, że kino ma zawsze pierwszeństwo. Wielu kinomanów, ale też filmowców z Martinem Scorsese i Christopherem Nolanem na czele, dbają o tradycyjne pojmowanie rozrywki, w której prym wiedzie kino. Nawet pomimo tego, że ten pierwszy wyłamał się z tego przy okazji swojego Irlandczyka i współpracy z Netflixem. Tak czy owak, koronawirus sprowokował kilka ciosów uderzonych w kina, czasem na własne życzenie, ale nie o tym chciałem tutaj powiedzieć. Bardziej chodzi mi o próbę przywołania garści wspomnień związanych z wypadami do kina i emocji, których moim zdaniem nie da się odczuwać podczas seansu w domowym zaciszu. Być może także u was wzbudzi to czar wspomnień.
Dlatego też myślami powróciłem do pierwszego seansu w kinie. Był to film Pokemon: Film pierwszy, zatem tytuł jest bardzo adekwatny. Moda na Pokemony na początku 2000 roku objęła chyba wszystkich. Mieliśmy prawdziwe pokemonowe szaleństwo, które przełożyło się na premierę tego filmu w Polsce w 2001 roku. Podążając po mapie myśli, nie potrafię zlokalizować kina, w którym byłem, na pewno to jeden z dwóch gdańskich multipleksów działających w tamtym czasie. Pierwszy zapach popcornu, miękkie i ogromne fotele, no i przede wszystkim wielkich rozmiarów biała płachta. Do starca mi jeszcze daleko, chociaż czasem czuję się jak "stary człowiek i nie może", ale jedyny telewizor w moim domu miał wtedy rozmiary książki dużego formatu. Dlatego też ujrzenie wtedy sali kinowej, samo w sobie było niesamowitym doświadczeniem, w dodatku przez ponad godzinę ekran ten raczył mnie moimi ulubionymi Pokemonami. Usta otwarte były od początku do końca, może tylko na chwilę przymknął je pan szturchający mojego tatę, bo ten zagłuszał dźwięk "Pika-Pika" swoim chrapaniem.
Od tego właściwie się zaczęło, potem każdy kolejny wypad był wyczekiwany i pełen doznań. Pamiętam pierwszą wycieczkę szkolną i drugi świadomy seans filmu Mustang z Dzikiej Doliny. Ten na pewno odbył się w nieistniejącej już Krewetce, sieci Cinema City w Gdańsku, gdzie później miałem też możliwość biegania z miotełką w roli pracownika. Z natury jestem sentymentalny i być może przesadzam, ale pewnie nie tylko na mnie robiło wrażenie lobby kinowe, gdzie migoczące obrazy pobudzały wyobraźnię. Kina być może nie brakuje dzieciom, bo mają wiele innych rozwiązań na zabicie czasu, ale słówko należy się pracownikom. Z ich względu tym bardziej szkoda zamknięcia kin, bo doskonale rozumiem, co mogą czuć osoby dbające o jakość usługi w multipleksach i kinach studyjnych. Praca pozwala nie tylko na zarobienie pieniędzy, ale też daje możliwości zobaczenia wszystkiego od kulis. Zawiera się tam też świetnie przyjaźnie i bardzo łatwo jest zapomnieć, że pracuje się w imię korporacyjnych zagrywek.
Obecnie trwające starcie Kino vs VOD rozpoczęło się nie od czasu pandemii. Symbolicznie pociągnął to właśnie teraz Universal, omijając premierę kinową filmu Trolle 2 i wrzucając go od razu na streaming. Sytuacja pandemiczna wymaga oczywiście takich środków, ponieważ filmy chcą być oglądane, ale chodzi tutaj o coś więcej. Jestem zdania, że ta sytuacja przekona wielu do tego, że wychodzenie z domu, podróżowanie, wydawanie pieniędzy na bilet - nie jest opłacalne i konieczne. Zaliczam się jednak do grupy o odmiennym podejściu, bo mam wrażenie, że obecna sytuacja może pokazać, jak trudno żyć bez kina. Nie wyobrażam sobie choćby pierwszego seansu Avengers: Koniec gry w domu, nawet po zebraniu ekipy znajomych. W kinie doświadcza się nie tylko na poziomie wizualnym, ale też mamy reakcje publiczności, budujące jeszcze bardziej emocjonalne doświadczenie. Nie uważam, żeby streaming był kiedykolwiek gotów to zastąpić.
Tym bardziej łapię się na tym, że film w domu włącza się niekiedy od niechcenia w myśl zasady "co by tu sobie...". Bardzo często trudno też o skupienie. Miałem przyjemność oglądać Irlandczyka w kinie. Nie czułem tych kilku godzin, zleciało bardzo szybko i przyjemnie. Kiedy film trafił na Netflixa, próbowano wymyślać sposoby na to, żeby strawnie przełknąć tak długą produkcję. Nie znam badań empirycznych w tym temacie, mogę się domyślać, dlaczego czas w kinie leci inaczej. Najważniejszym jednak dowodem jest to, co sami czujemy.
Teraz czeka nas zupełnie nowa, kinowa rzeczywistość. Otwarte od 6 czerwca obiekty dają nadzieję, że wracamy powoli do normalności. Oczywiście, wciąż konieczne będzie noszenie maseczek i zachowywanie dystansu na sali. Jeszcze nie miałem okazji ruszyć do kina ze względu na napięty terminarz, ale mam już kupiony bilet jeszcze na czerwcowy seans. Moment dokonywania internetowej transakcji był dla mnie jak odpakowywanie prezentu na gwiazdkę. Uderzyła szachownica dostępnych miejsc, gdzie widoczne są odstępy. Bardzo dobrze, to pozwoli zwiększyć bezpieczeństwo i nawet pomimo rekordu zakażeń, wybranie do kina będzie mniej groźne od kupowania żywności. Pewnie mniej potrzebne, ale czasami tak bardzo chciane.