Miasto skarbów to nowy serial Telewizji Polskiej, który na antenie Dwójki zadebiutował 14 września. Osadzony w Krakowie, opowiada o zmaganiach współpracującej z policją znawczyni dzieł sztuki Alicji (Aleksandra Popławska) z jej kierującą złodziejską szajką siostrą Ewą (Magdalena Różczka). Owocem naszej niedawnej wizyty na planie jest poniższy wywiad.
Bartosz Czartoryski: Siostry Alicja i Ewa stoją w Miasto skarbów po przeciwnych stronach prawa, co jednak nie oznacza, jak sama zasugerowałaś, że granica dobra i zła jest tutaj jasno wytyczona.
Magdalena Różczka: Oczywiście, że nie, bo obie jesteśmy mieszanką dobra i zła. Choć znajdujemy się na zupełnie odmiennych płaszczyznach, można jednak porównać te dwie siostry. Banalnie mówiąc, mają one tyle samo cech pozytywnych, jak i negatywnych. Zresztą, tak naprawdę obie postępują wbrew prawu, zarówno temu rozumianemu dosłownie, jak prawu ludzkiemu, czystej przyzwoitości. Jest taka scena, kiedy Alicja i Ewa w rozmowie dochodzą nawet do wniosku, że mają tę samą przypadłość – lubią robić na przekór, pod prąd, źle, tylko inaczej ją wyrażają. I często nie robią tego z jakiegoś konkretnego powodu. Ewa nie kradnie przecież dla pieniędzy, robi to z pasji. Albo po to, żeby połączyć pewne zdarzenia i pewne osoby.
Uważasz, że ją to usprawiedliwia? Że kradzież z pasji jest kradzieżą mniejszą niż kradzież wynikająca z chęci zysku?
Ale to nie do mnie pytanie, ja się tym nie zajmuję! Tym się zajmie widz. Albo policja, o ile, oczywiście, Ewa wpadnie w jej ręce (śmiech). Takie oceny to naprawdę nie moja sprawa, ja mam zrozumieć postępowanie swojej bohaterki i bez względu na to, co robi, być po jej stronie. Tak czytam scenariusz.
Czyli jest jak najbardziej możliwe, że ów widz będzie trzymał właśnie z Ewą, a nie z Alicją, która, bądź co bądź, przynajmniej teoretycznie reprezentuje prawo?
Jestem pewna, że będzie trzymał z dwiema. Bo obydwie są skrajnie różne, ale dopełniają siebie. To jest takie moje marzenie, tak powinno być, żeby widz był trochę z jedną i trochę z drugą. One nie tak do końca stoją po przeciwnych stronach barykady, ich drogi się cały czas przeplatają i bywają momenty, kiedy patrzą w tym samym kierunku. Trudno je od siebie oddzielić, nie sądzę, aby było tak, że Ewa będzie lubiana, a Alicja nie. Lub odwrotnie.
Oczywiście nieco zgaduję, bo rozmawiamy jeszcze przed premierą serialu, ale powiedziałabyś, że siostry są dwiema połówkami tworzącymi kompletną całość?
Ja to widzę trochę inaczej. Nie tworzymy całości, tylko jesteśmy bardzo do siebie podobne. Na pierwszy rzut oka jesteśmy przeciwnościami, jesteśmy zupełnie inne, robimy co innego, inaczej żyjemy. Ale kiedy już się w serial wgryziesz i te kobiety poznasz, zobaczysz, że mają jednak ze sobą wiele wspólnego.
Aleksandra Popławska wspominała, że nie macie aż tak wielu wspólnych scen, ale czy mogłabyś powiedzieć słówko na temat waszej dynamiki na planie?
Wspaniała. Po prostu wspaniała. Nagle stworzył się cały świat. Czasem takie sceny, które na papierze nie wydawały mi się pełne, to w graniu ich z Olą nabrały innych znaczeń, treści i płaszczyzn. To cudowne dla mnie spotkanie. I na płaszczyźnie ludzkiej, bo to wspaniały człowiek, i na płaszczyźnie zawodowej – to wymarzone dla aktorki zderzenie.
Mogłyście dać się ponieść improwizacji?
Tak, oczywiście, ale takiej emocjonalnej, bo mamy dobry tekst, pracujemy ze świetnym scenariuszem i nie ma powodu do improwizacji. Chyba mam tak za każdym razem, że dużo czerpię z partnera i dla mnie aktorstwo to nie wypowiadanie kwestii, ale słuchanie. I jeśli słuchasz przez cały czas uważnie, odpowiadasz tak, jak podpowiada ci partner. Myślę, że to niezwykle ważne i moja Ewa byłaby zupełnie inna, gdyby ktoś inny grał moją siostrę Alicję. To na pewno.
Twoje podejście warsztatowe do serialu jest inne niż do filmu? Bo wydaje mi się, że jednak przy podobnych projektach aktorowi towarzyszy pewna niepewność, nigdy nie wiadomo, czy zostanie nakręcony drugi sezon, postać może być niedookreślona...
Zawsze jest określona.
Tak?
Pewnie, że tak. A jak ty uważasz?
Że może nastąpić, na przykład, jakaś zmiana charakterologiczna, której się nie spodziewasz i nie weźmiesz pod uwagę, budując rolę.
Może nastąpić, jasne. Ale nie ma to na mnie wpływu.
Pytam również dlatego, bo seriale w ostatnich latach, także dzięki napływowi autorskich rzeczy z zagranicy, rozwijają się dynamicznie także i u nas. Nie są już traktowane jako gorsze rodzeństwo kina, a zmiany te dotykają ramówki każdej stacji telewizyjnej.
Mogę się tylko z tego cieszyć, bo to znaczy, że dostanę dobre scenariusze do grania, to przecież marzenie każdego aktora. Reszta mnie nie interesuje, o słupkach oglądalności musiałbyś pomówić z kimś innym. Sama jestem teraz zanurzona w świecie Ewy, świecie sztuki, mieście skarbów i czuję się jako Ewa otulona zapachem papierosów i alkoholu (śmiech). Koczuję sobie tutaj i nie zwracam uwagi na nic innego. Oczywiście oglądam seriale i je lubię, jestem aktualnie na przykład w połowie Belfer i uważam, że to znakomity, wspaniały serial. I powtórzę, mogę się tylko z tego cieszyć.
Ja, jako widz, również.
Ale nie zapominajmy, że ja też jestem widzem!
Bartek Czartoryski. Redaktor wydania weekendowego, samozwańczy specjalista od popkultury, krytyk filmowy, tłumacz literatury. Prowadzi fanpage Kill All Movies.