Krocząc przez Pandorę, Tatooine i Śródziemie, czyli fikcyjne światy nieograniczonych możliwości
O wiele trudniej byłoby rozpatrywać kino jako drogę ku eskapizmowi, gdyby nie fikcyjne światy. Wykreowane tak pięknie, że chce nam się w nich gościć jak najdłużej, by przyglądać się historiom ludzi obecnych w realiach dalekich od naszej rzeczywistości.
Dzisiaj światotwórstwo w kinie najprościej określić za pomocą filmowych franczyz, które składają się ze szczegółowo zaplanowanych fikcyjnych światów. Gdy już taka rzeczywistość zostanie nakreślona i utworzona przez jeden lub więcej umysłów, możemy mówić o powstaniu kulturowego zjawiska. Rodzi się wspólnota, która tworzy pewien krąg wtajemniczonych – gotowych do współuczestniczenia i powiększania tych nowych uniwersów za pomocą dostępnych dzisiaj narzędzi. Transmedialny charakter konsumowania rozrywki daje bowiem szansę na to, by sztuczne byty mogły być tworzone nie tylko przez artystów, ale też fanów wykorzystujących do tego swoją kreatywność. Zadanie jest dużo trudniejsze w obrębie jednego tylko filmu, a jednak są przypadki w historii kina, które udowadniają w sposób niezwykły, że wszystko jest możliwe.
Za chwilę do kin zawita kontynuacja Avatara – druga część filmu pomyślanego i nakręconego przez Jamesa Camerona w 2009 roku. Możemy spierać się, czy jego fabuła była oryginalna, ale musimy przyznać, że wykreowany w nim świat od samego początku miał ogromny potencjał. Cameronowi bardzo zależało, by widzowie dobrze poczuli się na Pandorze i by mogli poznać zwyczaje nie tylko rdzennych mieszkańców, ale także ludzi z przyszłości, którzy chcą czerpać z zasobów Księżyca. Elementy geopolityczne i te związane z aspektami przyrodniczymi czy religijnymi zostały bardzo ciekawie przedstawione, co jednocześnie umożliwiło pokazanie pełnego potencjału tej fikcyjnej rzeczywistości. Pandora jest płodna, jeśli chodzi o tworzenie wokół niej nowych historii. Cameron kazał swoim widzom długo czekać na kolejną filmową fabułę, ale fani samodzielnie tworzyli liczne dzieła luźno i nieoficjalnie związane z widowiskiem. Do dziś zresztą niezwykle popularną formą wypowiedzi są fanfiki, z których korzystają początkujący pisarze, by móc coś dopowiedzieć do barwnie przedstawionego świata.
Cyfrowe możliwości kina przyczyniły się zresztą do tego, że nie tylko pisarze książek fantasy mogą pozwolić sobie na skrzętną budowę świata. Robią to teraz też filmowcy! Każdy ma chyba świadomość o sile technologicznej Avatara (którą ten film był zresztą promowany). Nie da się ukryć, że jeszcze te dwadzieścia lat temu nie udałoby się przedstawić Pandory tak wiarygodnie. Oczywiście, mamy obecnie spory problem z efektami specjalnymi w blockbusterach, ale przy tym akurat projekcie udało się sprawić, że namalowana pikselami i efektami CGI rzeczywistość naprawdę jest zjawiskowa. Nie dotyczy to zresztą tylko Avatara. Za przykład możemy podać też Piratów z Karaibów, którzy czerpali co prawda z licznych legend i popkulturowych znaczeń, ale na swój sposób przetworzyli znane tropy i przekuli je w jeden świat – co jest dużym osiągnięciem.
Nie ma jednak zasady, że każdy rozległy świat od razu stanie się przykładem dobrego światotwórstwa. Weźmy chociażby Eragona z 2006 roku, który jest adaptacją książki, a zatem dzieła już powstałego i mogącego pochwalić się ciekawą rzeczywistością wykreowaną przez autora. A jednak w filmie ta sztuka zupełnie się nie udała. Z Jamesa Camerona można trochę się nabijać – sporo czasu zajęło mu pokazywanie flory i fauny Pandory, skupił się też na elemencie związanym z łączeniem się plemienia Na'vi poprzez specjalnie przeznaczone do tego miejsca – ale udaje mu się znaleźć balans między kinową fabułą a filmem przyrodniczym. W stronie wizualnej i narracyjnej musi być coś, co przyciągnie nas do tego makrokosmosu. Coś, co sprawi, że będziemy dniami i nocami rozmyślać o fikcyjnym świecie i tęsknić do zamieszkujących go bohaterów. Spokojnie możemy przy tej okazji wspomnieć o filmach Marvela, które od samego początku doskonale radziły sobie ze spójnym budowaniem świata, a także o uniwersum Gwiezdnych Wojnach, które rozciąga się na filmy, seriale, animacje, gry wideo oraz książki. W ten sposób, zarówno Marvel, jak i Star Wars, cyklicznie dostarczają nam okazji do powrotów w zakamarki tamtych rzeczywistości i obserwowania, jak to wszystko się zmienia.
Najciekawsze przykłady światotwórstwa w kinie
Trudniej mają pojedyncze serie filmowe, bo w zaledwie dwóch czy trzech produkcjach nie jest łatwo pokazać całego potencjału skrzętnie utkanego świata. Dlatego też widzowie pokochali formę serialową. Jakość dzieł telewizyjnych znacznie wzrosła i dzisiaj nikt nie powinien lekceważyć tego rodzaju sztuki. Dłuższy metraż pozwala budować świat z zupełnie innej perspektywy, a podział na sezony umożliwia skupianie się na zupełnie różnych wycinkach rzeczywistości. Doskonałym tego przykładem jest Westworld, The Expanse czy Dobre miejsce. Do tego od jakichś dziesięciu lat możemy odnotować wzrost popularności superbohaterów i historii fantastycznych, co przyczyniło się do skrętu kina z narracyjnego na światotwórczy. Być może niektórzy przysypiali na Blade Runnerze z 1982 roku, ale każdy przyzna, że ten cyberpunkowy świat został genialnie przedstawiony – i może dlatego dopiero po wielu latach doceniono ten film. Inna sprawa, że obecnie dominują franczyzy, bo to bezpieczna przystań dla widzów i też pewny pieniądz dla studiów filmowych, które jeden projekt mogą napędzać drugim.
Są też filmy, które z miejsca zachwyciły nas swoimi światami. Warto wspomnieć takie dzieła jak: Equilibrium, Mad Max: Na drodze gniewu, Miasteczko Halloween, Ludzkie dzieci, a także Dystrykt 9. Wszystkie wyróżnia możliwość swobodnej interpretacji i dopowiadania sobie pewnych rzeczy, bo reżyserzy nie silą się na to, byśmy byli prowadzeni za rękę i mieli na wszystko odpowiedzi. Odkrywanie ciekawie napisanych światów odbywa się nie tylko za pomocą narracji, ale też tego, co my sami sobie dopowiemy podczas recepcji dzieła. Trochę inaczej jest z adaptacjami jak Władca Pierścieni – w tym przypadku rzeczywistość poznaną w produkcji możemy poszerzyć dzięki książkom.
Za oknem nie zawsze czeka na nas barwny i ciekawy świat. Ucieczka w kolorowe (ewentualnie mroczne) rzeczywistości jest formą eskapizmu, której wszyscy potrzebujemy. Ostatnio, gdy znów oglądałem Avatara na specjalnym pokazie w sali IMAX, zauważyłem, jak piękne potrafi być kino, gdy zaprasza mnie do świata, którego nie znam. Seans drugiej części Avatar: Istota wody dopiero przede mną, ale już cieszę się na możliwość zobaczenia kolejnych zakątków Pandory, które przez 13 lat mogły pojawiać się jedynie w mojej głowie. Najwyższy czas, by Cameron uzupełnił brakujące luki i ponownie nas zachwycił.