Powtarzamy zamach na prezydenta – wywiad z Rodem Lurie, reżyserem filmu Zabić Reagana
Rod Lurie w swoim filmie Zabić Reagana pokazuje kulisy i konsekwencje zamachu na 40. prezydenta Stanów Zjednoczonych, do którego doszło w 69. dniu jego pierwszej kadencji.
Co sprawiło, że zdecydowałeś się nakręcić film Killing Reagan?
Przeczytałem scenariusz Erica Simonsona i książkę O’Reilly’ego i stwierdziłem, że to świetny materiał na film. Oba teksty czytało się z wypiekami na twarzy. Miałem wrażenie, że to może być hit na miarę Syndykatu zbrodni albo Dnia Szakala - świetnie napisanych thrillerów politycznych, którymi zaczytywałem się w latach 70-tych. Bardzo dobrze czuję się w tej konwencji. Dobry scenariusz to dla mnie wystarczający powód, aby zrobić ten film.
Postanowiłeś nakręcić go w określonej konwencji?
Wszystkie materiały filmowe - aż do sceny zamachu - zostały nakręcone w kilku różnych konwencjach. Wszystkie ujęcia z udziałem prezydenta Reagana są utrzymane w stylu jednego z moich mentorów, Johna Frankeheimera. Panorama pionowa i szerokie kadry tworzą wrażenie perspektywy i podkreślają wagę sytuacji. Za każdym razem, kiedy widzimy na ekranie prezydenta, pokazujemy wydarzenia z jego perspektywy. Natomiast wszystkie sceny z udziałem Hinkcley’a postanowiliśmy nakręcić w konwencji nawiązującej do filmu Taksówkarz. Są utrzymane w podobnej tonacji i, tak jak w słynnym obrazie. każda scena jest jednym, długim ujęciem. Taxi Driver jest także inspiracją naszej ścieżki muzycznej. Chcemy pokazać dwa różne światy, które zderzają się podczas nieudanej próby zamachu. Od tej chwili konwencja filmu zmienia się i zaczynamy przedstawiać jego bohaterów w zupełnie inny sposób. Tempo nerwowo przyśpiesza i mam nadzieję, że widzowie zaczną mieć wrażenie, że oglądają paradokument.
Chciałeś wiernie odtworzyć realia tamtych czasów?
Bardzo zależało nam na tym, aby film był autentyczny. Stworzyliśmy makietę Gabinetu Owalnego, który wygląda dokładnie tak samo, jak za czasów prezydentury Reagana. Po raz czwarty kręciłem zdjęcia w Gabinecie Owalnym, ale tym razem był to gabinet z czasów Reagana. Większość mebli pochodzi z okresu, kiedy w Białym Domu urząd sprawował Jimmy Carter, bo Reagan zmienił wystrój Gabinetu Owalnego dopiero podczas swojej drugiej kadencji. Nad filmem pracowała z nami świetna scenografka Eloise Stammerjohn. Współpracuję z nią od 16 albo 17 lat. Eloise zaprojektowała wcześniej Gabinet Owalny do mojego filmu The Contender. Kolejne wersje tej samej scenografii zostały przez nas wykorzystane już trzy razy. Eloise bardzo stara się wiernie odtworzyć realia przedstawianych przez nas czasów. Można nawet powiedzieć, że jest jedną z głównych bohaterek naszego filmu. Odtworzyliśmy też wnętrza szpitala, który wygląda dokładnie tak samo, jak klinika, do której przewieziono postrzelonego przez zamachowca prezydenta. Sama scena postrzału jest niezwykle realistyczną rekonstrukcją zamachu. A to wymagało wielu przygotowań. Wiele osób pracowało nad tym, aby wszystko dobrze wyglądało na ekranie i muszę przyznać, że efekt końcowy przeszedł moje najśmielsze oczekiwania.
A jak pracowało Ci się na planie z aktorami?
Pewnego dnia na planie pracowali Tim i Cynthia, kiedy podszedł do mnie Johnny Guy, który był agentem Secret Service za czasów Reagana. Ze łzami w oczach powiedział mi, że ugięły się pod nim kolana, kiedy wszedł za kulisy, skąd obserwował grę Tim Matheson i Cynthia Nixon. Przyznał, że miał wrażenie, że patrzy na Reagana i jego żonę. Aktorzy wykonywali takie same gesty, a Tim bardzo przypominał prezydenta. Wzruszyłem się, słysząc, że nasz film zrobił tak wielkie wrażenie na człowieku, który był świadkiem tamtych wydarzeń.
Jak układała się Twoja współpraca z Tim Matheson?
Kilka razy zdarzyło się, że patrzyłem na podgląd kamery i po dublu kręciliśmy ujęcie po raz trzeci. Tim jest fantastycznym aktorem i przyglądając się jego pracy masz wrażenie, że jesteś w nierealnym świecie. Na planie nie tylko wyglądał jak Reagan, ale był także doskonale przygotowany do swojej roli, bo zależało mu na tym, by jego filmowy prezydent był autentyczny. Tim wiernie naśladuje jego gesty, mimikę twarzy i intonację. Spotkaliśmy się po raz pierwszy już po castingu, aby omówić w jaki sposób zagra Ronalda Reagana. Tim bardzo drobiazgowo przygotował się do swojej roli i stworzył jedną ze swoich najbardziej przekonujących filmowych ról. Oglądając go na ekranie mamy wrażenie, że patrzymy się na prawdziwego prezydenta.
Dobrze wspominasz współpracę Cynthia Nixon?
Cynthia Nixon nie jest pierwszą osobą, która przychodzi Ci do głowy, kiedy chcesz kogoś obsadzić w roli Nancy Reagan, bo nie jest do niej fizycznie podobna, ale jest jedną z najlepszych amerykańskich aktorek. Jestem jej wielkim fanem od wielu lat. Po raz pierwszy zobaczyłem ją na ekranie w filmie Amadeus, w którym zagrała jako 15 albo 16-latka. Wcieliła się też w Eleanor Roosevelt, pomimo, że jej nie przypomina. Kiedy przesłaliśmy jej scenariusz, bałem się, że nie przyjmie proponowanej przez nas roli ze względu na brak fizycznego podobieństwa. Ale ona postąpiła w odwrotny sposób - potraktowała rolę jak wyzwanie i postanowiła zebrać jak najwięcej informacji na temat Nancy Reagan. Wie o niej dosłownie wszystko. Postanowiła pokazać na ekranie stan emocjonalny żony prezydenta, nie próbując upodobnić się do niej wyglądem.
Na planie miałeś również debiutanta - Kyle’a Moore'a?
Kiedy Kyle wchodził na plan ucharakteryzowany na Hinckley’a, budził wokół przerażenie. Kilkakrotnie, kiedy kręciliśmy zdjęcia na różnych planach filmowych, podchodzili do niego ochroniarze, którzy przepytywali go, kim jest, bo ich zdaniem wyglądał co najmniej podejrzanie. Kyle dosłownie stał się swoim bohaterem, a musimy pamiętać, że być Johnem Hinckley’em to nie jest to samo co być Ronaldem Reaganem czy jego żoną. Bardzo dużo czytał na temat Hinckley’a i zna wiersze, które napisał. Przejrzał nagrania z jego udziałem i rozmawiał z psychologami o psychozie, na którą cierpi, dzięki czemu był na planie autentyczny. Powiedziałem mu, że całe szczęście, że się żeni, bo po premierze filmu miałby problemy z umówieniem się z dziewczyną na randkę.
Dlaczego nie chciałeś, aby Tim i Kyle spotykali się na planie podczas zdjęć?
Bardzo zależało mi na tym, aby nie wychodzili ze swoich ról, nawet wtedy, kiedy nie mieli zaplanowanych zdjęć. Uważam, że to pomogło im lepiej wczuć się w sytuację swoich bohaterów, bo Tim nie unikał Kyle’a, ale Hinckley’a, a Kyle był przekonany, że unika Reagana. W realizacji tego zamiaru pomagali mi wszyscy członkowie ekipy. Starali się rozdzielić Tima i Kyle’a, co jednoczyło także zespół na planie. Moim zdaniem ten zabieg sprawdził się w 100 procentach. W dniu, w którym kręciliśmy próbę zamachu, Tim spojrzał przed siebie i zobaczył Johna Hinckley’a, a Kyle rozejrzał się wokół i stwierdził, że widzi swój cel. Jestem zadowolony z efektu końcowego.
Czy masz swoją ulubioną scenę w filmie?
Jest taka scena, w której Nancy podchodzi do męża i stara się go przekonać, aby zatrudnił astrologa i dowiedział się od niego, w które dni szczęście nie będzie mu sprzyjać. To moment, w którym żona prezydenta jest jeszcze w pełni władz umysłowych, ale zaczyna już tracić kontakt z rzeczywistością. Siada na kolanach męża, patrzy mu głęboko w oczy i zaczyna go o to prosić. Ronald Reagan jest jej słowami bardzo przejęty. W jego oczach widzimy zaniepokojenie o stan żony. Niepokój w jego oczach jest odzwierciedleniem jego troski o Nancy. Uważam, że to piękna scena, a zagrać ją mogli tylko wielcy aktorzy. Jest to jeden z moich ulubionych momentów filmu.
W Polsce film Killing Reagan zadebiutuje na antenie National Geographic 15 stycznia, o godz. 21:30.