Riverdale - od milionera do zera. Przypominamy o największych absurdach serialu
Ten artykuł napisałam dla osób, które nie dotrwały do końca Riverdale. Pozwólcie, że oprowadzę Was po multiwersum, w którym bohaterowie co jakiś czas zaczynają śpiewać, odkrywają supermoce, a następnie podróżują w czasie.
Serial Riverdale (na szczęście) dobiegł końca już w 2023 roku, ale jego absurdalność jest nadal wspominana przez użytkowników mediów społecznościowych. Aby doświadczyć tej abstrakcyjności, na początek obejrzyjcie poniższy klip, który stał się viralem na platformie X. Gwarantuję poczucie głębokiej konsternacji – szczególnie gdy odpadliście przy 4. sezonie.
Okej, teraz możemy rozmawiać.
Jak Riverdale stało się Riverfail?
Gdy w 2017 roku stacja The CW przedstawiła swoją adaptację serii komiksowej wydawnictwa Archie Comics, raczej niewiele osób spodziewało się, że nowe crime show będzie tak wielkim hitem. Poznaliśmy w nim mroczne miasteczko Riverdale oraz paczkę licealistów składającą się z aspirującego muzyka (KJ Apa), bogatej prymuski (Camila Mendes), dobrej dziewczyny z sąsiedztwa (Lili Reinhart), outsidera (Cole Sprouse) oraz siostry nieżyjącego chłopaka (Madelaine Petsch). Już po 1. sezonie dało się dostrzec, że grupą docelową serialu są nastolatki, które ekscytują się romansami, komplikacjami rodzinnymi oraz tajemnicą kryminalną, splatającą wszystkie wątki w zgrabną całość. Serial intrygował również starszych widzów, którzy dostrzegali w nim guilty pleasure albo zwyczajnie wciągającą rozrywkę. Teen drama była dobrze oceniana również przez krytyków, którzy co tydzień siadali przed telewizorami. Dzięki temu serial Riverdale prędko wskoczył na wysoką pozycję wśród innych seriali dla nastolatków. Gdy zaczynał, widzowie wciąż zachwycali się serialem Teen Wolf i ciepło wspominali Pamiętniki wampirów.
2. sezon rozczarowywał – szczególnie tę starszą widownię, choć młodziaki również krytykowały wydarzenia dziejące się na ekranie. Pamiętam, jak zawiodły mnie poszlaki związane z Black Hoodem (w tym jego tożsamość). Oglądałam zagranicznych youtuberów, którzy już wtedy zaczęli dostrzegać liczne wady i nielogiczność pewnych wątków. Alex Myers nagrywał swoje pierwsze klipy w stylu commentary (a to był zaledwie początek jego siedmioletniej "przygody" z Riverdon't).
Widzowie i recenzenci również patrzyli nieprzychylnie na wątki bohaterów, których zachowanie kompletnie różniło się od postawy przyjętej w pierwszych odcinkach. Nie były to już nastolatki, z którymi dało się sympatyzować. Jughead, który wcześniej stronił od gangu motocyklowego ojca, stał się jego nowym liderem. Jednak część osób nadal lubiła przyglądać się wątkowi Southside Serpents, choć zaczynał już przypominać niegrzecznych chłopców z wattpadowego wydania. Patrząc na to, co później stało się z tym serialem, dziś pewnie niektórzy mierzą wzrokiem swoje skórzane ramoneski z wężową prasowanką.
Przy 3. sezonie sama już praktykowałam hate-watching. Zrozumiałam, że nic dobrego z tego nie będzie. Począwszy od lewitujących noworodków, aż po wątek sekciarskiej Farmy i nieśmiertelnego Archiego, który przetrwa atak niedźwiedzia – scenariusz Riverdale znacznie obniżył poziom, a ja nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać. Od 4. sezonu straciłam chęci na kontynuowanie tej marnej przygody. Mały skandal wywołały przetasowania wśród par (w tym zdrada Betty i Archiego, którzy i tak lgnęli do siebie już od 2. sezonu), ale poza tym absurdy dziejące się na ekranie zaczęły nużyć. Dlatego Roberto Aguirre-Sacasa obiecywał rewolucyjną zmianę w 5. sezonie. Wówczas kończymy z liceum i przeskakujemy w dorosłe życie. Dlaczego to beznadziejny pomysł, z którego Euforia od HBO nie powinna brać przykładu? Bo braku ciekawych zagadek nie przykryjemy skokiem czasowym. Co nam dało, że Betty stała się agentką FBI, a Archie wrócił z wojny rozgrywanej na boisku futbolowym? Poza tym, że wreszcie się zeszli, a Hiramowi Lodge'owi się tak nudziło, że podłożył im bombę pod łóżko (a czemu by nie?). To dało podkładkę pod 6. sezon... i tak, z niego właśnie pochodzi klip z początku artykułu.
Przez kilka lat Aguirre-Sacasa słyszał, że scenariusz jest pisany na kolanie w dzień kręcenia zdjęć. Mam wrażenie, że dlatego ostatnie odcinki Riverdale zostały stworzone na zasadzie "p***rzyć to" i są jeszcze bardziej odjechane – choć myślałam, że 3. sezon to już maksimum absurdalnych możliwości.
6. sezon koncentruje się na alternatywnych rzeczywistościach i elementach nadnaturalnych. Widz może odnieść wrażenie, że pokój scenarzystów postanowił sparodiować Marvela. Mamy alternatywne miasteczko Rivervale (szkoda, że nie Riverfail, bardziej by pasowało), które wręcz ocieka mrokiem. Archie zostaje złożony w ofierze – tylko spokojnie, pamiętajcie, że rudzielec zawsze powraca, podobnie jak komiksowi bohaterowie. Poza tym Kevin Keller (Casey Cott) sprzedaje swoją duszę diabłu, a Jughead odnajduje swojego sobowtóra, który już gryzie ziemię. Ostatecznie znaleziono sposób na powrót do Riverdale, tylko z efektem ubocznym w postaci supermocy. Archie (tak, już naprawdę) jest nieśmiertelny, a Betty widzi czerwoną aurę, która ma wykrywać zagrożenie ze strony drugiej osoby. Pocałunki Veronicki są dosłownie jadowite, Jughead czyta w myślach niczym Edward Cullen, Cheryl kontroluje ogień. Natomiast Tabitha Tate (Erinn Westbrook) jest Doktorem Strange'em dla The CW. Poza tym miasteczko nawiedzają plagi egipskie, więc na ratunek przychodzi powracająca do żywych Sabrina Spellman (Kiernan Shipka), tak żeby popsuć krew fanom Chilling Adventures of Sabrina. Dodam jeszcze, że Nicholas Scratch też na chwilę powraca. W ciele Jugheada.
No i jak mogłabym zapomnieć o grand finale – na domiar złego kometa Baileya zmierza w stronę Riverdale. Wszyscy oddają swoje supermoce Cheryl, która niczym Wanda Maximoff lewituje nad ziemią i usiłuje ratować mieszańców przed zagrożeniem. To się udało, ale tylko częściowo, bo bohaterowie przenieśli się do starych, dobrych lat 50. O tym też opowiada 7. sezon, który skupia się na nostalgicznych wrażeniach, a swoje odklejone wątki wyjaśnia zgodnością z materiałem źródłowym. Ostatecznie postaciom żyło się na tyle dobrze, że nigdy nie wróciły do teraźniejszości. Riverdale kończy się ckliwą sceną, w której Betty jako ostatnia dołącza do słodkiego życia pozagrobowego w barze Pop's Chock'lit Shoppe. Jak to dobrze określił Friendly Space Ninja, ten serial to "największa anomalia w historii telewizji". Nie dało się tego trafniej ująć.
Riverdale: jak zakończyły się wątki pozostałych bohaterów?
Gatunkowy misz-masz i queerbaiting na horyzoncie
Przez swoją nierównomierność gatunkową oraz zamiłowanie twórcy do musicali Riverdale zaczął przypominać Nancy Drew, Marvela/DC oraz serial Glee. Wszystko w jednym. Myślicie, że to kompletnie do siebie nie pasuje? Bingo! Macie rację.
W internecie krąży wiele memów dotyczących muzycznej strony Riverdale. Do moich "ulubionych" należy aranżacja Heathers. Za sponsoring tego musicalu odpowiadała Farma (tak, ta sekta, o której wspominałam przy 3. sezonie). Choć teoretycznie czarny humor oraz nastoletni klimat powinny wpasować się w tematykę, epizod nie spotkał się z dobrym przyjęciem. Cover Candy Store, w którym Cheryl miała być główną divą niczym Heather Chandlers, był fatalny. Głosy aktorów zwyczajnie nie oddały emocji, które dało się usłyszeć w oryginale. Od razu było wiadomo, że większość obsady nie ma muzycznego doświadczenia ani talentu – szczególnie Cole Sprouse. Nie zdołano również ominąć wady powtarzanej przez wiele innych filmowych musicali – przejście ze zwyczajnego dialogu do piosenki było nadwyraz sztuczne.
Riverdale było również wielokrotnie krytykowane za queerbaiting. To zjawisko pojawiało się zbyt wiele razy. Owszem, widzieliśmy to już w 1. sezonie, gdy Veronica pocałowała Betty na oczach Cheryl, by obie dostały się do drużyny cheerleaderek. Niewiele osób wie, że stacja The CW specjalnie umieściła ten fragment w zwiastunie, licząc, że to przyciągnie widzów. I faktycznie, spora część fanów liczyła na to, że ten wątek rozwinie się przynajmniej do situationship. Nic bardziej mylnego. Parę sezonów później kolejny zwiastun zasugerował, że Archie może być bi, ponieważ pokazano jego pocałunek z Joaquinem. Oczywiście prawda okazała się zupełnie inna. Serial wielokrotnie sugerował, że główni bohaterowie mogliby spróbować czegoś nowego z osobą tej samej płci. Twórcy chcieli, aby produkcja była postrzegana jako coś samoświadomego, również w kontekście queerbaitingu. Jednak kwestia, że pocałunek Veronici i Cheryl tak naprawdę oznacza "ratowanie świata", w ogóle mnie nie przekonuje. Wszystko to kosztem innych postaci, które faktycznie należały do społeczności LGBTQ+. Tak naprawdę Kevin nigdy nie stał się kimś więcej poza "przyjacielem gejem", a charakter Toni Topaz (Vanessa Morgan) od końcówki 2. sezonu kompletnie wyblakł. Jej obecność w serialu zasadniczo ograniczała się do rozwijania relacji z Cheryl Blossom. Niewiele powiedzielibyśmy również o Fangsie, który otwarcie zadeklarował się jako osoba biseksualna.
Najbardziej absurdalna teen drama
Zaczęło się od nowego fenomenu, a skończyło na niemałym pośmiewisku. Scenarzysta Aguirre-Sacasa na ten moment nie doczekał się większego sukcesu po skasowaniu Chilling Adventures of Sabrina. Próbował rozkręcić serial Katy Keene, który nie przyciągnął widzów. Podobnie stało się z rebootem Pretty Little Liars, czyli Grzechem pierworodnym. Serial skasowano po 2. sezonie. Jedynymi osobami, które nie wyszły stratne po Riverdale, to główna obsada. Lili Reinhart wielokrotnie wspominała o tym, jak ciężko jej było odnaleźć się w Los Angeles przed serialem. Aktorka musiałaby wrócić do rodzinnego domu, bo nie zdołałaby się utrzymać. Camila Mendes mogła zabłysnąć w kolejnych produkcjach młodzieżowych (polecam zerknąć film Zróbmy zemstę z Mayą Hawke), a niedługo zobaczymy ją w aktorskim remake'u Masters of the Universe. Tymczasem Madelaine Petsch zagrała w remake'u Strangers. Aktorki co jakiś czas chwalą się spotkaniami na rozmaitych wydarzeniach. Widać, że zależy im na utrzymywaniu relacji. Ta obsada naprawdę zżyła się ze sobą, choć czasami sami przyznawali, że fabuła Riverdale sięgnęła granic absurdu. O ile już dawno ich nie przekroczyła.
Być może istnieją bardziej abstrakcyjne seriale od Riverdale, ale jedno trzeba tej produkcji oddać – już raczej nie spotkamy drugiego telewizyjnego YA, który starałby się być wszystkim i niczym.