Rozumiem złość fanów – wywiad z Mayim Bialik, Amy z Teorii wielkiego podrywu
Z okazji premiery 10. sezonu serialu Teoria wielkiego podrywu spotkaliśmy się z aktorką Mayim Bialik, grającą postać Amy Farrah Fowler. Podczas wywiadu zadaliśmy także kilka pytań, które nam przesłaliście.
DAWID MUSZYŃSKI: Możesz zdradzić, co ciekawego czeka twoją postać i Sheldona w nowym sezonie The Big Bang Theory?
MAYIM BIALIK: Amy i Sheldon postanowią przeprowadzić pewien eksperyment, którym będzie zamieszkanie ze sobą. Potrwa on nawet kilka odcinków i jak możesz się domyślić, nie przebiegnie on gładko. Nic z Sheldonem Cooperem nie przebiega gładko. Pomimo tego, że Amy kocha swojego chłopaka miłością nieskończoną, to jednak to doświadczenie może okazać się zbyt traumatyczne dla niej. Mogę zdradzić tyle, że nabierze ona jeszcze większego szacunku do Leonarda, ponieważ na własnej skórze przekona się, jakim obciążeniem dla nerwów jest Sheldon. Wojna wybuchnie chociażby o to, czy nasze szczoteczki mogą znajdować się w jednym kubeczku, a jeśli nie, to w jakiej odległości od siebie mają się znajdować.
Rozumiem, że Amy nie udusi go w nocy poduszką?
Nie, ale będzie blisko. (śmiech)
Duże zamieszanie spowoduje również nadejście dziecka Howarda i Bernadett.
Dla Sheldona to będzie szok, a dla widzów duża dawka śmiechu. Wydaje mi się, że to będzie jedyna okazja, by wprowadzić dziecko do naszej obsady, bo nie zanosi się na to, by Penny zaszła w ciążę, a i mało prawdopodobne jest, by Amy spodziewała się dziecka. Zwłaszcza przy częstotliwości jej pożycia z Sheldonem. (śmiech)
Z całej obsady tylko ty posiadasz dyplom naukowy. Wykorzystujesz tę przewagę, by pośmiać się trochę ze swoich kolegów na planie?
Zdarza się, choć bardzo rzadko. To, że mam dyplom i znam ten specyficzny język, daje mi pewną przewagę w nauce tekstu. Niekiedy śmieję się z moich kolegów, jak już któryś raz źle recytują tekst, tłumacząc im, o czym dokładnie mówią. Ich miny są wtedy bezcenne.
Wytykasz im niekiedy brak owego dyplomu?
Oj nie! Aktorzy nie lubią, gdy im się zarzuca, że nie są dość wykwalifikowani do grania swoich postaci. Już raz ktoś sobie tak zażartował i była z tego niezła afera.
A twoi byli profesorowie nie dzwonią z pretensjami, że ich kopiujesz na ekranie?
Na szczęście nie, choć mogliby, bo Amy ma kilka cech charakteru, które zaczerpnęłam od moich wykładowców. Jednak na razie nikt nie dzwonił. Wydaje mi się, że oni raczej takich seriali nie oglądają. Istnieje też możliwość, że wszystko skrzętnie notują i wyślą do mnie list pod postacią pracy doktorskiej. (śmiech)
Gdy scenarzyści wpadli na pomysł, by poszerzyć obsadę serialu o dwie kobiety, szukali żeńskiej wersji Sheldona…
I wybrali mnie. Wiem, o co będziesz chciał zaraz zapytać - czy to dla mnie wyróżnienie, czy obraza? (śmiech) Ja się ucieszyłam. Szukałam wtedy stałej pracy i niewiele wiedziałam o Teorii wielkiego podrywu. Brałam udział w wielu castingach do kilku produkcji i akurat ten wygrałam. Oczywiście trochę się zdziwiłam, jak zobaczyłam całą charakteryzację czekającą na mnie na planie, ale z drugiej strony potraktowałam to jako wyzwanie. Zagranie dziewczyny, która jest w dużej mierze moim totalnym przeciwieństwem.
Nie zazdrościłaś trochę Melissie Rauch, która dołączyła do obsady w tym samym czasie, że jej postać jest bardziej kobieca od twojej?
Na początku może trochę. Jednak gdy się lepiej przyjrzałam przeznaczonej dla niej kreacji, zauważyłam, że są one bardzo rozległe. Wyglądałabym w niej bardzo grubo i wolałabym tego uniknąć. (śmiech) Melissa jest drobna i taki ubiór do niej pasuje.
Wielu fanów zarzuca twórcom, że przez wprowadzenie żeńskiej obsady zmienili kurs serialu. Nie opowiada on już o geekach, tylko o związkach.
Taka jest niestety prawda i bardzo często o tym mówiliśmy w rozmowach z twórcami czy właśnie z fanami. Ten serial przebył długą drogę od historii kilku kumpli, naprzeciw których wprowadza się piękna dziewczyna, do opowieści o związkach i rodzinach, jakie utworzyli. Rozumiem, że część fanów może być niezadowolona z takiej ewolucji, ale wciąż jesteśmy numerem jeden wśród seriali komediowych, co oznacza, że nasi scenarzyści podjęli słuszną decyzję. Utrzymanie się na szczycie przy tak licznej konkurencji wcale nie jest łatwe. Widocznie twórcy doszli do wniosku, że temat samotnych geeków się wyczerpał.
Spotykasz się z negatywnymi opiniami na różnego rodzaju konwentach?
Bardzo rzadko, a jeśli się zdarzają, to nie zwracam na nie uwagi.
Gdy serial startował, skupiał się bardziej na fanowskiej popkulturze, pokazując geeków i ich zainteresowania. Czy w życiu prywatnym też interesujecie się komiksami i filmami fantasy?
Z tego co wiem, to jestem jedyną osobą w naszej obsadzie, która na serio interesuje się komiksami i superbohaterami. Reszta ma zupełnie inne zainteresowania i trudno od nich wymagać, by interesowali się tym samym, co grani przez nich bohaterowie. To byłoby absurdalne. Jeśli jednak widzowie odnoszą wrażenie, że my wszyscy jesteśmy tą kulturą przesiąknięci, to oznacza, że nasi scenarzyści odwalili kawał dobrej roboty.
W takim razie powiedz mi proszę, co sądzisz o Legionie samobójców.
Z przykrością muszę powiedzieć, że jeszcze go nie widziałam. Do kina chodzę obecnie tylko z moimi dziećmi, a one są za małe, by oglądać Suicide Squad. Słyszałam jednak bardzo wiele złych opinii, które w dużej mierze są słuszne. Wydaje mi się, że przy ekranizacji komiksów zarówno dla DC, jak i Marvela za duży wpływ ma dział marketingu, a za małą twórcy. Nacisk jest stawiany na ściągnięcie jak największych gwiazd na plan, a nie na jakości scenariusza, który będzie realizowany.
To który film o superbohaterach widziałaś ostatnio?
Batman v Superman: Dawn of Justice oraz Captain America: Civil War i jakoś oba tytuły nie podbiły mojego serca. Może dlatego, że tych produkcji ostatnio jest zbyt dużo i trudno o coś oryginalnego...
Do której drużyny należysz w takim razie - DC czy Marvel?
Dorastałam, czytając obie frakcje. Nie mam chyba wyrobionych preferencji. Nade wszystko kocham X-Menów, ale nie przekłada się to na mocne uwielbienie ich wydawcy. Ale z racji tego, że pracuję dla WB, które jest właścicielem praw do ekranizacji komiksów DC, powinnam chyba powiedzieć: Team DC. (śmiech)
Kogo z obsady lubisz najbardziej?
Trudno wybrać jedną osobę, gdyż z każdą łączy mnie inna więź. Jeśli miałabym jednak wybrać jedną, to byłaby to Melissa Rauch. Dołączyłyśmy do serialu w tym samym czasie i momentalnie nawiązałyśmy kontakt. Z drugiej strony Johnny’ego Galeckiego znam już 25 lat, choć nie mam z nim jakiejś silnej więzi.
Bardzo często serial odwiedzają gwiazdy popkultury. Z czyich odwiedzin cieszyłaś się najbardziej?
Stephena Hawkinga. Bezapelacyjnie. Wydaje mi się, że gdyby nie ten serial, to nie miałabym okazji go poznać i chwilę porozmawiać. Zaprzyjaźniłam się też z Willem Wheatonem, co bardzo sobie cenię.
A chciałabyś, by jeszcze jakaś gwiazda odwiedziła wasz serial?
Chętnie zobaczyłabym Michaela Jordana w odcinku, w którym chłopaki muszą rozegrać mecz koszykówki z przedstawicielami wojska lub innego uniwersytetu. Michael mógłby być ich przeciwnikiem albo nawet trenerem! To mogłoby być zabawne.
Masz może jakiś swój ulubiony odcinek czy moment w serialu?
Oczywiście. Moim ulubionym odcinkiem jest ten, w którym Amy i Sheldon uprawiają seks. Ta scena zaskoczyła fanów na całym świecie, którzy od dawna na nią czekali. Mnie zresztą też. Nie wiem, czy wiesz, ale ten odcinek trafił do Księgi Rekordów Guinnessa jako „odcinek sitcomu z największą oglądalnością w historii amerykańskiej telewizji”.
Czy na planie Teorii wielkiego podrywu jest miejsce na improwizację?
Nie. Zero. Musimy sztywno trzymać się scenariusza, który dostajemy. Nasi twórcy nie lubią, gdy próbujemy czegoś na własną rękę.
10. sezon serialu Teoria wielkiego podrywu zadebiutuje w Polsce 19 października na Comedy Central.
Źródło: fot. materiały prasowe