Sędzia Dredd to swój chłop – rozmawiamy z Johnem Laymanem, autorem serii Chew
Zdaje się, że John Layman pisał już wszystko i dla wszystkich, na czele z Batmanem, Xeną i Tonym Montaną, ale to jego autorska -
wydawana także i u nas - seria Chew zapewniła mu szacunek ludzi komiksu.
Bartek Czartoryski: Rzecz jasna chcę z tobą dzisiaj pogadać głównie o Chew, Volume 1: Taster's Choice (collects Chew #1–5), ale przed naszą rozmową przeczytałem napisane przez ciebie Predator vs. Judge Dredd vs. Aliens, który to pomysł, gdy o nim usłyszałem, wydawał mi się tyleż interesujący, co niedorzeczny, a jednak wypalił. Jakim cudem?
John Layman : Fakt, jest to cokolwiek dziwaczny punkt wyjścia, ale jako człowiek przyzwyczajony do niecodziennych zleceń, podszedłem do sprawy profesjonalnie, jak zawsze, starając się dać fanom kupę zabawy, a jednocześnie nie obrzucić błotem zakorzenionych głęboko w popkulturze postaci. Bo Obcy kojarzy nam się z horrorem, Predator to opowieść akcji przemieszana z science-fiction, zaś Dredd nic innego jak ostra satyra. I o ile z pierwszymi dwoma nie miałem absolutnie żadnego problemu, bo ich mariaż na kartach komiksu i kinowym ekranie nie jest niczym nowym, tak miałem nie lada zagwozdkę z Dreddem. Uznałem jednak, że dam się zwariować, przytulę obłęd kojarzony z tym posępnym gliną.
Ale wiesz, choć komiks jest zdecydowanie zabawny, to żadne tam podśmiechujki, ale kawał porządnej, napisanej całkiem serio historii.
Bo ja już chyba tak mam! Nawet kiedy staram się napisać coś stricte poważnego, to i tak prześwituje przez scenariusz moje niedorzeczne poczucie humoru. I odwrotnie. Dredd sam w sobie jest cholernie zabawny, popatrz na ten jego świat, na tych, z którymi przychodzi mu się mierzyć, niekiedy to wszystko wydaje się od czapy! Nie da się owego twórczego bałaganu okiełznać, choćbyś próbował z całych sił. Dlatego nie musiałem tak naprawdę stawać na głowie, żeby osiągnąć upragniony efekt, bo wystarczyło mi naśladować to, co wyrabia się w zwykłej serii z Dreddem.
Czyli łatwo było ci się przesiąść z Chew?
Stosunkowo, ale pamiętajmy, że jednak przy Chew jestem bogiem. Mogę robić, co mi się żywnie podoba i podejmuję absolutnie wszystkie decyzje. A kiedy piszę komiks z Batmanem albo Dreddem, z kimkolwiek, kto jest własnością wydawnictwa, nie moją, muszę trzymać się pewnych zasad, pracuję bowiem na postaciach o ugruntowanej pozycji, z rozpisanym życiorysem, choć nie oznacza to, że się męczę, bynajmniej. Nie ma zabawy, nie ma roboty, takie jest moje podejście i starannie dobieram zlecenia. Dredd był wysoko na mojej liście, chciałem pobawić się z tym gościem.
Poważnie? Tak doświadczony facet jak ty ma jeszcze jakieś komiksowe marzenia?
Całe mnóstwo! Chciałbym kiedyś napisać coś z Plastic Manem. Albo przerobić na komiks film Johna Carpentera Oni żyją. Miałem za to szczęście pracować przy serii Mars Attacks na podstawie pomysłu Tima Burtona, ale, jako że piszę dość wolno i nie mam problemu z odrzucaniem napływających propozycji, przeszła mi bokiem okazja do zrobienia crossoveru tego komiksu właśnie z Dreddem. Dlatego tym bardziej cieszy mnie, że mogłem się za niego zabrać.
Skoro jesteś fanem Carpentera, szkoda, że nie napisałeś komiksu z dwoma Kurtami Russellami, bo przecież zmiksowano Ucieczkę z Nowego Jorku i Wielką drakę w chińskiej dzielnicy...
O tak, to jedna z tych rzeczy, których się żałuje... Ale cóż, nie można mieć wszystkiego, a ja narzekać nie mogę! Ej, a tak w ogóle to jesteś z Polski, prawda?
Owszem.
Byłem w Poznaniu i we Wrocławiu! Kurde, jak tam macie czysto i wszyscy mówią po angielsku!
Fajnie...?
Dobra, jedźmy jednak z wywiadem, bo ci czas zabieram!
Ano, miałem przecież rozmawiać z tobą o Chew, a wychodzi na to, że zdążę zadać ci już tylko jedno pytanie zanim mnie wyrzucą. Seria już się zakończyła, przed polskimi czytelnikami jeszcze jednak spory kawał tej opowieści, ale jak ty się czujesz po rozstaniu z wychuchanym dzieckiem?
Napisałem sześćdziesiąt zeszytów, nie mogę absolutnie na nic narzekać, bo mało któremu scenarzyście pozwala się tak długo ciągnąć swój komiks. Sukces Chew otworzył mi sporo drzwi. Dlatego dali mi pobawić się z Batmanem, a potem z Dreddem i spółką. Bo podobało im się Chew! Nic lepszego mnie w zawodowym życiu nie spotkało.
Bartek Czartoryski. Redaktor wydania weekendowego, samozwańczy specjalista od popkultury, krytyk filmowy, tłumacz literatury. Prowadzi fanpage Kill All Movies.
Źródło: zdjęcie główne: Awesome Con