Zachwyty i rozczarowania 2022 - Paweł Krzystyniak
W 2022 roku grałem mało, a oglądałem jeszcze mniej. Mimo tego udało mi się znaleźć zarówno powody do zachwytu, jak i rzeczy, które mnie rozczarowały.
W 2022 popkultura zaczęła się budzić ze snu spowodowanego pandemią. Teoretycznie to doskonała wiadomość dla miłośników filmów, seriali czy gier, ale ja dość szybko zacząłem odczuwać przesyt kolejnymi produkcjami, które w ekspresowym tempie zaczęły zalewać rynek. Konsekwencją tego było to, że w 2022 oglądałem i grałem znacznie mniej niż w poprzednich latach, kiedy to na spokojnie mogłem nadrabiać zaległości sięgające daleko wstecz i cieszyć się jedną czy dwiema premierami każdego miesiąca. Mimo tego w minionych miesiącach znalazłem kilka powodów do zachwytu, a rozczarowania nie były zbyt dotkliwe...
Zachwyty
Elden Ring
W 2022 roku było kilka gier, które naprawdę przypadły mi do gustu i przy których świetnie się bawiłem. Tylko jedna z nich zapadła mi jednak w pamięć na dłużej i tylko do jednej mam ochotę wrócić w niedalekiej przyszłości. Jest nią Elden Ring, czyli nowe dzieło deweloperów z From Software. Japończycy wzięli wszystkie te elementy, za które fani pokochali ich wcześniejsze produkcje i wrzucili je do wielkiego, otwartego świata, który można swobodnie przemierzać w poszukiwaniu kolejnych wyzwań, okazji do rozwoju bohatera czy nowego sprzętu. Sam ogrywałem tę produkcję jeszcze przed jej premierą, a więc bez dostępu do buildów, poradników, interaktywnych map i wszystkich innych pomocy, które teraz bez problemu można znaleźć w sieci. Było to wyjątkowo odświeżającym doświadczeniem. Współcześnie bowiem nawet mimo najszczerszych chęci nie zawsze da się uniknąć absolutnie wszystkich spoilerów czy innych materiałów, które mogą w jakimś stopniu zepsuć zabawę.
Elden Ring to dla mnie gra, w której każdy element znalazł się na właściwym miejscu i niemal wszystko udało się dopiąć na ostatni guzik. Fabuła intrygowała (choć ponownie podana była w bardzo specyficzny i tajemniczy sposób), otwarty świat zwiedzało się z wielką przyjemnością, a rozgrywka była miejscami bardzo wymagająca, ale mnogość dostępnych opcji i swoboda sprawiały, że wszystkie wyzwania były bardziej przystępne niż w poprzednich, bardziej zamkniętych tytułach.
Rozdzielenie
Do pierwszego kontaktu z Rozdzieleniem zachęciły mnie wyjątkowo optymistyczne opinie moich znajomych. Wynikało z nich, że to produkcja, która wciąga od pierwszych sekund, a na kolejne odcinki wyczekuje się z wielką niecierpliwością. I rzeczywiście – tak właśnie wyglądała moja przygoda z pierwszym sezonem. Serial Apple TV+ to prawdziwa łamigłówka, a udostępnianie kolejnych epizodów co tydzień okazało się strzałem w dziesiątkę. Choć zwykle nie przepadam za taką formą, tak tutaj sprawdziła się ona wyśmienicie, bo tworzenie teorii i dzielenie się nimi z innymi internautami dawało mnóstwo frajdy.
Pierwszy sezon nie przyniósł odpowiedzi na wszystkie pytania, ale świetnie sprawdził się jako przystawka przed dalszą częścią historii. Pozostaje jedynie trzymać kciuki, że na kolejne odcinki nie trzeba będzie zbyt długo czekać. A jeśli Wy jeszcze Rozdzielenia nie oglądaliście, to zachęcam do nadrobienia zaległości!
Steam Deck
Nie sądziłem, że jakikolwiek sprzęt do gier będzie w stanie wywołać u mnie większe emocje. Nie zrozumcie mnie źle – zarówno PS5, jak i Xbox Series to świetne konsole, z których korzystam regularnie, ale są jednocześnie dość... nudne i poza solidnymi podzespołami nie oferują niczego zaskakującego. Ze Steam Deckiem sprawa wygląda zupełnie inaczej. To sprzęt, który radzi sobie całkiem nieźle już w swojej "domyślnej" formie, ale można z niego wyciągnąć znacznie więcej. Możliwość ingerowania w ustawienia, obniżania napięcia czy płynności, a tym samym znaczne zwiększanie czasu pracy na baterii to dla mnie prawdziwe game-changery w przypadku handhelda. Miłym dodatkiem jest też bezproblemowy dostęp do usług umożliwiających grę w chmurze, dzięki czemu poza wyjątkowo obszernym katalogiem Steam mam też dostęp do m.in. Xbox Cloud Gaming.
Co więcej, Steam Deck sprawdza się również nieźle jako przenośny pecet, o czym sam mogłem się niedawno przekonać. Przez kilka dni w grudniu korzystałem w zasadzie tylko z urządzenia Valve, które podpiąłem do stacji dokującej JSAUX z dyskiem, na którym zainstalowany był Windows 11. W ten sposób mogłem nie tylko uzyskać dostęp do wszystkich aplikacji, z których korzystam na co dzień, ale też i pograć na przykład w World of Warcraft: Dragonflight czy Destiny 2, które na SteamOS nie działa. Wspaniała sprawa!
Rozczarowania
Pokemon Scarlet i Pokemon Violet
Dawno nie czułem się tak wewnętrznie rozdarty, jak podczas próby oceny najnowszych odsłon serii z Pokemonami. Scarlet i Violet oferują dobrze znaną i lubianą rozgrywkę, a przy tym wprowadzają sympatyczne nowe stworki i kilka naprawdę przydatnych usprawnień, dzięki którym gra się jeszcze przyjemniej. Niestety deweloperom najwyraźniej zabrakło czasu na dopieszczenie warstwy technicznej, bo ta w nowych Pokemonach pozostawia naprawdę wiele do życzenia. Oprawa jest brzydka i nie tłumaczą jej nawet zacofane podzespoły Switcha, bo wiele produkcji pokazało, że można wyciągnąć z nich znacznie więcej, a płynność momentami spada gdzieś w okolice 15 klatek na sekundę. Nie brakuje też błędów, z których część jedynie bawi, ale niektóre mogą napsuć krwi...
Na wiele z bolączek Scarlet i Violet można byłoby przymknąć oko, gdyby nie jeden drobny szczegół: to flagowa seria znana z konsol Nintendo, a kolejne jej części sprzedają się w milionach egzemplarzy i zarabiają ogromne pieniądze. Naprawdę chciałoby się, by było to widać i czuć nie tylko w sile marki, ale i jakości wydawanych gier.
Gotham Knights
Przed twórcami Gotham Knights było naprawdę trudno zadanie. Musieli oni bowiem pokazać, że Gotham bez Batmana ma sens: zarówno jeśli chodzi o fabułę, jak i gameplay. Początek był obiecujący, bo mroczny klimat i cały wątek związany ze śmiercią Mrocznego Rycerza nastrajały bardzo pozytywnie. Niestety dość szybko zaczęło się odczuwać znużenie, a elementy rozgrywki, które miały wyróżniać tę produkcję na tle kapitalnej serii Arkham, w większości raczej irytowały, a nie bawiły. Walce brakowało płynności, jazda motocyklami wydawała się kompletnie zbędnym dodatkiem, a drzewko talentów zawierało niewiele prawdziwie ekscytujących umiejętności. No i nie sposób zapomnieć o niezrozumiałej dla mnie decyzji, czyli postawieniu na 30 klatek na sekundę, bez jakiegokolwiek alternatywnego trybu stawiającego na wydajność.
Gotham Knights, podobnie jak Pokemon Scarlet i Violet nie było może jakąś fatalną grą, ale idealnie wpasowuje się w kategorię tegorocznych rozczarowań. Moje oczekiwania wobec tego tytułu były bowiem naprawdę spore, a wyszło, jak wyszło.