Zachwyty i rozczarowania 2022 roku - Piotr Piskozub
Piotr Piskozub podsumowuje rok 2022 w popkulturze. Najpierw wzbija się w stronę gwiazd, szukając teleskopu Webba, Messiego i patrząc na wszystko wszędzie naraz, by później zejść do piekieł, gdzie czekają już na niego Galadriela i... Kevin Feige.
Rok 2022 zostanie przeze mnie zapamiętany jako czas, w którym zobaczyliśmy więcej. Budząc się z pandemicznego letargu, częściej niż w poprzednich dwóch latach oddawaliśmy się kinowemu doświadczeniu. Wejście na polski rynek kolejnych platform streamingowych poszerzyło ofertę serialową, z której skwapliwie korzystaliśmy. Teleskop Jamesa Webba zebrał więcej fotonów niż jakiekolwiek inne urządzenie w historii ludzkości, rzucając nowe światło na początki wszechświata. Otwieraliśmy drzwi naszych domów i mieszkań dla sióstr i braci z Ukrainy, którzy opuszczali swoją ojczyznę w obawie przed wojenną zawieruchą. Mam też nadzieję, że w tym trudnym ze społeczno-gospodarczego punktu widzenia okresie udało nam się dostrzec ludzi wokół nas i spojrzeć na nich z innej perspektywy. Popkultura w ciągu minionych 12 miesięcy chciała nam w tym przecież pomóc. Zresztą – nie tylko ona. Jeśli faktycznie widzimy więcej, życzę Wam i przy okazji sobie, abyśmy w 2023 roku nieprzerwanie poszerzali horyzonty myślenia. Ramię w ramię, kierując się tym, co nas łączy, a nie dzieli.
Najlepsze filmy 2022 roku - ranking subiektywny
Zachwyty
Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba
Nie tak znowu mała część z Was zdążyła zauważyć, że w 2022 roku Piotr Piskozub odleciał myślami w stronę gwiazd. Ciałem również: kupiłem dwa teleskopy, a lipcowe obserwacje Jowisza i Saturna na oddalonym o kilka kilometrów od najbliższych zabudowań polu, na którym tuż obok mnie znienacka wyłoniła się gromadka dzików, już zawsze będę przywoływać w pamięci jako doświadczenie z pogranicza jawy i snu. Tego wszystkiego nie byłoby jednak, gdyby nie Teleskop Webba, cud technologiczny, ale i urządzenie, które pozwoliło mi sobie przypomnieć, że jako małe dziecko zapytany o przyszłe miejsce pracy wskazywałem na... NASA. Zdjęcia JWST nieprzerwanie budzą we mnie zachwyt – oglądając nowe fotografie przedstawiające Filary Stworzenia, miałem łzy w oczach. Otchłań kosmosu może uderzyć w człowieka przeogromnym poczuciem pustki. Webb sprawia, że tę pustkę zaczynamy lepiej rozumieć.
Wszystko wszędzie naraz
Skoro już sponsorem tego tekstu jest słowo "więcej", dobrze będzie je odnieść do innych światów – w końcu 2022 rok zapisze się w historii kina jako ten, w którym twórcy tak odważnie i kompleksowo postanowili pokazać na ekranie koncepcję multiwersum. Wszystko wszędzie naraz zrobiło to w sposób bezprecedensowy; po seansie miałem wrażenie, że ten film jest najlepszym dowodem na to, iż X Muza jest tworem podarowanym nam przez bogów z alternatywnej, lepszej rzeczywistości. Produkcja pozwala nam przecież na cudownie ożywczy lot świadomości i być wszędzie. Wszystkim. Naraz.
Top Gun: Maverick
Tom Cruise, ostatnia prawdziwa gwiazda filmowa. W tym roku wzbijałem się z nim w niebo całe cztery razy – kolejne seanse Mavericka były dla mnie jak obłąkane loty w przestworzach ze ściśniętym gardłem. Każde, nawet najmniejsze ujęcie tego filmu przywodzi na myśl sentymentalny wehikuł czasu i energetyczny wybuch supernowej. Jeśli w finałowej scenie ataku nie mówił do Was Goose, jesteście straceni. I jeszcze ta genialna sekwencja otwierająca, w której pomost między przeszłością a teraźniejszością wydaje się niemalże namacalny, przychodząc do nas w rytm tych ponadczasowych taktów:
Lionel Messi mistrzem świata
Biblijnie rzecz ujmując: "Wykonało się". Leo Messi poprowadził Argentynę do tytułu mistrza świata, wychodząc już na dobre z cienia Diego Maradony i dając prawdopodobnie ostateczny dowód na to, kto jest najlepszym piłkarzem wszech czasów. Przyglądam się tym zjawiskom nie tylko jako długoletni fan południowoamerykańskiego futbolu; interesują mnie one również z popkulturowego punktu widzenia. Przy całym szacunku dla perfekcji Cristiano Ronaldo: nie mam dziś żadnych wątpliwości, że przyszło nam żyć w erze Messiego i to ona definiuje i będzie definiować postrzeganie przez nas sportu. Od kilkunastu lat możemy obserwować boiskowe poczynania wybitnej postaci, geniusza, którego piłkarska droga na Olimp powinna doczekać się pierwszorzędnej ekranizacji.
Avatar: Istota wody
Umówmy się, fabuła Avatara 2 jest prosta jak budowa cepa, by nie powiedzieć dosadniej: odrobinę głupawa. W żaden sposób nie zmienia to jednak faktu, że Pandora nadal jest najpiękniejszym wizualnie światem w całej historii kina, przy którym bledną najznamienitsze nawet dokonania Marvel Studios na tym polu. James Cameron realizuje swoją wizję w sposób bezkompromisowy, a w tym, jak celebruje on Matkę Naturę, zatraciłem się po prostu bez reszty. Istota wody osadza się więc pod naszymi powiekami, by później doprowadzać w umyśle widza do miliona rozbłysków. Do tego stopnia, że nawet rzeczywistość wydaje się przy ekranowej Pandorze jakby... niedopracowana.
Batman
Maestria realizacyjna Matta Reevesa idzie w tym filmie w parze z wypowiedzianą na ekranie wprost zasadą: "Strach jest narzędziem". Dzięki temu Batman – jak żadne inne dzieło poświęcone Mrocznemu Rycerzowi – pozwala nam zanurzyć się w jądrze ciemności Gotham i pójść w dodatku krok dalej: w stronę mroku, który od czasu do czasu panoszy się w naszych głowach. Seans tego filmu jest tak intensywny, że na poziomie metaforycznym można się w jego trakcie "udusić". To znakomita wiadomość, zwłaszcza w kontekście ostatnich, momentami niepokojących zmian, do których dochodzi w DC Studios.
Najlepsze seriale obejrzane w 2022 roku
Prehistoryczna planeta
Jest kilka seriali przyrodniczych, które pretendują do miana uniwersalnego dziedzictwa ludzkości i zarazem czegoś, co powinniśmy zostawić w spadku kolejnym pokoleniom – Prehistoryczną planetę z całą pewnością należy uznać za jeden z nich. Narratorem tego wybitnego dokumentu jest legendarny David Attenborough, Hans Zimmer odpowiadał z kolei za muzyczny motyw przewodni. Świat dinozaurów jeszcze nigdy nie wydawał się tak rzeczywisty, a wędrówki z nimi w coraz to nowszych warunkach klimatycznych i historycznych emocjonują niczym najlepsze kinowe filmy. Planeta może faktycznie jest prehistoryczna, ale wciąż zachwyca swoim pięknem.
Lakers: Dynastia zwycięzców
Wątpiłem w to, że po dokumencie Ostatni taniec jakakolwiek produkcja poświęcona koszykówce zdoła jeszcze rozsadzić moją głowę. I wtedy nadeszli Lakersi, którzy tańczą w Dynastii zwycięzców swój pierwszy, mistrzowski taniec, pokazując jednocześnie, czym była w świecie sportu słynna filozofia Showtime. Dzięki kapitalnie dobranej obsadzie i starannie przemyślanemu scenariuszowi przełom lat 70. i 80. odbija się tu jak w lustrze. Nie mogło być jednak inaczej, skoro sama czołówka tego serialu wydaje się przekraczać czas i przestrzeń:
Poświęcenie Cassiniego
Choć serial dokumentalny Kosmos: Możliwe światy debiutował w 2020 roku, zapoznałem się z nim dopiero niedawno. Dał mi on bezsprzecznie najbardziej poruszający ekranowy moment w ciągu ostatnich 12 miesięcy. 15 września 2017 roku NASA wydała badającej Saturna sondzie Cassini ostatnie, okrutne polecenie: wejście w atmosferę planety, co miało doprowadzić do spłonięcia urządzenia. Neil deGrasse Tyson postanowił przedstawić tę historię tak, jakby idący na spotkanie ze "śmiercią" Cassini, zupełnie niczym ludzie, raz jeszcze przeżywał swoje "wspomnienia". Wyłaniające się tu obrazy, doskonale podkreślone genialnym utworem Ludovico Einaudiego, "Experience", stworzyły jedną z najpiękniejszych opowieści w historii telewizji. Oto Doświadczenie przez duże "D" – weźcie je ze sobą:
Rozczarowania
Władca pierścieni: Pierścienie Władzy
Z nieba do piekła, chciałoby się rzec. Nie zrozumcie mnie źle: Pierścienie Władzy to bez dwóch zdań najwspanialszy w aspekcie wizualnym serial wszech czasów, którego twórcy w 1. sezonie dopiero ustawiają fundamenty pod dalszą historię. Poprzeczka została przez Amazona ustawiona tak wysoko, że właściwie każdy z nas miał w stosunku do tej produkcji swoje oczekiwania. Nie owijając w bawełnę: moje nie są obecnie zaspokojone. Szarpane tempo akcji, problemy ze skalowaniem świata Tolkiena, chaotyczne przeskakiwanie między wątkami – wszystko to sprawia, że Pierścieniami Władzy w ich premierowej odsłonie jestem mniej lub bardziej rozczarowany. Chciałbym, by kolejne etapy tej opowieści przywróciły wiarę w ekranowe Śródziemie, ale na koniec 2022 roku droga do tego wydaje mi się naprawdę długa.
Tegoroczne seriale Marvela
Nazwijcie mnie "boomerem", "dyletantem" czy innym "zdrajcą", ale przyszedł już czas spojrzeć prawdzie w oczy: coraz większa grupa odbiorców popkultury odczuwa zmęczenie produkcjami Marvel Studios. O ile filmy MCU wciąż potrafią zdobyć nasze serca, o tyle na polu seriali dochodzę do wniosku, że Kevin Feige i jego świta chcą w ekspresowym tempie nadrobić pandemiczne zaległości i przybić nas do swojego uniwersum gwoździami i łopatą. Moon Knight był tak emocjonujący, że w zasadzie już o nim zapomniałem, Ms. Marvel zupełnie zbędna, a Mecenas She-Hulk to definicja ekranowego cringe'u – osoby odpowiedzialne za wprowadzenie do ostatniej z tych produkcji Daredevila w takiej jego wersji powinny smażyć się w artystycznym piekle. Warto dodać, że mówimy tu o tym samym ekranowym świecie, w którym istnieją kapitalne WandaVision i Loki. Rok 2022 to wyraźny sygnał alarmowy dla Marvel Studios, sugerujący, że sprawy z serialami MCU niekoniecznie zmierzają we właściwym kierunku. Nie oznacza to, że formuła Domu Pomysłów wyczerpała się na dobre; to raczej dowód na to, że pogłoski o tym, iż Feige i jego drużyna posiadają zawsze działający klucz do naszych serc i umysłów, są mocno przesadzone.