Różnice kulturowe to przeważnie dobry temat na komedię. Twórcy Brooklyn 9-9 biorą się za nie, jednocześnie śmiejąc się ze schematów policyjnych. Ostatni odcinek przed przerwą to natomiast piękne nawiązania do kultowego świątecznego filmu.
Serial
Brooklyn Nine-Nine jest najśmieszniejszy wtedy, gdy twórcy sprawnie bawią się konwencją pracy policjantów, starając się wyśmiewać stereotypy i schematy. Odcinek 9. właśnie to wykorzystuje, gdy z Jakiem i Rosą współpracować muszą policjanci ze Szwecji. Ich przekomarzanie się jest często głupie, czasem przesadzone, a zachowanie Szwedów przerysowane, ale ma to wiele też zabawnych i przede wszystkim ważnych momentów. I co jest w tym dobre - twórcy pokazują bohaterów w policyjnej pracy z dobrym skutkiem.
Wykorzystują ten motyw do śmiania się ze schematów postrzegania Europejczyków przez Amerykanów. Czuć to w wielu momentach, takich jak na przykład zdaniem Peralty głupie pisanie dat przez Europejczyków. Ważne w tym jednak jest to, jaki ma to wpływ na Jake'a i Rosę. Ich przyjaźń była dość chłodna i bardzo powierzchowna. Ten odcinek pozwala pogłębić tę relację i rozbudować ją w dobrym kierunku. Za to lubię
Brooklyn Nine-Nine - twórcy zawsze robią coś, by ich bohaterowie nie stali w miejscu.
Tak naprawdę to jedynie Gina ciągle jest taka sama i czasem wydaje się, że scenarzyści nie mają pomysłu na to, jak ją rozwinąć. Zawsze zachowuje się tak samo, a czasem jej specyficzne podejście do życia bardziej irytuje, niż bawi. Wątek z nauką astronomii jest nawet zabawny - zdecydowanie ma swoje momenty, ale szkoda, że nie wykorzystano gościnnego występu słynnego naukowca. Nic ciekawego nie wniósł pod względem humorystycznym.
Dobrze natomiast bawi wątek Holta i Boyle'a. Ich wspólna sportowa przygoda stoi na typowym, czasem przegiętym poziomie tego serialu. Cieszy mnie fakt, że znów przypomniano sobie o zaletach Boyle'a i jego dziwności, która znakomicie tutaj działa. Niektóre momenty interakcji pomiędzy szalonym Boyle'em a Holtem naprawdę potrafią rozbawić.
No url
W 10. odcinku twórcy przechodzą samych siebie, oferując widzom zabawną i pomysłową parodię
Szklanej pułapki. Doskonale wiedzieli, jak chcą to rozegrać: radość Jake'a z bycia McClane'em, zachowanie Giny czy bohaterstwo Boyle'a - to wszystko zagrało w tym wątku idealnie. Każdy kolejny etap opiera się na puszczaniu oka do widza i zabawnych momentach, które pokazują, jak mocny
Brooklyn Nine-Nine jest w takich wątkach.
Najlepsze w tym jest to, że wątek Terry'ego też jest związany z parodią
Szklanej pułapki. Jego rywalizacja z Sępem może się podobać i pokazuje tego bohatera w dobrym świetle. Twórcy znakomicie wykorzystują te momenty, by rozwinąć w jakiś sposób postacie i pokazać je z innej perspektywy. Tutaj udaje się to zrobić idealnie. Problem mam tylko z Sępem, który wypalił się kompletnie. Jego dziwaczne powiedzonka bawiły do 3. sezonu, ale gdy wprowadzono go jako kapitana 99, to wszystko straciło sens i humorystyczny dryg. Ta postać już nie bawi.
Wątek Santiago chcącej pokazać, że jest twarda i wykąpie się na mrozie, jest w sumie zwyczajny, ale stoi na niezłym poziomie. Ma momenty, ale nie porywa. O wiele lepiej wypada początek z prezentem dla Holta. Trochę szkoda, bo potencjał w tej historii jest o wiele większy, a tak pozostaje wrażenie, że powinno być zabawniej.
Brooklyn Nine-Nine nie obniża poziomu. Bawi, rozwija bohaterów i oferuje wiele momentów, których próżno szukać w innych serialach. Cieszy mnie to, że po przeciętnym początku sezonu odbudowano jakość.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h