Virginia Vallejo to kolumbijska dziennikarka prowadząca swój własny program w telewizji. Piękna, sławna i bogata wydaje się, że nie potrzebuje już niczego. Jednak pewnego dnia na jej drodze staje Pablo Escobar, jeden z szefów kartelu z Medellin. Początkowo sceptyczna wobec zachowania swojego adoratora Virginia zaczyna coraz bardziej podziwiać jego działanie. Obydwoje wdają się w namiętny romans, który jednak wkrótce będzie przeplatał się z nieustającą obawą o własne życie, brakiem spokoju oraz kłamstwami i zdradą czającymi się za każdym rogiem. Mimo, że Javier Bardem i Penelope Cruz są parą w życiu prywatnym, to kompletnie nie udało im się w tym wypadku zbudować interesującej relacji na ekranie. Aktorska para miała za zadanie wykreować toksyczny związek jaki łączył Escobara i Vallejo, jednak koniec końców ich więź jaką widzimy w produkcji to tylko pewien zlepek frazesów, które popadają w o wiele za dużą pompatyczność. Dodajmy do tego przerysowane demonstracje bólu, gniewu i histerii a otrzymujemy obraz toksycznego związku, który raczej popada w autoparodię wszelkimi zagrywkami aktorskimi. Reżyser produkcji nie za bardzo wie w wielu momentach opowieści jak poprowadzić swoich aktorów, aby wykształcić tę emocjonalną szarą strefę pomiędzy nimi, w której mogliby się poruszać ze swoimi rozterkami. Bez tego hamulca bezpieczeństwa, który powinien trzymać w swoich rękach na planie twórca, Cruz i Bardem przesadzają z wszelkimi środkami aktorskimi, zbytnio szarżują tworząc relację, w którą się nie wierzy, pasującą bardziej do kolumbijskich oper mydlanych niż poziomu tych zasłużonych gwiazd kina. Szczególnie Penelope Cruz jest w swojej roli więcej niż irytująca. W jej postaci nie widać tego dramatyzmu, bólu czy rozterek, które powinni kierować jej bohaterką w jej sytuacji życiowej. Jednak na wiele aktorce nie pozwala słaby scenariusz produkcji. Reżyser filmu w ogóle nie zagłębił się w ten aspekt psychologiczny postaci, nie dokonał wiwisekcji jej stanu emocjonalnego, postawił raczej w jej wątku na tani melodramatyzm oparty na scenach histerii. Dlatego Vallejo w wydaniu Cruz jest pełna skrajności, rozchwiana, nie potrafiąca znaleźć złotego środka w wyrażeniu własnej tożsamości. Sama historia snuta z perspektywy właśnie Vallejo nie jest również czymś odkrywczym, co pozwoliłoby spojrzeć z innej perspektywy na przemaglowaną przez różne produkcje w ostatnim czasie opowieść o działalności Pablo Escobara. Film miał być obserwacją kobiecym okiem historii okrutnego barona narkotykowego z bardziej emocjonalnej strony, w której miłość spaja się ze złem, jednak otrzymaliśmy sztampową biografię ze słabym wątkiem Vallejo. Film ten ratuje kreacja Javiera Bardema, który po prostu doskonale pasuje do roli złoczyńców. Aktor potrafi dokładnie oddać czyste okrucieństwo, gniew i mrok drzemiące w jego postaci, jednak nie jest przy tym jednowymiarowy i potrafi dodać pewien wewnętrzny konflikt, który trapi jego bohatera. Bardem sprawdza się w stu procentach w takich rolach. Dobrze na drugim planie spisuje się Peter Sarsgaard jako przebiegły i nieugięty agent DEA. Mimo, że ani razu nie widzimy go w scenie z Bardemem obydwaj panowie potrafią zbudować pewną przestrzeń pełną napięcia, która nakreśla pojedynek ich bohaterów na odległość prezentujący się w coraz to bardziej pomysłowych sposobach przechytrzenia drugiej strony. Szkoda, że aktorzy nie są za bardzo wspierani przez resztę obsady, która jest raczej ozdobnym tłem dla historii niż pełnoprawnym uczestnikiem wydarzeń. Loving Pablo miało być interesującym i przede wszystkim świeżym spojrzeniem na historię najsłynniejszego barona narkotykowego. Jednak efekt końcowy to wtórna opowieść ze słabo napisanymi postaciami i intrygą trzymającą się miejscami na dobre słowo.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj