Afterparty to z pozoru serial prosty, bo mamy typową kryminalną historię. Podczas tytułowego wydarzenia zostaje zabita wielka gwiazda.  Detektyw musi dowiedzieć się, kto odpowiada za morderstwo. To dobry przykład, jak świetnie zrobić parodię. Twórcy produkcji Netflixa Kobieta z domu naprzeciwko dziewczyny w oknie powinni to obejrzeć i wyciągnąć wnioski. Nie jest to parodia w stylu serii Straszny film czy Naga broń, więc nie dostajemy seriami żartów w twarz. To coś subtelniejszego, co raczy nas przemyślanym absurdem pełnym zaskakująco udanych pomysłów. Phil Lord i Christopher Miller zawsze byli niezwykle kreatywnymi twórcami i ten serial o tym przypomina. 
fot. Apple TV+
+16 więcej
Zaletą nowego serialu platformy Apple TV+ jest oryginalna forma. Każdy odcinek to przesłuchanie jednej osoby, która była obecna u gwiazdy muzyki pop znanej jako Xavier. Opowieści bardzo się od siebie różnią, są podkoloryzowane i - co najważniejsze - osadzone w innym gatunku. Dzięki temu każdy odcinek jest zaskoczeniem, bo tak naprawdę nie wiemy, czego się spodziewać. Za każdym razem może być to zupełnie coś innego, jeszcze bardziej niedorzecznego. Twórcy fantastycznie bawią się gatunkowymi schematami, dają nam opowieści w klimacie komedii romantycznej, musicalu, kina akcji w stylu Szybcy i wściekli, a także... filmu arthouse'owego. Czy taka szalona mieszanka może w ogóle działać? Oczywiście! To jest znakomity dowód na to, jak bawić się gatunkiem i nie popadać w skrajności w stylu Strasznego filmu. Nie sądziłem, że taka tyrada niedorzeczności może tak doskonale sprawdzać się na ekranie. Dobry pomysł to podstawa. Zresztą ta historia działa też jako kryminał, bo choć jest pełno świadomych absurdów, twórcy nadal pamiętają o tym, co ma angażować i zainteresować widza. Dlatego opowieści są budowane tak, że możemy snuć podejrzenia, ale do końca nie wiemy, kto naprawdę zabił, bo.... każdy ma jakiś motyw, a sprzeczności w zeznaniach potrafią ciągle zbijać z tropu. The Afterparty wciąga w historię lepiej niż niejeden kryminał. Świetna rozrywka!  Na uwagę zasługuje dobrze dobrana obsada złożona z mniej lub bardziej znanych aktorów. To dzięki Benowi Schwartzowi, Ike'owi Barinholtzowi, Samowi Richardsonowi i - co jest dla mnie zaskakujące, bo nigdy za nią nie przepadałem- Tiffany Hadish całość staje się rozrywką na zaskakująco udanym poziomie. Każdy jest tutaj "jakiś". Mamy do czynienia z postaciami wyrazistym i zarazem oryginalnymi, choć osadzonymi w gatunkowych kliszach. Forma pozwala na to, by każdy zabłysnął i miał swoje 5 minut. Do tego ważne jest, że nikt tutaj nie szarżuje. Reżyser wykazał się wyczuciem - świetnie poprowadził aktorów. Co ważne, miał świadomość, w jakim gatunku się bawi - w odróżnieniu od twórców wspomnianego już serialu Netflixa. The Afterparty po trzech odcinkach staje się jednym z ciekawszych tytułów roku. Oryginalność, pomysłowość i dobre wykonanie dają rozrywkę smakowitą. Chce się więcej!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj