The Walking Dead rozpoczyna odcinek od Kelly i jej problemów ze słuchem. Cieszy fakt ciekawszego rozwiązania formalnego ukazania świata z jej perspektywy, niż opieranie się na jakichś banałach jak na przykład nie raz w podobnych wątkach po prostu jest zbliżenie na ucho i twarz, by widz wiedział, że jest jakiś problem. Dlatego też cały zamysł kłopotów Kelly wyszedł wiarygodnie, choć nie do końca wiadomo, jakim cudem przeżyła tyle czasu w lesie, bo raczej nikt jej nie uratował. Bardziej cieszy wykorzystanie tego wątku do dalszego zbliżania Daryla z Connie. Udało się twórcom świetnie to przemyśleć i budować to z takim urokiem oraz sympatią, że trudno nie kibicować temu nietypowemu potencjalnemu związkowi. Kapitalnie razem się ich ogląda i naprawdę wzbudzają pozytywne emocje.  Nieporozumieniem jest zachowanie Magny, które jest absurdalnie głupie i kompletnie nieprzekonujące. Jej konflikt z Yumiko jest sztucznie napędzany, zbyteczny i totalnie obojętny. Po takim czasie, jaki spędzili w tej społeczności, ta nieufność Magny i jej kryzys w związku wydają się nieprzemyślaną decyzją scenariuszową. Nie ma w tym nic wiarygodnego, a postać bardziej irytuje, niż jest to tego warte. Również niedorzeczny wydaje się problem Ezekiela, czyli guz, który w świecie The Walking Dead jest wyrokiem śmierci. Można domyślić się, że jest to jakiś punkt wyjścia do pożegnania tej postaci, ale... nie, to nie jest dobra droga. Taki bohater, który przez kilka lat zdobywał sympatię, zasługuje na coś więcej niż takie rozwiązania po linii najmniejszego oporu. Od Angeli Kang i ekipy tworzącej drugi z rzędu dobry sezon The Walking Dead chcemy oczekiwać więcej.
fot. AMC / FOX
+7 więcej
Prawda jest taka, że wszystkie te wątki nie mają znaczenia, bo to jest odcinek Negana. Znakomicie ogląda się go w roli trochę złamanego i zagubionego człowieka, który w tym momencie jest na ważnym rozdrożu. Jego relacja z Brandonem, którego na potrzeby recenzji nazwiemy psychofanem Negana, stanowi katalizator do motywacji bohatera, który ostatecznie udowodni wszystkim, że nie jest już tym starym, złym Neganem. Przynajmniej nie do końca. Przyznam, że fakt irytującego psychofana zabijającego osoby zdobywające sympatię Negana nie jest żadnym zaskoczeniem. Wszystko na to wskazywało, że do tego dojdzie. Dzięki sympatycznej rozmowie Negana z dzieciakiem ten moment daje więcej emocji, niż oczekiwaliśmy, bo to jest ta jedna chwila, gdy Negan obiera swoją ścieżkę. Ekstremalnie brutalne zabicie chłopaka przez to też staje się cholernie satysfakcjonujące, bo poza tym, że postać irytowała, podjęła szereg strasznych decyzji, wywołujących taką reakcję.  Jednak końcówka, gdy nareszcie widzimy Negana w akcji, to majstersztyk emocji i budowy klimatu, zachęcającego do kolejnego odcinka. Kultowa kurtka i zabójcza Lucille w ręce to oczywiście pozorny powrót Negana, bo choć ta część jego osobowości wróciła, odcinek udowadnia, że wewnętrznie zaszła w nim istotna przemiana. Jego odszukiwanie Szeptaczy musi mieć jakiś cel i możemy być pewni, że to jest obietnica czegoś niesamowitego. W końcu Negan wychodzi ze swojej skorupki złamanego człowieka i zaczyna działać, a w obliczu wojny to musi sprawdzić się znakomicie. Wątek Gammy wydaje się mieć większe znaczenie, niż na pierwszy rzut oka to można dostrzec. Zwłaszcza pod koniec, gdy zaczyna wyżywać się na szwendaczu. To dosłowna sugestia, że choć jako Gamma służy Alfie, to jednak targają nią sprzeczne emocje i decyzja Aarona o nawiązaniu kontaktu wydaje się tutaj słuszna. Gamma w tym równaniu może się okazać kluczową postacią, którą można przeciągnąć, ale też niekoniecznie może to zakończyć się sukcesem. Alfa na pewno wykorzysta ten fakt, dając ciekawy rozwój wątku. The Walking Dead daje w końcu odcinek Negana i tym samym nie rozczarowuje. Chociaż pozostałe wątki nie porywają tak bardzo i nie do końca działają należycie, trudno odmówić temu epizodowi satysfakcjonującej jakości.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj