Książka i film Arms and the Dudes opowiadają o mężczyznach, którzy podpisują kontrakt na dostawę broni do Afganistanu. Jednakże nie wszystko poszło bohaterom tak, jak to zaplanowali. Ich historię Guy Lawson opisał najpierw w artykule, a później rozwinął w postaci książki. Właśnie na niej Todd Phillips oparł fabułę swojego War Dogs. Książka Rekiny wojny ukaże się 3 sierpnia i będzie kosztować 36,90 zł za 336 stron w miękkiej oprawie. Film zadebiutuje w polskich kinach 19 sierpnia. Poniżej prezentujemy okładkę książki, a także zamieszczamy fragment 1. rozdziału Rekinów wojny.
Źródło: Znak

Rozdział 1

Zawzięty

E-mail potwierdzał: realizację zamówienia wznowiono po kilku tygodniach nieznośnych, niewytłumaczalnych opóźnień. Był 24 maja 2007 roku. Z listu wynikało, że samolot transportowy poderwał się właśnie z wojskowego lotniska na Węgrzech niecałe pięć tysięcy kilometrów od odbiorcy wiadomości i skręcał nad Morzem Czarnym w kierunku Kirgistanu. Po krótkim międzylądowaniu w Biszkeku w celu uzupełnienia zapasu paliwa samolot miał wyruszyć w dalszą podróż do Kabulu, stolicy Afganistanu. Na pokładzie znajdowało się osiemdziesiąt palet z pięcioma milionami nabojów do karabinów AK-47, broni pochodzącej z byłego bloku wschodniego używanej przez Afgańską Armię Narodową. Przeczytawszy e-maila w swoim maleńkim biurze w Miami Beach, David Packouz odetchnął z ulgą. Transport był częścią wartego 300 milionów dolarów zamówienia na amunicję, które Pa­ckouz i jego przyjaciele Efraim Diveroli i Alex Podrizki próbowali zrealizować dla Departamentu Obrony. Choć mieli niewiele ponad dwadzieścia lat, otrzymywali od amerykańskiej armii wiele zleceń na dostawę ogromnych ilości uzbrojenia dla afgańskiego wojska. Kilku ćpunów pokonało wielkie korporacje, składając ofertę na stronie internetowej, gdzie Pentagon ogłaszał otwarte przetargi na sprzęt wojskowy. Wiosną 2007 roku Packouz przez kilka tygodni niestrudzenie próbował uzyskać zezwolenia na przelot transportów amunicji nad państwami położonymi między Węgrami a Afganistanem  – wszystkie te państwa wchodziły wcześniej w skład bloku sowieckiego. Posługując się telefonem komórkowym, komputerem podłączonym do internetu i niewyczerpanym zapasem trawki wysokiej jakości, dopiął w końcu swego i wysłał amunicję w podróż do Kabulu, niemniej po drodze zetknął się z tajemniczymi, niewidzialnymi siłami, które jakby sprzysięgły się, żeby uniemożliwić mu dostarczenie amunicji na miejsce. W świecie handlarzy bronią takie komplikacje były na porządku dziennym. Osiem tysięcy kilometrów dalej, w albańskiej Tiranie, przyjaciele Packouza, Efraim Diveroli i Alex Podrizki, również zmagali się z groźnymi tajemniczymi siłami, próbując wysłać do Kabulu 100 milionów nabojów do kałasznikowa. Osamotnieni w słynącym z bezprawia państwie, próbowali przekupić albańskiego mafiosa, a jednocześnie prowadzili negocjacje ze szwajcarskim handlarzem bronią, który chciał przepuścić zamówienie przez zarejestrowaną na Cyprze firmę i w ten sposób dać łapówki jakimś tajemniczym postaciom rzekomo powiązanym z premierem Albanii. A przynajmniej tak się wydawało, ponieważ w międzynarodowym handlu bronią odkrycie rzeczywistych motywacji uczestników jest często zwyczajnie niemożliwe. Jakby tego było mało, Diveroli i Podrizki próbowali jednocześnie oszukać Pentagon, przepakowując amunicję do karabinów AK-47 z drewnianych skrzynek do kartonów, aby ukryć fakt, że w istocie została wyprodukowana kilka dekad wcześniej w Chinach, co być może stanowiło pogwałcenie amerykańskich przepisów. Handel bronią, jak trzej kolesie mieli okazję przekonać się na własnej skórze, to trudna branża. Przebywający w Miami David Packouz zareagował entuzjastycznie na e-maila informującego o amunicji przelatującej właśnie nad Kirgistanem: zamówienie nareszcie wyruszyło w drogę. Po skończonym dniu pracy wsiadł do swojego nowego audi A4 i ruszył do domu. Był typowy dla południowej Florydy ciepły wiosenny wieczór. Packouz jechał z opuszczonymi szybami, słuchając rozbrzmiewającego na cały regulator Beautiful Day U2. Nie mógł uwierzyć w to, co się działo. Nie miał żadnego doświadczenia w międzynarodowym handlu bronią  – wszystkiego nauczył się od swojego przyjaciela, czyli dwudziestojednoletniego wulkanu energii, jakim był Efraim Diveroli. Packouz miał zaledwie dwadzieścia pięć lat, a jedynym uzupełnieniem jego średniego wykształcenia był rozpoczęty licencjat z chemii oraz dyplom zdobyty w Szkole Masażu „Kształcące Ręce”. Niewiele wcześniej zarabiał na życie jako masażysta oferujący swoje usługi w serwisie ogłoszeniowym Craigslist. Teraz był jednym z głównych rozgrywających w zamówieniu na dostawę całego arsenału dla afgańskiej armii. Odpowiadał za wyczarterowanie kilkudziesięciu transportów z najróżniejszych miejsc w Europie Wschodniej, zdobywał pozwolenia na przeloty od takich państw jak Turkmenistan i Uzbekistan, a na pokrytych lejami po bombach pasach startowych w Kabulu przypochlebiał się amerykańskim żołnierzom próbującym stworzyć afgańską armię pośrodku szalejącej wojny. Zdobycie kontraktu na 300 milionów dolarów zmieniło życie Packouza pod wieloma względami. Wyprowadził się z obskurnej kawalerki i zamieszkał w apartamencie w efektownym nadmorskim apartamentowcu o nazwie Flamingo. Z jego obliczeń wynikało, że jest obecnie multimilionerem. A to przecież był dopiero początek. Wkrótce miał zarobić wystarczająco dużo pieniędzy, aby rozkręcić wymarzoną karierę rockmana. Koniec z opędzaniem się od klientów, którzy odpowiadając na jego ogłoszenie o masażu, brali go za męską prostytutkę. Koniec z niewiarą w siebie. Koniec z egzystencjalnym poczuciem bezsensu. Wkrótce będzie bogaty  – a do tego sławny. Po przyjeździe do domu Packouz nabił swoją nową elektroniczną fajkę wodną marki Volcano, zaciągnął się głęboko i poczuł, jak stres z całego dnia ulatuje, zastąpiony czystym, rześkim hajem. Kolację miał zjeść w Sushi Samba, hipsterskiej azjatycko-latynoskiej knajpie specjalizującej się w kuchni fusion. Packouz był wyczerpany, ale rozemocjonowany  – niewyobrażalny zwrot w jego życiu był fascynujący, nawet jeśli wymagał ogromnego nakładu pracy. Akurat kiedy kelner stawiał przed nim chilijskiego węgorza morskiego marynowanego w paście miso, zadzwoniła komórka. Dzwonił spedytor z Nowego Jorku wyraźnie spanikowany: – Mamy problem. Samolot został uziemiony na lotnisku w Kirgistanie. Tajna policja nie chce go wypuścić do Kabulu. – O czym ty gadasz?  – powiedział Packouz, ogłuszony dudniącą w restauracji muzyką. – Lokalni celnicy i siły bezpieczeństwa, tutejszy odpowiednik KGB, zrobili nas w chuja. Nie podają żadnych wyjaśnień. Potrzebuję interwencji dyplomatycznej rządu Stanów Zjednoczonych. – Jaja sobie robią?  – krzyknął Packouz.  – Przez kilka tygodni pracowaliśmy nad zdobyciem wszystkich zezwoleń. – Kirgiskie KGB nas szantażuje. Powiedzieli, że zapłacicie trzysta tysięcy dolarów kary za każdy dzień postoju samolotu na pasie startowym. Packouz był zdezorientowany, naćpany, niezdolny do zrozumienia konsekwencji tego, co usłyszał. Nie miał pojęcia, że amunicja, którą próbował dostarczyć do Afganistanu, stała się kartą przetargową w geopolitycznej grze na przetrzymanie między George’em W. Bushem a Władimirem Putinem. Prezydentowi Rosji, podobnie jak starym komunistycznym elementom w kirgiskim wywiadzie, nie podobała się ekspansja NATO w Europie Wschodniej. Stany Zjednoczone zmuszono do płacenia wyższych niż normalnie opłat za prawo do wykorzystywania lotniska w Biszkeku do tankowania paliwa i jako przystanku na kluczowej trasie do ogarniętego wojną Afganistanu. Do tego dochodził zakaz uniemożliwiający rosyjskim firmom sprzedawanie broni rządowi Stanów Zjednoczonych, a tym samym udział w wielkich przetargach na dostawy amunicji dla afgańskiego wojska. Rosjanie najwyraźniej postanowili brać wet za wet. W globalnym światku handlarzy bronią wiedziano, że Afgańczykom kończy się amunicja, dlatego spowolnienie dostaw było diabolicznym manewrem wymierzonym w amerykańskie interesy. „Sytuacja była surrealistyczna  – wspomina Packouz.  – Musiałem się zająć sprawami związanymi z bezpieczeństwem międzynarodowym, tymczasem byłem lekko naćpany. Nie miałem zielonego pojęcia o sytuacji politycznej w tamtej części świata, ale byłem jednym z głównych graczy zaangażowanych w wojnę w Afganistanie. Gdyby nasza amunicja nie dotarła do Kabulu, upadłaby cała strategia wzmacniania afgańskiej armii. Kompletnie mi to popsuło humor. Musiałem się jednak wziąć w garść. Musiałem najlepiej, jak potrafiłem, odegrać swoją rolę handlarza bronią”. Packouz wyszedł przed restaurację, osłaniając dłonią komórkę, aby wyciszyć hałas. – Powiedz kirgiskiemu KGB, że amunicja ma natychmiast wylecieć do Afganistanu  – krzyczał do telefonu.  – Ten kontrakt jest częścią kluczowej misji w globalnej wojnie z terroryzmem. Powiedz im, że jeśli zadzierają z nami, to, do kurwy nędzy, zadzierają też z rządem Stanów Zjednoczonych! Rozłączywszy się, spanikowany Packouz uznał, że musi skontaktować się z Efraimem Diverolim, liderem całej operacji. Diveroli spał w hotelu w Tiranie, kiedy obudził go telefon. Nadal zamroczony po trwających do późnej nocy hulankach, zobaczył obok siebie prostytutkę, którą podesłał mu albański biznesmen w nadziei, że przypodoba się w ten sposób młodemu amerykańskiemu przemytnikowi broni. – Mamy problem  – powiedział Packouz. – Stary, jest środek nocy  – odparł Diveroli. – Nasz samolot został zatrzymany w Kirgistanie  – wyjaśnił Packouz. – Nasz samolot został zatrzymany?  – powtórzył Diveroli.  – O czym ty, kurwa, gadasz? – Chodzi o tę węgierską amunicję. Kirgiski wywiad twierdzi, że nie przedstawiliśmy dokumentów niezbędnych do tranzytu przez teren ich państwa. Każą nam zapłacić trzysta tysięcy dolarów za każdy dzień, kiedy siedzimy im na lotnisku. Diveroli zdążył się już całkowicie rozbudzić. – Trzysta tysięcy dolarów za dzień?  – krzyknął do telefonu.  – To jakiś kretynizm. O co tu, do cholery, chodzi? Powiedz im, że ta misja ma podstawowe znaczenie w wojnie z terroryzmem. Powiedz im, że jeśli robią w chuja nas, to tym samym robią w chuja Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. – Tak, tak, już to wymyśliłem. Zadzwonię do amerykańskiej ambasady w Kirgizji wtedy, kiedy zrobi się tam rano. – Musisz to jakoś rozwiązać. Nie możemy dopuszczać do takiej chujni. To jest, kurwa mać, niedopuszczalne. Zadzwoń do Departamentu Stanu, zadzwoń do Pentagonu... Zadzwoń, do kogo tylko możesz. Jeżeli będzie trzeba, poleć do Kirgistanu i zrób, kurwa, tym gangsterom laskę. Zrób wszystko, byle tylko rozwiązać problem. I kiedy mówię wszystko, to naprawdę mam na myśli wszystko. – Jasna sprawa  – powiedział Packouz. – Wiesz, że nie mogę ci w tym momencie pomóc... Mam dość kłopotu z tą pojebaną albańską mafią. – Skontaktuję się z Kirgizami. – A teraz, jeśli pozwolisz, wrócę do pierdolenia mojej dziwki  – zakończył Diveroli.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj