Jak Ballerina rozwija kino akcji? Film z uniwersum Johna Wicka stawia nowy krok
Ballerina. Z uniwersum Johna Wicka to dobre kino, dające fanom tego świata to, czego oczekują. A nawet więcej! Twórcy podjęli określone decyzje, by w mainstreamie dokonać kolejnej potrzebnej i ważnej ewolucji gatunku. Film już na ekranach kin!
John Wick jest dość ciekawym przypadkiem – zrewolucjonizował mainstreamowe kino akcji, choć nie pokazywał niczego, czego wcześniej nie było. To jest o tyle zaskakujące, że doświadczeni kaskaderzy, Chad Stahelski i David Leitch, inspirują się kinem azjatyckim, często nawiązują do niego i oddają hołd znanym hitom. Dla wielu jednak taki styl scen walk w kinie hollywoodzkim był wielkim "wow!". To był fenomen, którego wcześniej nigdy nie widzieli. Przeprowadzono rewolucję gatunku, a kino akcji zmieniło się na zawsze – i to na lepsze! W pewnym sensie Ballerina jest kolejnym etapem tego rozwoju, bo wprowadza do mainstreamu coś, co w Azji istnieje od lat 80., ale na Zachodzie wciąż jest problematyczne: wiarygodność kobiety jako bohaterki kina akcji.
Omawiałem tę kwestię w artykule o kobietach w kinie akcji – panie królują w tym gatunku od lat 60., a pierwszymi gwiazdami były Pei Pei Cheng i Angela Mao. Jego największy rozkwit nastąpił w latach 80. Cynthia Rothrock, Michelle Yeoh, Cynthia Khan, Yukari Oshima i inne robiły cuda na ekranie. Wciąż jednak to wszystko było osadzone w tym samym gatunku, w którym działali Jean-Claude Van Damme, Arnold Schwarzenegger czy Sylvester Stallone. W obu przypadkach ich walki i inne nadnaturalne wyczyny były fikcją. Zarówno panowie, jak i panie, odtwarzają choreografie i tworzą iluzję realizmu, która gwarantuje rozrywkę, efekt "wow" i satysfakcję. Po to oglądamy kino akcji! To buduje emocje! A jednak nawet w 2025 roku wielu ludzi ma problem z kobietą kopiącą zbirom tyłki, chociaż nie ma nic przeciwko Schwarzeneggerowi noszącym drzewo na ramieniu w Komando. Współcześnie w kinie akcji dobrze i wiarygodnie wypada Charlize Theron, która sporo się nauczyła w szkole twórców Johna Wicka. Trzeba jednak czegoś bardziej mainstreamowego, by zmienić postrzeganie zwyczajnego widza. Ballerina, która dzięki fenomenalnej pracy grupy kaskaderów Chada Stahelskiego ma szansę tego dokonać.

Wiele osób śledzących nowinki popkulturowe może kojarzyć, że film Ballerina. Z uniwersum Johna Wicka został opóźniony o rok. Nieoficjalnie dlatego, że reżyser Len Wiseman (seria Underworld, Szklana Pułapka 4) nie stworzył dzieła na poziomie świata Johna Wicka. Dlatego Chad Stahelski zarządził dokrętki, które zrealizował z kaskaderami. I to widać! Są sceny, które aż krzyczą kreatywnością słynnego reżysera, a kilka – głównie na początku – jest na jego wysokim poziomie. Różnice pomiędzy charakterystyczną pracą Stahelskiego a rzemieślniczym i niewychodzącym ponad przeciętność podejściem Wisemana są widoczne w różnych miejscach. To trochę wygląda tak, jakby Stahelski poprawił większą część scen walk. To jest korzystne dla jakości, bo dzięki temu Ballerina nie odstaje poziomem od Johna Wicka. Jednak pokazuje to też pewien problem Stahelskiego, który musi być rozwiązany w przyszłości przy rozwoju uniwersum: wybór reżysera jest kluczowy! Wiseman, pomimo doświadczenia w gatunku, nigdy nie był na poziomie, który reprezentują kaskaderzy. Dlatego wpływ twórcy Johna Wicka na to, jak wygląda choreografia w wykonaniu Any de Armas, jest w tym aspekcie fundamentalny i bezapelacyjnie zmienia postrzeganie gatunku.
W Internecie można znaleźć komentarze typu: "Kobieta bijąca facetów nie jest realistyczna". I jak najbardziej się z nimi zgadzam! Tylko że to, co robili Arnold Schwarzenegger, Jean-Claude Van Damme, Sylvester Stallone, też nie było realne. Tu nie chodzi o oddawanie rzeczywistości, bo walka filmowa to nie to samo co prawdziwe starcie. Mają inne zasady i inne cele: iluzja realizmu ma nadawać temu wiarygodność, budować rozrywkę, ale też mieć znaczenie dla rozwoju postaci i fabuły. W tej serii tak to działa. I w Ballerinie również. Kaskaderzy z 87Eleven mają zasadę: aktor musi sam wykonywać sceny walk, więc praca na planie jest intensywna fizycznie i wymagająca. Podczas etapu przygotowań wypracowywany jest styl walki postaci, który dopasowuje się do mocnych fizycznych stron aktora. Aby to było wiarygodne, Ana de Armas nie może być fizycznie silniejsza od mężczyzn. W filmie padają nawet słowa: "Zawsze będziesz słabsza". Może wygrać wtedy, gdy nieuczciwie wykorzysta swoje mocne strony. Proste, prawda? To właśnie przekłada się na kreatywną choreografię, która opiera się na dynamicznych ruchach, nieczystych ciosach i korzystaniu ze wszystkiego, by jak najszybciej powalić przeciwnika. Ważne jest niedopuszczanie do walki w zwarciu, w której fizyczność odgrywa ważną rolę. A gdy już do niej dochodzi – w myśl idei kaskaderów realizujących filmowe walki – pojawia się zasada: "maksymalny efekt, minimalny ruch". Zabić jak najszybciej, by przeciwnik nie mógł tej przewagi w żaden sposób wykorzystać, a nawet pomyśleć o tym, jak to zrobić.
Teoretycznie nie ma nic trudnego w pokazaniu, jak Eve, grana przez Anę de Armas, może być wiarygodna. Niestety przez spolaryzowane społeczeństwo kobieta musi więcej pracować nad wiarygodnością swojej postaci niż bohater kina akcji. Dlatego w choreografii jest to wszystko bardziej podkreślane. Choć w odpowiednich momentach Eve może przedzierać się przez wrogów jak kosiarka po trawniku, męczy się i krwawi jak John Wick w swoich filmach. Przez fizyczną nierówność często dostaje solidny łomot. Stwierdzam, że nawet większy od Johna, ale w jakimś stopniu potrzebny, by podkreślić tę różnicę i tym samym pozwolić widzowi na zawieszenie niewiary. Ba, szczególnie to czuć w momencie, gdy musi stawić czoło właśnie Wickowi.
Ballerina – dzięki temu, jak dobrze wymyślono sceny walk – ma szansę zmienić coś w myśleniu widza. Charlize Theron regularnie tworzy kino akcji od czasu Atomic Blonde i na pewno odgrywa w tym ważną rolę, ale pojawia się kluczowa różnica: jej akcyjniaki nie miały tak dużej mocy mainstreamowej. Inne zainteresowanie buduje film, w którym pojawia się John Wick, będący wciąż na fali popularności (to jest najwyższa półka gatunku). Odbiorcy – zachwyceni tym, co robiono w pierwszych czterech częściach – będą oglądać Ballerinę i przez ten pryzmat odbierać ją inaczej. Nie mówię o wielkich wielbicielach czy osobach z bańki zainteresowanych gatunkiem, ale o zwyczajnych widzach, którzy po pracy lubią sobie włączyć film akcji i dobrze się bawić. Ana de Armas dzięki pracy kaskaderów z 87Eleven ma szansę zmienić opinię wielu osób na temat tego, czy kobieta może być wiarygodna jako bohaterka kina akcji.

