Black Mirror jest teraz! – rozmawiamy z Blakiem J. Harrisem, autorem Wojen konsolowych
Blake J. Harris jest graczem takim, jak my. Dzielimy podobne doświadczenia, przechodziliśmy te same tytuły. Ale jemu chciało się napisać o tym książkę. Z autorem Wojen konsolowych rozmawiamy, oczywiście, o grach i strachu przed tym, co niesie przyszłość.
Aleksander Mazanek: Masz swoją ulubioną grę z ery SNES?
Blake J. Harris: Contra była pierwszym tytułem, jaki kiedykolwiek ukończyłem, natomiast gra wszech czasów to dla mnie Super Mario Bros. 3, może na równi z NHL '94. Bardzo lubiłem też The Legend of Zelda.
Potrafisz przywołać pierwsze dziecięce wspomnienie związane z grami?
Partyjki w Super Mario Bros z moim tatą. Potrafił, co wtedy było dla mnie szokiem, bez problemu pokonać pierwszy poziom, a ja nie mogłem wówczas pojąć, jak mu się to udaje.
Ale wtedy jeszcze nie zdecydowałeś się zostać swoistym biografem branży gier?
Bynajmniej. W 2010 roku mój młodszy brat dał mi Segę Genesis, którą mieliśmy w domu za dzieciaka. Złapanie za pada po tylu latach spędzonych z dala od gier przywołało masę wspomnień. Kiedy już uporałem się z nostalgią, w mojej głowie pojawiła się cała seria pytań. Co się stało z Segą? Jak w ogóle ta firma wytrzymywała konkurencję z Nintendo? I, co najważniejsze - co się wtedy działo za kulisami?
I tak pojawił się pomysł na Console Wars: Sega, Nintendo, and the Battle that Defined a Generation?
Stworzyłem tę książkę, by odpowiedzieć na te właśnie, niedające mi spokoju pytania. Nie dość, że taka książka się do tamtej pory nie ukazała - a powinna! - to jeszcze wyszło na to, że ogólna liczba publikacji na pokrewne tematy, biorąc pod uwagę ogrom branży gier, jest alarmująco niska. Zacząłem więc kontaktować się z byłymi pracownikami Segi i Nintendo i starałem dowiedzieć się, czy kryje się za tym wszystkim jakaś interesująca historia, coś pełnego zwrotów akcji, no i emocji, które będą w stanie trafić zarówno do graczy, jak i do tych, którzy nie mieli z grami zbyt dużego kontaktu. Niebawem okazało się, że to, co odkryłem, przerasta moje najśmielsze oczekiwania.
Co nastręczyło ci najwięcej trudności podczas pracy nad książką?
Ulepienie z dostępnych informacji odpowiedniej, angażującej czytelnika narracji. Jak już wspomniałem, bardzo ważne było dla mnie, aby tą historią mogli cieszyć się wszyscy, którzy po książkę sięgną, nie tylko oddani gracze.
Twoi rozmówcy byli chętni do zwierzeń?
Tak, zaskoczyła mnie ich pozytywna reakcja. Bo prawda jest taka, że, choć to moja książka, to jednak przede wszystkim ich historia. Kiedy usłyszałem od niemal wszystkich zainteresowanych, że dobrze ją opisałem, poczułem, że wykonałem swoją misję.
A co myślisz o obecnej batalii na linii Sony - Microsoft - Nintendo?
Branża gier to ogromne pieniądze, zawsze więc będzie toczyć się wojna pomiędzy głównymi graczami. A jak już wiemy na przykładzie Segi i Nintendo, nie zawsze chodzi o najmocniejszy sprzęt. Jest on, rzecz jasna, ważnym czynnikiem, ale budowanie całego ekosystemu, na który składają się dobre produkty, oraz opracowanie sposobu na podkreślenie swojej tożsamości jest niemniej istotne. Śmiało można stwierdzić, że Sony i Microsoft mają dzisiaj większy udział w rynku niż Nintendo. Stało się tak, bo stworzyli większy, bardziej zróżnicowany i skupiony na starszych odbiorcach ekosystem. Jednak sytuacja wielkiego N też jest nie najgorsza. Zamiast konkurować z gigantami, firma wybrała własną drogę, tworząc świetne gry i innowacyjny sprzęt.
No właśnie, Nintendo i te ich innowacje. Nie uważasz, że często zbytnio ryzykują?
Zdecydowanie, Nintendo ryzykuje z każdą kolejną konsolą, a to może być niebezpieczne. Moim zdaniem jednak znacznie groźniejsze jest to, że firma nie chce dać swoim partnerom większej autonomii, zwłaszcza producentom. Weźmy na przykład Switcha: świetna konsola, lecz decyzja o użyciu kartridżów jest nie tylko kosztowniejsza od nośników optycznych, ale także zmusza twórców do wyjścia ze swojej strefy komfortu i zwyczajnie ich ogranicza.
Potrafisz jeszcze grać dla przyjemności?
Tak, nadal bardzo lubię grać, zwłaszcza na wspomnianym Switchu, ale nie mam za bardzo czasu, bo pracuję nad kolejną książką.
O czym będzie traktowała?
O kulisach pracy nad Oculusem i całą resztą sprzętu, który możemy chyba określić mianem VR dla mas.
Skoro już przy tym jesteśmy, jaka technologia ma według ciebie większą przyszłość? Rzeczywistość wirtualna czy Augmented Reality (tak zwana rozszerzona)?
Ciężko odpowiedzieć jednoznacznie. Sądzę, że rewolucja techniczna dojdzie do punktu, w którym VR i AR połączą się w jedno. Wydaje mi się jednak, że zanim to się stanie rzeczywistość wirtualna będzie ważniejsza dla doświadczeń międzyludzkich i typowej rozrywki, jak gry czy filmy. Natomiast rzeczywistość rozszerzona obejmuje raczej rzeczy pokroju interaktywnego zwiedzania i pomocy naukowych.
Czy istnieje jakiś gadżet albo technologia rodem z dzieł science-fiction, którą chciałbyś zobaczyć w naszej teraźniejszości?
Moja odpowiedź może wydać ci się nudna, ale nie, nie ma nic, na co bym specjalnie czekał. Szczerze mówiąc, bardziej obawiam się tego, co niesie przyszłość techniki, niż się nią ekscytuję.
Obawiasz? Myślisz, że grozi nam przyszłość niczym z Black Mirror?
Grozi? To już się dzieje i nie daje mi to spokoju! Spójrz choćby na wybory w USA i odcinek The Waldo Moment.
Rozumiem, że lubisz sam serial? Poleciłbyś coś jeszcze?
Tak, bardzo lubię Black Mirror. A co do rekomendacji... Ponownie czytam Ready Player One, jedną z moich ulubionych książek ostatnich pięciu lat; była ona dużą inspiracją do mojej książki o VR. Polecam też Game Over Davida Sheffa, Masters of Doom Davida Kushnera. Jeśli chodzi o telewizję i kino, zdecydowanie Rick and Morty i Halt and Catch Fire.
Myślisz, że twoja książka zachęci nowe pokolenia graczy do spojrzenia w przeszłość? Wydaje się, że bardziej obchodzą ich dzisiaj teraflopy, nowe możliwości graficzne i tym podobne niż historia.
I to jest bardzo dobre pytanie! Masz rację, bez dwóch zdań, wielu graczy skupia się na jak najmocniejszym sprzęcie i oprawie estetycznej gier. Osobiście uważam, że to dobra rzecz. Mam jednak nadzieję, że, prócz zainteresowania samym sprzętem, coraz więcej graczy zacznie zauważać ludzi, którzy go projektują. Tyczy się to też samego procesu produkcyjnego, jak i kwestii, po co to wszytko jest robione. Moją misją nie jest tak naprawdę szerzenie pasji do historii jako takiej, ale wywołanie ciekawości na temat tego, co dzieje się za kulisami. Chcę skierować światło reflektora na kobiety i mężczyzn stojących za tym wielkim biznesem.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe