Niedzielni gracze nie będą potrzebowali konsol i pecetów. Wystarczy im telewizor i telefon
Dziewiąta generacja konsol może wyznaczyć kres ery klasycznego gamingu. Kiedy za 5-6 lat zadebiutuje PlayStation 6 oraz Xbox Series X2, prawdopodobnie sięgną po nie jedynie najwięksi entuzjaści gamingu. Podobnie jak po pecety z górnej półki wydajnościowej.
Gdybym dziś przymierzał się do gruntownej modernizacji gamingowego peceta, na dobre zrezygnowałbym z picia kawy, gdyż ceny nowych kart graficznych znacznie lepiej podnoszą ciśnienie niż porządny shot podwójnego espresso. Ceny konsol dziewiątej generacji również nie nastrajają optymizmem, choć tu od czasu do czasu uda się upolować jakąś interesującą ofertę, a narzut od ceny rekomendowanej nie jest aż tak bolesny jak w przypadku RTX-ów od NVIDII. Przeskok generacyjny oraz sytuacja pandemiczna napędziły rynek gamingowy do tego stopnia, że producenci podzespołów nie mają szans, aby sprostać zapotrzebowaniu ze strony graczy.
Na szczęście istnieje spora szansa, że przy debiucie kolejnej generacji konsol nie będziemy mieli najmniejszego problemu z zakupem sprzętu na premierę, a ewentualny gwałtowny wzrost cen kart graficznych dotknie znacznie węższego grona odbiorców. Wszystko dzięki streamingowi oraz naszym telefonom.
Na łamach naEKRANIE.pl wielokrotnie pisałem o tym, jak istotną rolę w życiu wielu graczy odegrał debiut platform cloud gamingowych. Dzięki Stadii czy GeForce NOW możemy choć częściowo uwolnić się od wysokich cen elektroniki i odpalić topowe tytuły na wiekowych sprzętach. Cyberpunk 2077 na pudełku strumieniującym Shield? Proszę bardzo. Forza Horizon 4 na smartfonie z Andoidem? Żaden problem. Assassin's Creed: Valhalla na przestarzałym laptopie w przeglądarce Chrome? Jeśli dysponujesz stabilnym łączem internetowym, odpalisz grę przy wysokich ustawieniach graficznych.
Jednak traktowanie cloud gamingu wyłącznie jako tymczasowego zamiennika dla drogich podzespołów i konsol byłoby sporym nadużyciem, choć obecnie wielu graczy tak właśnie postrzega ten sektor technologiczny. GeForce NOW, Stadia oraz xCloud są dziś platformami drugiego wyboru, sięgamy po nie m.in. dlatego, że chwilowo nie mamy dostępu do odpowiedniego sprzętu, ale w dłuższej perspektywie czasowej planujemy wrócić na łono konsolowe bądź PC Master Race.
Inni z kolei chcą po prostu mieć możliwość grać gdzieś-jeszcze, cloud gaming jest dla nich jedynie rozszerzeniem peceta bądź konsoli. Z czasem taka perspektywa może jednak ulec zmianie i część mniej hardcore’owych graczy będzie widzieć w nich nie dodatek do głównej platformy gamingowej, lecz jej zamiennik. A korporacje, które stoją za tymi usługami, już teraz przygotowują się na nadejście tej nowej rzeczywistości.
Chmura, usługa komplementarna
Kluczowi gracze na arenie cloud gamingowej robią co w ich mocy, aby zaistnieć na jak największej liczbie sprzętów. Prym wiedzie tu GeForce NOW, usługa z najdłuższym stażem w tej branży. Odpalimy ją w przeglądarkach Chrome i Safari, smartfonach i tabletach z Androidem, przystawce telewizyjnej Shield oraz komputerach z Windowsem bądź MacOS. A w niedalekiej przyszłości trafi także na telewizory z systemem operacyjnym LG, gdyż koreańska korporacja nawiązała ścisłą współpracę z NVIDIĄ na polu gamingowym. Za 5 lat obecność GeForce’a NOW w topowych telewizorach nie powinna nikogo dziwić.
Microsoft nie pozostaje w tyle za swoim konkurentem i usilnie pracuje nad tym, aby xCloud również trafił do jak najszerszego grona potencjalnych odbiorców. Firma z Redmond jest doskonałym przykładem tego, w którą stronę zmierza branża – przedstawiciele Xboxa od wielu miesięcy powtarzają, że nie zależy im na tym, aby gracze wybierali na konkretną platformę. Dla nich liczy się tylko to, aby gracz zainteresował się samym ekosystemem Xbox Game Pass. A czy gry odpali na konsoli, smartfonie bądź komputerze – to schodzi na dalszy plan.
Nieco mniej szumu robi się wokół Stadii, ale nie zapominajmy, że to ta platforma cloud gamingowa jako pierwsza zadebiutuje na nowych telewizorach od LG. Jeśli ktoś kupi nowy odbiornik od tej korporacji, nie będzie musiał kupować ani konsoli, ani komputera, aby odpalić najnowsze tytuły. Te bez żadnych dodatkowych opłat uruchomi bezpośrednio z poziomu telewizora. Po uprzednim zakupieniu ich w sklepie Stadia, oczywiście.
I tu dochodzimy do bodaj najważniejszego kroku na drodze do ewolucji branży w stronę grania w chmurze, czyli machin marketingowej oraz systemu zachęt.
W tym kontekście Stadia wypada dość blado i ustępuje swoim konkurentom, mimo iż znacznie szybciej i sprawniej uruchamia gry ze swojego katalogu. Tytuły dodawane w ramach abonamentu Pro umożliwiającego zabawę w 4K dla hardcore’owego gracza trącą myszką, podobnie jak mocno ograniczone portfolio produktowe.
Microsoft znacznie sprawniej podszedł do budowania narracji wokół xClouda, gdyż postanowił powiązać go z Xbox Game Passem. Gracze korzystający z abonamentu Xboxa kuszeni są dostępem do przeszło setki gier, wśród których nie brakuje takich hitów jak Microsoft Flight Simulator, Doom Eternal czy Desperados 3. Wiele nowych gier, które w najbliższych miesiącach trafią do abonentów, odpalimy zarówno na konsoli, jak i urządzeniach kompatybilnych z xCloudem. A tym z biegiem lat będzie nieustannie przybywać.
NVIDIA stawia z kolei na regularną komunikację z potencjalnymi klientami. Firma raz na tydzień publikuje listę premier, które trafią do GeForce NOW ze wskazaniem wyjściowych platform. W tym tygodniu na liście znalazło się 12 pozycji, z czego trzy z nich to pozycje dopiero debiutujące na rynku: Spacebase Startopia, Paradise Lost oraz zestaw Overcooked: Jesz ile chcesz. Oprócz tego korporacja gromadzi i podsyła najciekawsze oferty promocyjne spośród wszystkich obsługiwanych platform, wcielając się tym samym w rolę serwisu informacyjnego.
NVIDIA bezpośrednio nie zarobi na takich poleceniach, ale jeśli kupimy np. Assassin’s Creed: Valhalla z jej linku afiliacyjnego, zyska podwójnie. Zespół Ubisoft Connect dowie się, że po tytuł sięgnął gracz zainteresowany cloud gamingiem, im więcej takich przekierowań zanotuje, tym mocniej zaangażuje się w rozwój tej branży. Z drugiej zaś strony gracz pozyska tytuł przystosowany do odpalenia w GeForce NOW. Nawet jeśli nie w danym momencie, to może za kilka lat, kiedy na poważnie zacznie rozważać przejście do chmury.
Chmura, raj dla niedzielnych graczy
Giganci cloud gamingu robią poważne przymiarki do zaistnienia na rynku w nowej odsłonie. Te wszystkie zachęty oraz rozszerzanie zasięgu usług stanowią dopiero początek rewolucji, której możemy być świadkami.
Kiedy bieżąca generacja konsol będzie zbliżać się do kresu swojego żywota, wielu z nas stanie przed wyborem: co dalej? Czy zostać przy bieżącej platformie, czy może zrobić skok w bok? Wówczas GeForce NOW, Stadia czy xCloud będą już wszędzie. Znajdziemy je na naszych telefonach, tabletach, komputerach oraz telewizorach. Nie będziemy potrzebowali nawet przystawek telewizyjnych, aby wejść do gry. Przy zakupie nowego odbiornika konsolę chmurową otrzymamy w pakiecie. I nawet jeśli hardcore’owi gracze nie porzucą fizycznych sprzętów, to dostęp do gier będzie o wiele łatwiejszy niż kiedykolwiek wcześniej.
Z branżą gier stanie się to samo, co stało się z sektorem filmowym – dziesięć lat temu o tak powszechnym dostępie do serwisów VoD z premierami kinowymi i produkcjami na wyłączność mogliśmy pomarzyć. Dziś treści 4K możemy bez problemu strumieniować nawet na najtańsze odbiorniki.
A z technologicznego punktu widzenia odpalanie gier w chmurze tylko nieznacznie różni się od procesu przesyłania filmów. Największe obciążenie dla aplikacji telewizyjnej stanowi sam obraz, wszystkie obliczenia graficzne odbywają się w serwerowni usługodawcy. Już dziś przy stabilnym łączu internetowym granie w chmurze nie wiąże się ze zbyt uciążliwymi opóźnieniami, za 5 lat sytuacja będzie wyglądać jeszcze lepiej.
I nawet jeśli nie skorzystają na niej gracze głównego nurtu, to ci niedzielni będą mogli znacznie prościej i szybciej wejść do świata prawdziwego gamingu. Wystarczy, że na niemal dowolnym urządzeniu zalogują się do jednej z platform, kupią grę bądź opłacą abonament i zaczną zabawę. Dokładnie tak, jak robimy to dziś z Netflixem.
Mobilna rewolucja u bram
Jeśli po drodze nie dojdzie do załamania rynku cloud gamingowego, chmura dla graczy może okazać się rewolucją na miarę gier mobilnych. Zdaję sobie sprawę z tego, że hardcore’owi gracze w większości przypadków podchodzą do tytułów tego typu z dystansem, ale to one przyciągają przed ekrany coraz szerszą rzeszę odbiorców.
Tu również możemy dopatrzyć się pewnych systemowych działań producentów sprzętu nakierowanych na popularyzację konkretnego modelu rozgrywki. Wraz ze wzrostem wydajności smartfonów coraz łatwiej można uruchamiać na nich gry o pecetowym bądź konsolowym sznycie. Pierwsze tytuły smartfonowe były jak flashówki z dawnych lat nastawione na krótkie, powtarzalne serie. Dziś bez problemu znajdziemy w sklepach mobilnych produkcje klasy AAA pokroju Fortnite'a, PUBG Mobile czy Call of Duty: Mobile.
To nie są proste zabijacze czasu, lecz gry z ambicjami. Popularyzacja dużych wyświetlaczy oraz kontrolerów mobilnych sprawiła, że nasze telefony mogą stanąć w szranki z Nintendo Switchem i wygrać to starcie. Nawet jeśli nie za sprawą gier odpalanych natywnie, to przy pomocy serwisów cloud gamingowych.
Dotychczasowe próby stworzenia konsoli bazującej na Androidzie zakończyły się fiaskiem, wystarczy wspomnieć niechlubny projekt Ouya. Ale dziś ten odważny krok może zakończyć się sukcesem. W 2022 roku Qualcomm, producent najwydajniejszych układów mobilnych, wypuści własną konsolę, która ma szansę przebić pod kątem wydajności Nintendo Switcha w wersji Pro.
Nie brakuje także platform pozwalających zamienić nasz telefon w pełnoprawny komputer bądź konsole. Wystarczy wspomnieć tu takie projekty jak Samsung DeX czy Motorola Ready For, dzięki którym po wpięciu smartfona w stację dokującą wyświetlimy na telewizorze bądź monitorze pseudokomputerowy interfejs. Wystarczy tylko sparować klawiaturę i myszkę bądź pada, a otrzymamy androidową wersję Switcha. Hybrydę telefonu i konsoli, która pozwoli zarówno na odpalanie gier ze Sklepu Play, jak i tytułów klasy AAA za pośrednictwem chmury.
Ewolucja branży nie doprowadzi oczywiście do całkowitego zniknięcia konsol i pecetów dla graczy, gdyż ta nowa fala gamingowa będzie ściśle uzależniona od dostępu do internetu o wysokiej przepustowości. Nadal wielu z nas będzie kupować sprzęt za grube tysiące, aby grać na ultra bez żadnych ograniczeń.
Jednak nowe pokolenie graczy będzie miało o wiele łatwiejszy dostęp do społeczności gamingowej. Jeśli ktoś gra tylko w Fifę, a ta będzie trafiać do chmury w dniu globalnej premiery i działać równie sprawnie co w klasycznej odsłonie, zakup konsoli może okazać się zbędny. Kupno gry na Stadię może okazać się znacznie lepszym rozwiązaniem. Jednorazowy zakup pozwoli w pełni cieszyć się tą produkcją. Problem rozdzielczości FullHD w Stadii prawdopodobnie również uda się obejść – już dziś algorytmy wyostrzające obraz w Shieldzie Pro potrafią w locie przeskalować grę do 4K bez zauważalnego wpływu na opóźnienie sygnału.
Ci nieco bardziej zaangażowani prawdopodobnie zwrócą się w stronę Xbox Game Passa, który w ramach abonamentu odda im do dyspozycji dziesiątki świetnych gier, w tym nowości konsolowych. Z kolei GeForce NOW może okazać się idealnym rozwiązaniem dla dawnych hardcore’owców. Tych, którzy nie grają już tak często jak dawniej, ale chcieliby powrócić do swojej pasji bez kupowania nowego sprzętu, korzystając ze starej biblioteki gier ze Steama czy Epic Games.
Serwisy cloud gamingowe oraz smartfony nowej generacji nie odciągną zapaleńców od konsol i pecetów. To nie dla nich będą rewolucją, a dla niedzielnych graczy, przed którymi otworzą wrota do świata tytułów klasy AAA.