Czy Oscary mają wpływ na wyniki finansowe filmów?
Oscary są przepustką do filmowego raju dla aktorów, reżyserów i osób odpowiedzialnych za stronę techniczną filmów. Nagrody Akademii Filmowej stanowią też łakomy kąsek dla producentów i inwestorów, którzy w zdobytych statuetkach upatrują szansę na pomnożenie zysków.
Historia zna kilka przypadków, kiedy to obraz po oscarowym sukcesie dostawał olbrzymiego kopa w box office. Filmy, których prognozy finansowe były umiarkowanie optymistyczne, z dnia na dzień zaczynały dominować we wszelkiego rodzaju zestawieniach, przekraczając kilkukrotnie oczekiwania inwestorów i producentów. Produkcja nagradzana w jednej z najważniejszych kategorii z mety zyskuje olbrzymią popularność. O takich obrazach mówi się praktycznie wszędzie. Czasem wystarczy nawet nagroda w drugoplanowej kategorii aktorskiej, żeby wzbudzić pożądane zainteresowanie. W ten sposób powstaje płaszczyzna do wzmożonych działań marketingowych. Nagroda staje się motywem przewodnim kampanii, a celem jest przyciągnięcie przed ekrany jak największej rzeszy widzów.
Żeby powyższy mechanizm zadziałał, jak należy, potrzebne jest spełnienie kilku czynników. Przede wszystkim dany film musi wejść do kin w odpowiednim momencie. W tym roku na afiszach znajduje się właśnie 1917 Sama Mendesa. Produkcja może okazać się czarnym koniem rozdania Oscarów. Gdyby obraz zwyciężył w najważniejszej kategorii, do kin z pewnością uderzyłyby tłumy. Taką sytuację mieliśmy z Green Book. Film opowiadający o przyjaźni czarnoskórego muzyka z włoskim kierowcą zadebiutował w Stanach Zjednoczonych w listopadzie 2018 roku. Sprzedaż biletów nie powalała, jednak wszystko zmieniło się po tym, gdy produkcja została doceniona na rozdaniu Oscarów. Green Book zwyciężył między innymi w drugoplanowej kategorii aktorskiej (Mahershala Ali) oraz zdobył główną nagrodę. Wygrana sprawiła, że wyniki finansowe poszybowały w górę. Dzięki wielkiej popularności obraz zaczął podbijać kolejne państwa, a w marcu 2019 roku zadebiutował w Chinach, gdzie również odniósł wielki sukces. Finalnie na całym świecie zarobił około 255 milionów dolarów, a w samych Stanach Zjednoczonych 85 milionów dolarów. Był to olbrzymi sukces dla tak kameralnego obrazu.
1917 jest na dobrej drodze, żeby powtórzyć sukces Green Book. W innej sytuacji są Joker czy Pewnego razu... w Hollywood, które już dawno zeszły z afisza. W sytuacjach wielkiego triumfu niektóre filmy powracają do kin w Stanach Zjednoczonych. Dzięki temu udaje się wykorzystać oscarowych hype i zarobić dodatkowe kilka dolarów. W przypadkach produkcji panów Tarantino i Phillipsa, ewentualny powrót nie rozbiłby banku, bo przecież ci, co mieli film zobaczyć, z pewnością już to zrobili. Z drugiej strony, nikt nie pogardzi dodatkowym groszem, dlatego też Pewnego razu…w Hollywood mimo dystrybucji na DVD, ponownie pojawiło się na afiszu wybranych amerykańskich kin. W zeszłych latach wiele filmów wracało do akcji. Wystarczyły nominacje w najważniejszych kategoriach, żeby na nowo rozbudzić zainteresowanie widzów. Duży sens takiego działania jest w przypadku mniej znanych produkcji, które po oscarowym triumfie mają szansę na drugie życie. Nie każdy decyduje się jednak na taki krok. Przykładowo Miasto gniewu miało swoją premierę w maju 2005 roku. Film nie zarobił wiele, więc wszyscy byli zaskoczeni niespodziewanym zwycięstwem na Oscarach. Jako że obraz w 2005 roku grany był już w większości światowych kin, nie było sensu wprowadzać go ponownie. Zwycięstwo na początku 2006 nie przyniosło wielkich zysków, wynikiem czego Miasto gniewu zostało jednym z najgorszych pod względem finansowym obrazów, które zgarnęły Oscara w najważniejszej kategorii.
Green Book był jednym z najbardziej znanych przykładów, kiedy to nagroda Akademii Filmowej dała porządnego kopa obrazowi w światowym box office. Obok opowieści o Doktorze Shirley’u można postawić również Jak zostać królem z 2010 roku. W tym przypadku jednak zadziałały już same nominacje. Produkcja Toma Hoopera została wyróżniona w 12 kategoriach, czym zdominowała galę rozdania Oscarów w 2011 roku. Fakt ten nie uszedł uwadze widowni, która ruszyła do kin, żeby obejrzeć potencjalnego oscarowego pewniaka. Film mający swoją premierę w listopadzie 2010 roku, dzięki nominacjom stał się najpopularniejszym obrazem na wielu rynkach. Jak zostać królem wyświetlany był w Stanach Zjednoczonych do 31 marca 2011. Obraz w sumie zarobił 424 miliony, w tym 135 milionów z samej dystrybucji w USA. Produkcja najwięcej zyskała po 24 stycznia, kiedy to ogłoszono nominacje do Oscarów.
Dużo obrazów korzysta na powyższej tendencji. W przeszłości wielokrotnie zdarzało się tak, że nominowane filmy były absolutnie nieznane europejskiej widowni. Dopiero w momencie, gdy dowiadywaliśmy się, że dana produkcja rozbiła bank, pojawiało się zainteresowanie zarówno widzów, jak i dystrybutorów. Spotlight z 2015 roku wszedł do kin poza Stanami Zjednoczonymi dopiero w lutym 2016 roku. Gdyby obraz nie odniósł tak wielkiego sukcesu, być może nie byłoby nam dane go zobaczyć również w Polsce. Artysta z 2011 roku w październiku miał premierę we Francji, a w listopadzie w USA. Reszta świata zobaczyła film dopiero w lutym-marcu 2012 roku, po tym, jak okazał się oscarowym czarnym koniem. Ta niema, czarnobiała produkcja nie miałaby szans na tak szeroką dystrybucję, gdyby nie nominacje i nagrody. Inna sprawa, że nawet mimo wyróżnień Artysta nie został box office’owym fenomenem. Forma obrazu była tak osobliwa, że nawet oscarowy kop niewiele tu pomógł.
Dystrybutorzy uważnie obserwują sytuację na rynku nagród pod koniec każdego roku. Poszczególne akademie, stowarzyszenia i fundacje wręczają swoje nagrody i często nie trzeba czekać do gali rozdania Oscarów, żeby przewidzieć, kto powinien dostać zielone światło na światową dystrybucję. Przed Oscarami są przecież Złote Globy, nagrody BAFTA i wiele innych okazji, żeby powalczyć o miano najlepszych. Wybory poszczególnych instytucji często się pokrywają, więc dystrybutorzy zazwyczaj wiedzą jak zaplanować swoje działania. W świetle powyższego mijający rok jest wyjątkowy, ponieważ większość nominowanych obrazów już mieliśmy okazję zobaczyć. Część najważniejszych z nich miała swoje premiery w przeciągu minionych miesięcy. Jedynie 1917, Małe kobietki i Jojo Rabbit pojawiły się w kinach w styczniu 2020 roku.
Na taki stan rzeczy wpłynęła zapewne obecność produkcji Netflixa wśród nominowanych. Obok najlepszych kinowych obrazów znalazły się aż trzy filmy streamingowego potentata (Dwóch papieży, Historia małżeńska, Irlandczyk), przez co wiele kinowych przebojów straciło szansę na zaistnienie i tym samym większy komercyjny sukces. Netflix nadal nie podaje wyników oglądalności swoich produkcji. Nie możemy więc stwierdzić, jak oscarowe nominacje przekładają się na oglądalność i przede wszystkim nowe subskrypcje. Jeśli chodzi o obrazy kinowe, to jak na razie niewątpliwym zwycięzcą jest 1917, który wstrzelił się w doskonały czas. Triumf na rozdaniu Złotych Globów, świetne opinie krytyków i duże oscarowe szanse zapewniają obrazowi ciągły wzrost w światowych box office’ach. Również Parasite radzi sobie całkiem nieźle. Pierwszy nieanglojęzyczny film nominowany w głównej kategorii powrócił do kin w Stanach Zjednoczonych i wciąż zarabia.
Co ciekawe, korelacja pomiędzy box office i Oscarami działa w obie strony. Nominacje i statuetki napędzają wyniki finansowe. Nie od dziś jednak wiadomo, że Akademia lubi produkcje, które osiągnęły zadowalający wynik komercyjny. Dlatego też film z dobrym rezultatem, zawsze znajduje się na lepszej pozycji, niż ten zawodzący oczekiwania. Ma to znaczenie przede wszystkim przy nominacjach – sukces finansowy podawany jest często jako jeden z czynników zwiększających szanse na wybory w poszczególnych kategoriach. Czy tegoroczne rozdanie zmieni w tym istniejącym od lat status quo? Raczej nie, ale Netflix, ze swoją polityką nieujawniania wyników opinii publicznej wprowadził nieco zamętu do skostniałej hollywoodzkiej struktury. Czy takie przyniesie korzyści potentatowi streamingowemu, czas pokaże, jednak większej rewolucji na linii Oscary – box office nie należy się raczej spodziewać.
Źródło: zdjęcie główne: Universal