Zmierzch Disney Channel. Kolejne pokolenie już tego nie doświadczy
Pamiętacie to uczucie, kiedy wracaliście ze szkoły, siadaliście przed telewizorem i oglądaliście najnowszy odcinek Waszego ulubionego serialu? Wiele z tych wyjątkowych produkcji oferowało nam Disney Channel - niestety wiele wskazuje na to, że to już koniec pewnej epoki.
W styczniu 2025 roku nastąpiła kolejna fala zamykania kanałów Disney Channel na całym świecie – m.in. w Hiszpanii czy Brazylii. Polska jest swojego rodzaju wyjątkiem – w naszym kraju telewizja tradycyjna cieszy się sporą popularnością, więc kanały jednej z najważniejszych korporacji oferujących produkcje family friendly dobrze się mają. Wiedzieliście, że jesteśmy jednym z dwóch krajów oprócz Stanów Zjednoczonych, który posiada jeszcze Disney XD? Generacja Z jest ostatnim pokoleniem dzieciaków wychowanych na tradycyjnej telewizji – przede wszystkim kanałach Disneya czy konkurencyjnego Nickelodeona. Co prawda mamy streaming, na którym można oglądać te stare produkcje, ale to już nie to samo przeżycie, co jeszcze kilkanaście lat temu.
Disney Channel: tego streaming nie podrobi
Jest rok 2011. Uczysz się w podstawówce, na przerwach wymieniasz się karteczkami, a w Twoim pokoju piętrzą się nieposprzątane stosy Lego, figurek czy resoraków. W Twoim życiu jest też on – odbiornik, przy którym znajduje się nieodłączny dekoder. W świecie wypełnionym głównie zabawą, telewizor stanowi swojego rodzaju przepustkę do innego świata. Zawsze fascynowało Cię życie nastolatków, którzy uczyli się w liceum, bohaterów prowadzących podwójne życie i wcielających się w rolę gwiazdy muzycznej czy superbohatera. I ta jedna godzina w ciągu dnia bądź tygodnia stała się tą najbardziej wyczekaną – wtedy następuje premiera kolejnego odcinka ulubionego serialu. Nie mówiąc już o tych rzadkich momentach, kiedy premierę ma film telewizyjny ze znanymi z sitcomów aktorami – to z kolei kandydat na jeden z najlepszych dni w całym roku.
Często zdarza mi się zatęsknić za sposobem, w jaki seriale były tworzone 10 czy 15 lat temu. Długie sezony, czekanie na odcinki i przeżywanie każdego z nich przez kilka kolejnych dni to coś, co obecnie platformy streamingowe próbują robić, ale przez przyzwyczajenie nas do publikowania całych sezonów nie do końca to wychodzi. Dzisiejsze dzieciaki nie doświadczą tego, co pokolenie Z. Praktycznie każdy z nas miał w domu jakąś telewizję kablową lub naziemną, oferującą dziesiątki atrakcyjnych kanałów. Pamiętam, jak za czasów podstawówki chciałam wracać do domu o określonej godzinie, bo miała miejsce premiera nowego odcinka. Pamiętam też pasma w ciągu dnia wypełnione ciekawymi serialami – nawet gdy trzeba było poczekać godzinę czy dwie na transmisję, zawsze znalazło się coś innego, równie wartego uwagi, choćby powtórki ikonicznych produkcji sprzed kilku lat.
Gdybym w tamtym czasie miała dostęp do Disney+, prawdopodobnie nie odklejałabym się od ekranu. Już i tak wystarczająco często powtarzałam ulubione filmy na DVD. Widzę w tym jednak zaskakująco dużo plusów – łatwiejsze rozgraniczenie pomiędzy czasem na telewizję i zabawę czy obowiązki, a także to, że wyczekany pojedynczy odcinek wzbudzał znacznie więcej emocji, niż byłoby to w przypadku dziesięciu obejrzanych ciągiem. Potęgowała to również popularność tych samych produkcji wśród osób w tym samym wieku i fakt, że zawsze znalazł się znajomy, z którym można było się tymi wrażeniami podzielić.
W porządku, więc mamy to Disney+. W czerwcu 2022 roku tysiące Polaków wreszcie skorzystało z możliwości wyczekanej subskrypcji serwisu, który oferował raj na ziemi – ogromną bibliotekę produkcji z przeszłości, do których można było wrócić po latach czy wreszcie pokazać je młodszemu rodzeństwu lub swoim dzieciom. Dodatkowo koncern już w erze streamingowej co jakiś czas oferuje nostalgiczne doświadczenia w postaci nowych filmów z uwielbianych franczyz – chociażby 3 i 4. część serii Zombies czy seriali wzorowanych na Disney Channel – jednak nie do końca takich samych. Choć uważam, że znalazły się wśród nich dzieła udane (jak choćby High School Musical: Serial, który od kilku lat pozostaje w mojej topce), to... brakuje im tego, co oferowały tradycyjne kanały telewizyjne.
Disney Channel i Disney XD kojarzyły się z sitcomami. Były to seriale komediowe, których głównym celem pozostawała rozrywka. Miały przede wszystkim rozbawiać do łez i przywiązywać nas do swoich bohaterów na tyle, byśmy chcieli powiesić w swoim pokoju plakaty z Bravo lub Fan Clubu z ich wizerunkiem. Nowy sezon pojawiał się co roku i zwykle emitowano jeden nowy odcinek w ciągu tygodnia. Zazwyczaj było ich około 30, a każdy trwał mniej więcej 20 minut. Można było oglądać je wytrwale co tydzień, a także włączyć z doskoku, jeśli akurat trafiło się na niego, przełączając kanały – większość epizodów stanowiła zamkniętą całość. Rozpoznawalność marek była różna. Największą zdecydowanie miała emitowana na początku lat 2000. Hannah Montana. Ta sama dekada dała nam również Nie ma to jak hotel czy Czarodziejów z Waverly Place. Na tych produkcjach wybijały się późniejsze gwiazdy – Cole Sprouse, Miley Cyrus czy Selena Gomez, a także wychowały się miliony dzieciaków.

Późniejsze lata przyniosły wysyp produkcji opartych na rodzinie, choćby Jessie czy Powodzenia Charlie, które są moimi ulubieńcami z tamtego okresu. Dodatkowo niektóre z największych hitów, na przykład Nie ma to jak hotel, otrzymały spin-offy. Ostatnie produkcje, debiutujące po 2015 roku, stały się już wyraźnie unowocześnione i zgodne ze standardami, jakie powoli zaczynały obowiązywać – bohaterowie posługiwali się smartfonami i tabletami, a wielu z nich marzyło o karierze youtubera czy influencera. A później...
Współczesne pokolenie dzieciaków, które jest targetem, zdecydowanie bardziej interesuje się światem internetowym aniżeli czysto fikcyjnym. Tutaj pojawia się pytanie: czy produkcje, których głównym wątkiem byłoby działanie w Internecie, są nam właściwie potrzebne? Nie łatwiej po prostu wejść na YouTube'a czy TikToka? Myślę, że obecnie wielu młodszych widzów wcale nie chce oglądać tytułów opartych na tworzeniu relacji, a na tym skupiały się w większości tego typu seriale. Nie bez powodu mówi się, że Gen Alpha może być najbardziej samotnym pokoleniem do tej pory i już przejawia problemy w odnalezieniu się w sytuacjach społecznych. Dla dziecka pozostawionego samego sobie z telefonem lub tabletem znajdą się bardziej „atrakcyjne” treści, których nigdy nie zaoferowałaby tradycyjna telewizja, chociażby wszelkiego rodzaju wyzwania i wątki oparte na konsumpcjonizmie.
Disney Channel: fenomen od Violetty po Lemoniada Gada
Ciekawym zjawiskiem okazały się seriale w zupełnie innej formie, powstałe... w Argentynie. W roku 2012 na Disney Channel zostaje wyemitowany pierwszy odcinek Violetty, która zaledwie rok później zostaje okrzyknięta nową Hannah Montaną. Produkcja – wydawałoby się – niepozorna, niemająca szans osiągnąć większego sukcesu. Które dziecko będzie na tyle wytrwałe, by codziennie, od poniedziałku do piątku, przez kilkanaście tygodni oglądać stosunkowo wolno rozwijającą się historię podzieloną na 80 odcinków? Najwyraźniej jednak znalazło się ich całkiem sporo, bo światowa popularność tego serialu przewyższyła oczekiwania twórców.
W Polsce, tak samo jak w większości krajów Europy Zachodniej, to, co działo się wtedy, można było określić fenomenem. W każdym sklepie półki uginały się od gadżetów z wizerunkiem tej bohaterki, a stadiony wypełniały się po brzegi na koncertach obsady serialu. Początkowo to doświadczenie miało skończyć się po pierwszym sezonie, jednak ze względu na gigantyczny rozgłos na całym świecie, przedłużono go o kolejne dwa. To jednak nie był koniec, bo po Violetcie nastąpiła era niemal równie popularnej Link not found, rozpoczętej w roku 2016. Ta produkcja miała tyle samo przeciwników, co zwolenników, jednak ci, którzy dali serialowi szansę (sama do nich należę!), twierdzili, że jest on jeszcze lepszy niż poprzedniczka. W 2019 roku pojawił się za to ostatni serial z tej kategorii, czyli Bia, jednak ten nie zdobył aż takiej popularności. Trudno powiedzieć, czy zadecydowała rosnąca popularność platform streamingowych (w wielu krajach nie było wtedy jeszcze Disney+), czy może pandemia COVID-19, która znacznie ograniczyła możliwości promocji, np. światowe trasy koncertowe z obsadą serialu. Bię zakończono po dwóch krótszych niż w przypadku reszty sezonach i raczej mało udanym filmie, który okazał się ekskluzywny dla posiadaczy Disney+ w Ameryce Łacińskiej.

Ostatnią kategorią, o jakiej warto wspomnieć, są oryginalne filmy Disney Channel (Disney Channel Original Movies/DCOM). Wśród nich znajdą się zarówno te będące uzupełnieniem popularnych w tamtych latach seriali, jak i marki własne, które zdobyły ogromną popularność. Trudno znaleźć jakąkolwiek osobę z Gen Z, która nie wiedziałaby, czym jest High School Musical.
Większość oryginalnych produkcji DCOM na początku lat 2000. opierała się na wątku romantycznym nastolatków i muzyce – motywach, które praktycznie zawsze się sprzedawały, niezależnie od wybranej przez twórców otoczki. Zwykle najpopularniejsze filmy kontynuowano, tworząc kolejne części, co stało się choćby w przypadku Camp Rocka czy nieco nowszego Teen Beach Movie. Zdarzały się jednak hity bez sequela, jak choćby genialna Lemoniada Gada. Najpopularniejsze seriale tamtych lat, na przykład Hannah Montana, Czarodzieje z Waverly Place, Nie ma to jak hotel czy Powodzenia Charlie, także doczekały się swoich filmów, będących zwykle ściśle powiązanych z fabułą tychże produkcji.
Po erze romansów nastały czasy dzieł z elementami fantastycznymi czy nadnaturalnymi, które dały nam dwie popularne franczyzy – Następców oraz Zombies. Doczekały się one kilku części, seriali animowanych i mnóstwa dodatków publikowanych już na Disney+. Są to chyba moje ulubione produkcje DCOM, bo uwielbiam ich inkluzywność względem tego, do czego przyzwyczaiło nas Disney Channel przez lata. Podoba mi się płynące z nich przesłanie akceptacji, wprowadzanie różnego rodzaju „inności” i reprezentacji, nieco dojrzalsze podejście do relacji między bohaterami (choć dalej są momentami głupiutkie, jednak nie w aż takim stopniu), a także wplecenie wątków związanych z magią czy istotami nadnaturalnymi. To filmy o dużo niższym budżecie aniżeli kinowe produkcje, jednak jak na coś stworzonego typowo dla telewizji, są zaskakująco dobre i warte uwagi dzieciaków, nastolatków i dorosłych.

Disney Channel nie był perfekcyjny, ale...
Trudno jednoznacznie ocenić to, co stworzyło przez lata Disney Channel. Gdy odpalałam na Disney+ seriale, które kochałam w podstawówce, dostrzegałam w nich różnego rodzaju dziwactwa. Niektóre zachowania Teddy z Powodzenia Charlie przyprawiały mnie o ciarki żenady (w tych uniwersach jakimś cudem nikt nie potrafi rozpoznać znajomego w peruce), a na temat absurdów z Violetty powstają całe wieloczęściowe serie na TikToku. No i nie można zapomnieć o idiotyzmach w Jessie, gdy grupka dzieciaków praktycznie co odcinek znęca się nad dorosłym kamerdynerem, czy choćby oferowanych przez Disney XD Szczurach Laboratoryjnych, w których dręczenie rodzeństwa w dość niepokojący sposób okazuje się jak najbardziej w porządku.
Trzeba jednak pamiętać, że są to produkcje tworzone przede wszystkim w celach rozrywkowych. Jest wiele tytułów, które na pierwszym planie stawiają dobre wartości. Tutaj skupiamy się głównie na humorze i emocjach, czasami nawet zahaczających o absurd, by utrzymać uwagę odbiorcy przed telewizorem dłużej niż przez 20 minut odcinka i zachęcić go, by sięgnął po więcej. W dodatku niemal każdy z nas lubi przenosić się do innego świata dzięki filmom, serialom, książkom czy grom, a przesadzone wizje z Disney Channel oferują podobne doświadczenie. Można dyskutować o negatywnym wpływie tzw. american dream na młodzież czy niewłaściwych wzorcach bogatych, rozpieszczonych dzieciaków – to jednak w dalszym ciągu fikcja, a seriale te od zawsze były kierowane do nieco starszych dzieci, które rozumiały rzeczywistość bardziej niż kilkulatki.
Przy odpaleniu przypadkowego serialu z wyżej wymienionych, z pewnością pierwsze w oczy rzuciłyby się nam różne głupotki – specyficzny humor, nieco zakrzywione obrazy relacji dzieci czy nastolatków ze sobą nawzajem i osobami dorosłymi, a także absurdy, które w realnym życiu prawdopodobnie by nie przeszły. Ale pod tą przykrywką kryją się momenty wartościowe, ukazujące relacje rodzinne, przyjacielskie czy romantyczne w nieco poważniejszy sposób, który zostaje z nami na lata. Niektóre produkcje poruszają wciąż aktualne problemy – w Jessie rodzice głównych bohaterów są praktycznie nieobecni w ich życiu. Wszystkie te historie łączą tematy dotyczące dorastania, przyjaźni czy pierwszych zainteresowań romantycznych.
Zmierzch Disney Channel. Czy wszystko jest stracone?
Gen Z powoli dorasta, a najstarsi przedstawiciele tego pokolenia zaczynają się ustatkowywać. Oczywiście wielu z nich pragnie pokazać swoim dzieciom produkcje, na których się wychowali, a Disney+ im to umożliwia. Sama uśmiecham się pod nosem, gdy widzę na TikToku filmiki dwudziestokilkuletnich mam oglądających starsze dzieła z własnymi maluchami. To daje nadzieję na istnienie rodziców świadomych, którzy nie tracą czasu na przyprawiający mnie o dreszcze kontent tworzony przez family friendly influencerów.
Gdyby ktoś pragnął odnaleźć powiew nostalgii na samym Disney Channel... mocno się zawiedzie. Na polskiej wersji kanału od kilku lat emitowane są głównie nowe kreskówki, co całkowicie gryzie się z ramówką wypełnioną sitcomami o nastolatkach. Kanał zmienił docelowego odbiorcę na znacznie młodsze dzieci, a różnorodność pokazywanych treści jest znacznie, znacznie mniejsza.
Nie oznacza to jednak, że Disney+ nie próbuje swoich sił. Co prawda ostatnie produkcje sygnowane logiem Disney Channel pojawiły się na platformie w 2022 roku, jednak streaming próbuje tworzyć nowe seriale i filmy w duchu tych z kultowego kanału telewizyjnego. Z ciekawości obejrzałam nawet kilka z nich – wcześniej wspominałam choćby o High School Musical: Serial, który jest absolutną perełką. Pomimo pewnych cech wspólnych – choćby elementów komediowych, romantycznych i stałej obecności muzyki – jest to zupełnie inna produkcja niż to, do czego przyzwyczaiła nas telewizja. Powiązania przyczynowo-skutkowe są silniejsze, zmienił się też docelowy odbiorca. Najlepiej w tym odnajdą się osoby wychowane na Disney Channel.
Sitcomów w takiej formie, jak jeszcze tworzono je kilka lat temu, już raczej nie spotykamy. Trudno stwierdzić, czy to jedynie tymczasowy przestój, czy postanowiono od nich odejść. To z kolei byłaby spora strata, bo to na komediowych serialach opierał się Disney, który znamy. W erze streamingowej próbuje się odnaleźć także latynoamerykański oddział Disneya, tworząc m.in. franczyzę Zaplątani w czasie. Czuć w niej ducha argentyńskich hitów sprzed lat, jednak trudno mówić tutaj o ich większym naśladowaniu – serial jest znacznie krótszy, a co za tym idzie, mniej rozwinięty.

Raczej trudno o nową markę na miarę Hannah Montany, High School Musical czy choćby nieco nowszych Następców. Zdarzają się produkcje, które próbują to powtórzyć, jednak nie ma mowy o przywiązaniu do bohaterów w przypadku dziesięcioodcinkowego serialu. Klimat nieustającego oczekiwania i dyskusji okazał się nie do podrobienia. Obecnie dużo trudniej o wybicie się jakiegoś tytułu w morzu seriali, a wielu odbiorców... i tak woli wracać do starego, dobrego Disney Channel.
Filmy oryginalne Disney Channel - TOP10
Źródło: disney, disney wiki, youtube, wirtualnemedia


