Czy F1: Film zadowoli... fanów F1? Te rzeczy pozytywnie mnie zaskoczyły
F1 Film można już nazwać hitem – jest o nim głośno nawet wśród osób, które na co dzień nie siedzą w wyścigowym świecie. A czy spełni oczekiwania fanów F1? Zobaczcie, co mnie pozytywnie zaskoczyło!
Jesteście fanami Formuły 1? Przyznajcie się – jak nastawialiście się na ten film? Sama jestem fanką, śledzącą każdy wyścigowy weekend (łącznie z tym, co dzieje się na torze i za kulisami) i postanowiłam dać mu szansę. Wybrałam się z najlepszym przyjacielem (i także wielbicielem F1) na pierwszy możliwy seans zaplanowany w moim mieście, jeszcze przed oficjalną premierą. Poczułam ten klimat, przemierzając galerię handlową wypełnioną ludźmi w merchu McLarena, Ferrari, Red Bulla czy Mercedesa. Byłam nastawiona neutralnie, choć raczej szłam tam z założeniem, że będzie to seans typowo pod amerykańskiego widza lub kogoś, kto z tym światem wcześniej nie miał okazji się zapoznać. Miałoby to też sens, patrząc na to, ile osób zaczęło oglądać wyścigi po netflixowym serialu dokumentalnym Drive to Survive. Okazało się, że w produkcji mocno wyczuwalny jest wpływ osób związanych z F1 – w tym jednego z producentów, Lewisa Hamiltona. Dlatego prawdziwi fani tego sportu także znajdą w tym coś dla siebie.
Nie zaskakuje, ale pędzi do przodu
Fabuła jest przerysowana i typowa dla hollywoodzkiego kina. Jeśli to właśnie od tej produkcji miałaby się zacząć Wasza przygoda z F1, moglibyście się zawieść. Takie sploty wypadków (czasami i dosłownych) podczas jednego Grand Prix w realnych weekendach wyścigowych zdarzają się raz na kilkanaście z nich. Koneserzy, którzy z zapartym tchem śledzą każdy kolejny wyścig z przewidzianego na cały rok kalendarza, z pewnością stwierdzą, że Formuła 1 tak nie wygląda. Nie przeszkadzało mi to jednak, aby się zaangażować w poczynania głównych bohaterów – kierowców fikcyjnego zespołu APX GP. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie przeżywałam emocji zbliżonych do tych towarzyszących mi podczas śledzenia prawdziwych wydarzeń. Już na początku wszystko poszło nie tak: start z ostatniego rzędu, nieudane i długie pit stopy, walka obu kierowców zespołu zakończona zderzeniem, które ich wyeliminowało. Szłam do kina z myślą, że będzie się działo więcej niż w realnych zmaganiach, stąd nie byłam zaskoczona. Można byłoby przyczepić się do głównego motywu, bo jest nieco wyolbrzymiony – zdarzają się powroty, ale raczej po kilku latach, a nie dekadach. W tej produkcji to jednak w jakiś sposób działa. Wprowadza powiew świeżości i ciekawy wątek kierowcy, który otrzymuje drugą szansę po tym, jak jego karierę zakończył wypadek. Muszę pochwalić liczbę scen związanych z wyścigami – po materiałach promocyjnych spodziewałam się, że będzie więcej dramatu obyczajowego, a mniej ścigania. Na całe szczęście było na odwrót. Poboczne wątki nie dostały zbyt dużo czasu ekranowego, co wyszło zdecydowanie na plus dla całej produkcji.
A co z wyścigami? Okazały się przemyślane bardziej, niż się tego spodziewałam. Wrażenie robią bolidy zbudowane specjalnie na potrzeby filmu. Brad Pitt uczył się je prowadzić, dzięki czemu sceny wyglądają naprawdę realistycznie. Dodatkowo trzeba też wspomnieć o zdjęciach odbywających się na prawdziwych torach Formuły 1, co także dodawało autentyczności. W Internecie pojawiają się pojedyncze głosy dotyczące niewielkich błędów technicznych związanych z CGI – choćby w jednej ze scen bolid Ferrari przez ułamek sekundy ma niewłaściwy odcień czerwieni, jednak sama nie zwróciłam na to uwagi.
Brakuje szerszego obrazu weekendów wyścigowych – ukazywane są nam jedynie wyścigi, ale o sesjach treningowych i kwalifikacyjnych pojawiają się tylko krótkie wzmianki. O nagromadzeniu wydarzeń losowych na torze wspominałam już wcześniej – pomijając ich częstotliwość, to zgadzają się z tym, co faktycznie ma miejsce. W większości weekendów wyścigowych przynajmniej raz zdarza się jakiś wypadek, a na torze często pojawia się samochód bezpieczeństwa. Podjęto także aktualny w praktycznie każdym sezonie temat walki wewnątrzzespołowej między dwoma kierowcami. Bywa, że wyścig wygrywa kierowca prowadzący auto z końca stawki, a ten startujący z ostatnich rzędów przebija się do samego podium. Ciekawie ukazano także trudności, z jakimi musi zmagać się początkujący zawodnik. Zostało to zestawione z problemami powracającego Sonny'ego. Podobał mi się ruch wrzucenia naszej dwójki głównych bohaterów do fikcyjnego zespołu, który został z kolei osadzony w realnej stawce Formuły 1. Wydaje mi się to lepszym, zostawiającym większe pole manewru rozwiązaniem aniżeli wrzucenie ich do jakiegoś autentycznego zespołu. Istniałoby ryzyko zadarcia z jego fanami, gdyby ukazano coś nieprawidłowo. Miło było zobaczyć znanych kierowców na wielkim ekranie. Jedyną rzeczą, która w prawdziwej F1 prawdopodobnie by nie przeszła, była balansująca na cienkiej granicy legalności strategia APX GP – w tym filmie jednak dodawała napięcia, więc można było przymknąć na to oko. Pojawiają się także drobne niezgodności z rzeczywistością (np. niemożliwa jest zamiana startującego w wyścigu kierowcy po kwalifikacjach, jednak to drobiazg).

Wyścig przez tor skojarzeń
Nie zabrakło oczywiście easter eggów. W wielu scenach można odnaleźć smaczki, których przeciętny widz nie zauważy, ale zwróci na nie uwagę fan F1. Jeśli myśleliście, że musicie się zadowolić jedynie widokiem Maxa Verstappena, Charlesa Leclerca czy Lando Norrisa (nieprzypadkowo wymieniam akurat tych kierowców – aktualnie są to chyba ulubieńcy fanów, co dało się odczuć także w montażu), to bardzo się pomyliliście.
Dało się odczuć, że fabuła została osadzona w sezonie 2023 (co dowodzi choćby napis F1 2023 na plakietkach noszonych przez osoby znajdujące się w loży VIP w jednej ze scen), bo podkreślała to obecność Maxa Verstappena – zwycięzcy aż 19 z 22 wyścigów w tym sezonie – na pierwszym stopniu podium. Pojawiały się także przebitki ukazujące Holendra na podium wraz z Charlesem Leclerciem – a to oni stanowią najbardziej lubiany duet w F1. Zwróciłam również uwagę na to, że fabularnie osadzone incydenty powodowali Sergio Perez czy Kevin Magnussen (twórcy scenariusza, o dziwo, zdecydowali, że nie będą pastwić się nad Lancem Strollem). Poza tym w pierwszym ukazanym wyścigu kierowcy APX GP startowali z ostatnich miejsc stawki, w rzędzie przed nimi znajdowały się bolidy jednego z najsłabszych zespołów na gridzie – Saubera, który w poprzednim sezonie zamykał tabelę konstruktorów. Jeśli APX znajdował się za nimi, to naprawdę było źle.
Podobało mi się podkreślenie znaczenia kobiet w Formule 1. Cieszę się, że ukazano Kate jako główną inżynierkę w zespole (obecnie w stawce także są już inżynierki). Poza tym w kilku momentach można było dostrzec logo F1 Academy – serii wyścigowej dla młodych kobiet prowadzonej od 2023 roku.

Nieplanowane, ale aktualne
Jeśli Wasza przygoda z F1 już się zaczęła, ale trwa od niedawna, także się nie zawiedziecie – może nie są to zamierzone rozwiązania, ale zdecydowanie oddają realia trwającego aktualnie sezonu 2025. Jednym z głównych bohaterów jest debiutujący w stawce młody kierowca. Joshua Pearce to postać, którą można porównywać pod różnymi aspektami do innych rookies – w tym roku zadebiutowało ich aż sześciu. Czasami miałam też wrażenie, jakby za jego sprawą chciano zaprezentować początki kariery obecnie najlepszych kierowców, choćby Maxa Verstappena. Aktualnie dostrzegamy zespoły kierujące się modelem "rookie – bardziej doświadczony kierowca", choćby w Mercedesie, gdzie w tym sezonie debiutuje utalentowany 18-letni Kimi Antonelli. Motyw walki między dwoma kierowcami jednego zespołu także jest na czasie, zwłaszcza gdy odniesiemy się do dominującego w tym sezonie McLarena – już kilka razy dochodziło do walki na torze pomiędzy jeżdżącym od prawie dekady Lando Norrisem a Oscarem Piastrim, którego jest to zaledwie trzeci sezon w karierze. Miało też miejsce zderzenie dwóch kierowców tego samego zespołu. Poza tym jeden z zespołów – Williams, zajmujący w poprzednim sezonie przedostatnie miejsce w klasyfikacji generalnej – odbił się od dna jak APX GP. To wszystko idealnie dopełnia także przebitka ze świętującymi na podnium Maxem Verstappenem i kierowcy McLarena – Lando Norris i Oscar Piastri.
Podsumowując: jeśli jesteście fanami F1, analizowanie tych wydarzeń z pewnością zapewni Wam sporo frajdy. Jestem pewna, że podczas kolejnego seansu znalazłabym jeszcze więcej takich smaczków. Jeśli przymkniecie oko na podkręconą fabułę i skupicie się na tym, co zostało przygotowane dla fanów, będziecie się dobrze bawić.

