Falk Hentschel: Chciałbym jeszcze wrócić do Hawkmana [WYWIAD]
Na kanale Sci Fi zadebiutował właśnie nowy serial Spides, w którym jedną z głównych ról gra Falk Hentschel. Spotkaliśmy się z aktorem w Berlinie, by porozmawiać nie tylko o tej produkcji, ale również o możliwości powrotu Hawkmana do Arrowverse.
DAWID MUSZYŃSKI: Czym dla twojego bohatera jest tytułowe Spides?
FALK HENTSCHEL: Jest jego największym koszmarem. Zaczyna się niepozornie od pewnej tajemnicy. Narkotyku nazywającego się blis, sprawiającego, że ludzie którzy go zażywają zaczynają polowi się zmieniać. Później okazuje się, że za jego pojawieniem się na rynku stoją kosmici, którzy przygotowują inwazję. Oczywiście wszyscy są tak otumanieni, że nie są w stanie ocenić czy to, co się dzieje, to prawda, czy może fikcja stworzona przez mózg na haju. Gdy orientują się, że to rzeczywistość, jest już trochę za późno. Rozpoczyna się walka.
Twój bohater, już gdy go poznajemy, ma spory bagaż doświadczeń. Wiemy, że kogoś stracił, nie wiemy tylko, czy z winny tego narkotyku, czy może czegoś innego. Ale widzimy, że prowadzi przeciwko niemu prywatną wendetę.
Coś jest w tym, co mówisz. Wydaje mi się, że on tym narkotykiem jest zaintrygowany. Zaczyna go zażywać, by sprawdzić, o co chodzi i na tym haju nawiązuje kontakt z osobą, która dawno z jego życia odeszła. Zmarła. Ta halucynacja daje mu możliwość zakończenia pewnych spraw. Choć on tego na początku tak nie widzi. Zatraca się w tym nieprawdziwym świecie, by być z miłością swojego życia.
Co jest takiego w tobie, że jak producenci mają do obsadzenia rolę faceta, który stracił miłość swojego życia, to przeważnie odzywają się do ciebie?
Masz rację… kurczę nie zwróciłem na to uwagi. Podobnie było w DC Legends of tomorrow. I na dodatek napisałem teraz scenariusz filmowy, w którym jest ta sama sytuacja. Ciekawe. Widocznie to wszechświat stara mi się coś powiedzieć (śmiech). Gdy byłem młodszy, zawsze pociągała mnie melancholia i żałoba. Jest coś w tym stanie fascynującego. Zaczęło się to chyba w wieku 15 lat, gdy poszedłem z moim tatą do kina na Braveheart - Waleczne Serce. I gdy pojawiła się ta scena z toporem, wszyscy na Sali wiedzieli, że bohater z tego się nie wykaraska. Nikt go nie uratuje. To była bardzo emocjonalna scena, która na długo ze mną została.
Może ty po prostu lubisz opowieści bez happy endu?
Tak, bo życie nie zawsze ma happy end. Jedyne, na co możemy liczyć, to pozytywne zakończenie. Dlatego żałoba tak bardzo mi się podoba, bo to jest silne podkreślenie tego, jak kogoś się kochało i jak bardzo się za nim tęskni.
Mam wrażenie, że ten żal jest jedną z rzeczy, którą tak kochamy u postaci kinowej. Ona musi być na początku złamana, przeżyć jakaś tragedię, byśmy ją mocniej polubili.
Wtedy dopiero czujemy, że mają jakieś emocje, że na czymś im naprawdę zależy. Czy chodzi o uratowanie kogoś, czy po prostu o wyrównanie rachunków.
A gdy zaoferowano ci udział w tym serialu, nie miałeś tego poczucia: „kurczę, znowu science fiction”?
Taka myśl przeszła mi początkowo przez głowę. Tyle że ten projekt był szczególny. Twórcy nagrali jego fragment kilka lat temu i chodzili z nimi po różnych telewizjach, pokazując, jaki mają pomysł. Nie chcieli o nim tylko opowiadać, czy pokazywać szkiców koncepcyjnych. Nie. Oni przygotowali kilkuminutową zajawkę. I na nią mnie złapali. Spodobało mi się to, co mi pokazali. Do tego dali mi wolną rękę w kreatywnym tworzeniu mojej postaci. Od samego początku miałem coś do powiedzenia na temat jego zachowania, wyglądu, historii. Taka możliwość nie pojawia się zbyt często, więc bez wahania przyjąłem ich warunki i dołączyłem do obsady.
To w takim razie, co jest twojego w tej postaci?
Chciałem, by już na pierwszy rzut oka było widać, że jest to facet zniszczony życiem. Ma długie włosy, brodę i codziennie chodzi w tych samych ciuchach, bo ma w dupie, co świat o nim myśli. W Legends of Tomorrow mój bohater musiał zawsze dobrze się prezentować. Nie mógł się zapuścić, bo taki wygląd nie pasowałby to tej komiksowej wizji. Tylko Thor może dorobić się brzuszka, nikt inny (śmiech).
Jak już sam nawiązałeś do Hawkmana, to zastanawiam się, czy czułeś jakąś większą odpowiedzialność za tę postać, która nie jest anonimowa dla fanów, bo występuje często także w animacjach i komiksach.
Ogromną. Na początku pojawił się stres, czy fani DC Comics mnie zaakceptują. A są ich przecież miliony na całym świecie. To mnie trochę sparaliżowało na początku. Musiałem uzmysłowić sobie, że to jest mój bohater, a nie ich. Że zawsze pojawi się ktoś niezadowolony. Gdy to do mnie doszło i mogłem się cieszyć udziałem w tym serialu, wszystko zaczęło się układać.
Szkoda, że ta przygoda się skończyła.
Wiesz, w tym uniwersum nic nie trwa wiecznie. Nawet śmierć. Chciałbym wrócić do tej postaci i może kiedyś będzie jeszcze ku temu okazja. Moim zdaniem Hawkman i Hawkgirl powinni dostać swój własny serial. Te postaci mają tyle możliwości. Ich historię można przecież osadzić w dowolnym czasie. W Legends of tomorrow ledwo musnęliśmy temat. Moim zdaniem jest tu ogromny potencjał czekający na wykorzystanie.