Bo to zła kobieta była. Jak polskie, męskie kino ukazywało bohaterki?
Może lepiej spytać - czy w ogóle ukazywało? Czy bardziej pokazywało pewne fantazje niż realne osoby? Gdy książki kryminalne stały się pełne silnych postaci kobiecych, seriale o tej tematyce również zaczęły się rozwijać, to filmy jakby niedawno zauważyły, że w płci pięknej również jest potencjał.
Przy swoim niedawnym artykule o serialach obyczajowych przeczytałam w jednym z komentarzy, że są to produkcje skierowane dla jednego typu widzów – a raczej dla jednego typu płci. I mam wrażenie, że podobna opinia pokutuje przy wszystkim, co ma mord(obicie) w fabule. Przez wiele lat takie produkcje wydawały się być kierowane dla pewnego rodzaju widowni – a raczej znów, dla jednego typu płci. To tam, przystojni (mniej lub bardziej tradycyjnie) mężczyźni po przejściach przeżywali przygody i zdobywali piękne kochanki. I oczywiście, tego typu filmy oglądamy wszyscy. Jednak można odnieść wrażenie, że jak twórcy dopieszczali swoich męskich widzów, to panie nie do końca.
Trudno określić, czym jest dokładnie męskie kino. Pewnie każdy określiłby je z goła inaczej, wskazując na różne gatunki.Dla uproszczenia sprawy, zdefiniujmy takie kino jako różnego rodzaju produkcje kryminalne (również te komediowe), wojenne, sensacyjne czy thrillery. Dokładnie takie, gdzie mamy najczęściej grupy mężczyzn działających na granicy prawa, w których pojawia się wulgarny język i często mocne sceny.
Nie jestem znawczynią literatury kryminalno-sensacyjno-dodajcie co jeszcze potrzebujecie, ale stałą czytelniczką na pewno. Dlatego będę mówiła jedynie ze swojej perspektywy, niepotwierdzonej faktami czy naukowymi analizami. Odnoszę wrażenie, że jeśli chodzi o literaturę, prawdziwy bum na kobiety w fabule z mord(obici)em rozpoczęła seria Millennium z Lisbeth Salander w roli pierwszoplanowej. Przynajmniej w Polsce. W tym czasie pojawiły się co nowe pisarki z głównymi bohaterkami, zarówno ze Szwecji, jak i Ameryki czy z naszej ojczyzny. Jednym z najbardziej znanych przykładów rodzimego połączenia pisarki z główną bohaterką jest oczywiście Katarzyna Bonda i jej seria o Saszy Załuskiej.
I tak jak USA dosyć szybko przekuło ten fonemen dalej, na seriale i filmy, tak my musieliśmy trochę poczekać. Jednak wkrótce polskie produkcje telewizyjne w tej tematyce również się rozpoczęły. I tu znów pionierem była osoba, która zaczęła również całą popularność „męskich” filmów z kobietami w głównej roli. Co prawda, Instynkt z Danutą Stenką nie przetrwał, ale kilka lat temu był wysyp seriali, które nie pochodziły od tylko jednego twórcy. Chyba najbardziej znanymi przykładami są Chyłka (na podstawie prozy, tym razem Remigiusza Mroza), Ultraviolet czy Pułapka.
A jak radziły sobie filmy?
Nie udawajmy. Psy są kultowe. Szkoda tylko, że przy całej kultowości nie mają ani jednej ciekawej postaci kobiecej. Ciekawej, bo nie mówię, że miałaby to być pozytywna bohaterka (oczywiście, pozytywna na tyle, na ile cała konwencja Psów mogłaby pozwolić), ale taka posiadająca chociaż jeden wymiar. Nie ukrywajmy, że jedyne ważne kobiece postaci, które mamy w fabule, to dwie ukochane Franza, jedna mniej wymiarowa od drugiej. A jako że ta pierwsza już ledwo miała jakąkolwiek głębie, pomyślcie o drugiej biedaczce. Powiem szczerze, że będąc młodsza, byłam pewna, że w obu częściach gra ta sama dziewczyna. W końcu obie bohaterki były ciemnowłose, szczupłe i płytsze od kałuży. Trochę ciężko cokolwiek powiedzieć więcej, poza tym, że były „łatwe”, bo rozumiecie, Angela zdradziła Franza. I nie mam tego Pasikowskiemu za złe. Takie były czasy, nie mieliśmy również wcześniej pokazanych dobrych wzorów. Jednak patrząc ze współczesnej perspektywy, nie tylko obie panie odstają jakościowo jako stworzone postaci od swoich męskich kolegów, ale jednocześnie cała ta relacja wydaje się teraz nie na miejscu. W końcu został nam przedstawiony związek bezbronnej siedemnastolatki z mężczyzną w średnim wieku. Obecnie pewnie byłoby to pokazane z goła inaczej. I może Angela zamiast służyć za kiepską femme fatale, miałaby w sobie więcej życia.
Jednak im dalej będziemy iść w ten las, tym bardziej zobaczymy, że ta zła kobieta, która jednocześnie jest tylko pionkiem w grze, a nie postacią przez duże p, to znak czasów, a nie zła wola Pasikowskiego. Jednak zostańmy jeszcze na chwilę przy tym reżyserze. Podobny wątek, zdradliwej ukochanej, mamy już w Krollu, choć tam chociaż obie panie, siostra i żona głównego bohatera, miały jakiś charakter, co pokazuje, że twórca Psów jest w stanie ze swoich bohaterek uczynić coś więcej niż fantazję. Niestety, nie można tego samego powiedzieć chociażby o Demonach Wojny wg Goi. Powiem krótko. Nie, głównymi zmartwieniami porwanej i uratowanej przez polski oddział dziennikarki na pewno nie byłoby to, że przystojny major nie chce z nią uprawiać seksu. Serio. Jednak tak jak już mówiłam i podkreślę znowu. Nie ma co winić Pasikowskiego - taki był duch epoki.
Cofnijmy się więc trochę wcześniej i spójrzmy na inny kultowy film: Vabank. Kto nie pamięta ciekawej historii Henryka Kwinto? Jego niewierna żona znalazła sobie kochanka, gdy ten siedział w więzieniu. Reszta pań była tak pobocznymi postaciami, że w sumie niewiele się je pamięta.
W podobny sposób wszystko rozwiązane jest w Sarze, która zestarzała się okropnie, ale to już temat na inny artykuł. W początkowych scenach widzimy, jak jedna mała dziewczynka wymierza pistoletem do drugiej, myśląc pewnie, że to zabawka. W tym samym czasie, mąż (Bogusław Linda) przytula się do dawno niewidzianej żony. Przed chwilą wrócił z wojny. Pada strzał. Następnie poznajemy tego bohatera już jako zniszczonego życiem człowieka. Ogromna tragedia, prawda? Otóż okazuje się, że tak naprawdę zastrzelony został piesek, a żona miała kochanka i nie mogąc wybaczyć mężowi zabicia ukochanego zwierzęcia, odeszła, odbierając mu również córki. I tak postać kobiety znów jest zdradliwa i najgorsza.
Przejdźmy jednak do tytułowej Sary, szesnastolatki, która uwodzi mężczyznę, mogącego być jej ojcem. I tu znów, mamy bardziej fantazję erotyczną wprost z fanficku, niż rzeczywistą bohaterkę. Jasne, w porównaniu do Angeli, Sara ma charakter. Tylko szkoda, że zamiast skupić się na jej zadziorności (i może ją jednak trochę postarzyć), jej główną rolą jest patrzenie cielęcym wzrokiem na Lindę, ciągłe rozbieranie się przy nim (i połączona z tym nieustanna potrzeba uprawiania seksu). Dodając do tego jeszcze teksty jak: „Będziesz moim mężczyzną, a ja twoją kobietą”, „Uczyń mnie kobietą” czy „Nie musisz mnie kochać”, a także jej akceptacja wszystkich jego wad (w tym to, że jest pijakiem), brzmi naprawdę jak stereotypowe marzenie stereotypowego faceta. Młoda, wiecznie chcąca, akceptująca wszystko, zgadzająca się na, nazwijmy to, różne, acz szorstkie traktowanie.
Przejdźmy do tych bardziej komediowych kryminałów, tak popularnych na przełomie dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku. Tu w końcu mamy jakieś postaci kobiece, zwłaszcza Ewę Szańską z Killera. Oczywiście, nadal to nie jest główna bohaterka, tylko ukochana Jerzego. Jednak widać, że jako para, są sobie równi, a Ewka miała głowę na karku. Również w Vincim Kamilla Baar stworzyła postać pyskatą, charakterną, która nie da się tak łatwo oczarować. Zaś Volta, film Juliusza Machulskiego z 2017 roku, ma już pełnoprawne główne bohaterki. W porównaniu z tym, co miała do zagrania choćby Agnieszka Maciąg w Czasie surferów (a spoiler: niewiele) to jest niebo a ziemia. Tylko też, to są bardziej komedie kryminalne niż brutalne, męskie kino. I to też rządzi się swoimi, trochę innymi, prawami.
Nim przejdziemy do roku 2016, skupmy się jeszcze na premierze filmu w 2013 roku. Wtedy na ekranach naszych kin pojawił się Sęp z Michałem Żebrowskim i Anną Przybylską. W tym thrillerze Natasza jest co prawda love interest głównego bohatera, ale ma swoją rolę w fabule i swój charakter. Dwa lata wcześniej pojawiła się niezbyt udana produkcja na podstawie prozy Zygmunta Miłoszewskiego, która zamieniła głównego bohatera w bohaterkę, co nie wyszło zbyt dobrze. Jednak to zwiastowało nadchodzące zmiany.
I tu trzeba podkreślić jedno – gdyby nie Patryk Vega, pewnie tych bohaterek, pierwszoplanowych, w brutalnych, gangsterskich, sensacyjnych czy kryminalnych produkcjach jeszcze by nie było, jeśli chodzi o kino. On zauważył, że rodzi się nurt na Zachodzie i szybko go wykorzystał. I już odchodząc od tego, czy był to tylko zmysł marketignowy, czy tak zwana wena w nim się obudziła, to Vega stworzył miejsce dla kobiet. Oczywiście, jak wyszukacie hasło „Vega feminista”, pokażą wam się różne dywagacje czy ironiczne opisy feminizmu Vegi. Jasne, możemy teraz zacząć się śmiać i klepać po plecach, możemy to inaczej nazywać, ale jedno jest pewne: tak, gdyby nie Vega, kobiety nadal by stały na uboczu filmów określanych jako „dla typowych macho”. Porównajmy Angelę z Psów nawet ze Spuchniętą Anką z Kobiet mafii. Mimo że uważam, iż Władysław Pasikowski stoi o wiele wyżej od Patryka Vegi jako reżyser i scenarzysta, to Spuchnięta Anka jest milion razy lepszą postacią od Angeli.
Jasne, należy podkreślić, że to różnica czasów – w końcu Psy powstały w 1992 roku, Kobiety Mafii zaś w 2018. To równe dwadzieścia sześć lat. Jednak jak widać powyżej, niewiele się pomiędzy tymi filmami zdarzyło. Oczywiście, takie ciekawsze bohaterki zaczęły się pojawiać, jednak głównie w rolach pobocznych. I w tym momencie pojawia nam się Vega, który nie tylko czyni kobietę główną bohaterką, ale nawet całą grupę kobiet. Nie chcę już wchodzić zbytnio w temat tego reżysera, myślę, że sporo już opowiedziałam wcześniej. Jednak pamiętam, że widziałam jeden komentarz pod postem o tamtym artykule, że wszystkie bohaterki Vegi są głupie i płytkie. I po prostu nie mogę się z nim zgodzić. Oczywiście, same te postaci nie są może najlepiej stworzone, ale tak samo jak męscy bohaterowie. To bardziej wynika z umiejętności bądź z pewnej już konwencji (nie mnie oceniać), niż z próby pokazania kobiet jako gorszych. Jednocześnie nie tworzy on wciąż tych samych kochanek bądź żon, które zdradzają lub wpatrują się w mężczyznę maślanymi oczami. Przy tym, co zaoferowało nam na razie polskie męskie kino, jak sami możecie zobaczyć wyżej – to bardzo dużo. Mamy kilka typów bohaterek, które działają na własną rękę, radzą sobie same, nie są traktowane jako dodatek. Nie mówię oczywiście, że teraz wszyscy przed snem powinni pięć razem dziękować panu Vedze, ale nie do końca możemy się podśmiewywać z jego feministycznych zapędów. To raczej pokazuje, w jakim kiepskim stanie, jeśli chodzi o postaci kobiece, jest nasze kino kryminalno-sesnacyjno-gagnsgterskie i nad tym warto byłoby się pochylić.
Wydaje się również, że dzięki Vedze kino zaczęło się trochę budzić. Powstała w końcu taka produkcja jak Ciemno, prawie noc z główną bohaterką, w którą wcielała się Magdalena Cielecka, choć nie był to seans najlepszej jakości. Również wyreżyserowany przez Pasikowskiego Pitbull. Ostatni pies zawierał już w sobie bardzo ciekawe postaci kobiece. Choć nie ukrywajmy – Mira byłaby o wiele lepszą bohaterką, gdyby zagrała ją profesjonalna aktorka, a nie Dorota Rabczewska, nie potrafiąca pokazać całej głębi tej postaci. Jednak zarówno ona jak i Mona, w którą wcieliła się Agnieszka Kawiorska udowodniły, że po prostu można.
Nie mam nic do tego, żeby w tego typu filmach, wymienionych przeze mnie powyżej, pojawiały się złe kobiety. Tylko niech one będą wielowymiarowe i ciekawe, a nie zostaną zminimalizowane do roli laleczek spełniających męskie fantazje o nastoletniej dziewczynie, która patrzy na kogoś wielkimi smutnymi oczami. Mam nadzieję, że ta powolna zmiana rozpoczęta przez Vegę nie zastopuje i się nie skończy, a jedynie dostaniemy coraz lepsze bohaterki od innych twórców. Czas pokaże.
Zobacz także: