Fragment powieści na podstawie serialu Paradoks
TYLKO u NAS: Przeczytajcie fragment powieści Paradoks Igora Brejdyganta napisanej na podstawie scenariusza serialu TVP z Bogusławem Lindą w roli głównej.
W 2012 roku powstał polski serial sensacyjno-kryminalny Paradoks emitowany na antenie Telewizji Polskiej. Fabuła produkcji koncentrowała się wokół postaci inspektora Komendy Głównej Policji, Marka Kaszowskiego (w tej roli Bogusław Linda) oraz podkomisarz Joanny Majewskiej (Anna Grycewicz) – funkcjonariuszki Biura Służby Wewnętrznej – do której zadań należało m.in. przeprowadzenie śledztwa dotyczącego działań inspektora.
Igor Brejdygant był scenarzystą i reżyserem serialu, a po kilku lata na kanwie tej historii napisał Paradoks pod tym samym tytułem. Teraz w innej formie ponownie można przeżywać zmieniające się relacje policyjnego duetu Majewska-Kaszowski i śledzić losy trudnego we współpracy inspektora, którego metody śledcze bywają nie do końca zgodne z literą prawa, za to zawsze są zgodne z jego specyficznym poczuciem sprawiedliwości.
FRAGMENT
– A pani jak zwykle na czas.
Inspektor Andrzej Zieliński był mężczyzną przystojnym, ale rozmowa z nim nigdy nie należała do przyjemności, ponieważ był absolutnie pozbawiony wdzięku. Joanna popatrzyła na niego i nie wiedząc, co odpowiedzieć, po chwili kiwnęła po prostu głową.
– Wiem skądinąd, że bardzo zależy pani na podjęciu pracy w terenie – Zieliński zawiesił głos, tak jakby od razu postanowił włączyć do rozmowy klimat pewnej warunkowości.
– Tak, biuro mi nie służy – odpowiedziała po pewnym namyśle, patrząc za okno.
Zieliński się uśmiechnął, a w każdym razie na jego twarzy pojawił się jakiś rodzaj grymasu, który w zamyśle miał uchodzić za uśmiech. Znała tego człowieka od prawie dwóch lat, więc wiedziała już z grubsza, które grymasy symbolizują które emocje. To znaczy emocje u inspektora Zielińskiego zdaje się nie występowały w ogóle, a jedynie do pewnych okoliczności dobierał on określone wyrazy twarzy, które miały owe emocje odzwierciedlać. Jeśli odczytywało się je odpowiednio, można było uznać, że zna się inspektora na tyle, na ile powinien go znać podwładny.
– Nie mogę powiedzieć, żebym pani nie rozumiał. Może trudno w to uwierzyć, ale ja też kiedyś unikałem zbyt długiego przebywania przy biurku – Spojrzał na nią tak, jakby sprawdzał, czy pomimo trudności uwierzyła, a może zresztą sprawdzał zupełnie coś innego.
Rozmowy z Zielińskim nigdy nie należały do łatwych, bo właściwie po każdym dłuższym czy krótszym zdaniu inspektor zawieszał się, sprawdzając, jaki efekt wywarło na rozmówcy to, co właśnie powiedział. Teraz to ona się uśmiechnęła, bo uznała, że nadszedł dobry moment, żeby to zrobić, a poza tym cała ta sytuacja i jego sposób bycia, zawsze taki sam, lekko ją rozbawił.
– Mam dla pani bardzo poważne i odpowiedzialne zadanie. Nie ukrywam, że zastanawiałem się dość długo nad tym, komu je powierzyć. Pewnie nie jest pani tego świadoma, ale przyglądam się pani od jakiegoś czasu. Zresztą nie tylko ja się przyglądam, również moi przełożeni… – Żeby zobrazować, jak wszyscy jej się przyglądają, wbił na nią przenikliwy wzrok.
Joanna pomyślała, że to w sumie mocna rzecz, skoro jego przełożeni to chyba tylko główny naczelnik policji Kostylewicz, koordynator służb specjalnych, minister spraw wewnętrznych, premier, może prezydent? Czyżby przyglądał mi się prezydent? – uśmiechnęła się do własnych myśli.
– To panią bawi?
– Raczej lekko przeraża.
– Dziwnie się u pani objawia przerażenie. Człowiek nazywa się Marek Kaszowski i jest komisarzem w Wydziale Zabójstw i Terroru Kryminalnego Komendy Stołecznej.
Zieliński znów się zawiesił, a Joanna kiwnęła głową, żeby go odblokować. – Pani zadaniem będzie przejrzeć prowadzone przez niego na przestrzeni ostatnich kilku lat sprawy o zabójstwo. Część z tych spraw pozostaje niewyjaśniona, inne zostały wyjaśnione, ale nie jesteśmy pewni po pierwsze, czy zostały wyjaśnione w sposób właściwy, a po drugie czy w przebiegu czynności dochodzeniowych nie doszło do jakichś…
Żeby nie tracić czasu, Joanna sięgnęła do rezerwuaru swojej pamięci. Nazwisko Kaszowski wydało jej się znajome, ale za nic nie mogła go w tym momencie przypisać do konkretnej sprawy ani do konkretnej twarzy.
– …powiedzmy przekroczeń.
– Rozumiem.
– Zostanie pani oficjalnie oddelegowana, z prawem do wglądu we wszystkie akta podręczne spraw. Jeśli któraś wyda się pani podejrzana, wystąpimy również o dostęp do akt sądowych. Raportuje pani bezpośrednio do mnie. Spotykamy się raz w tygodniu, jeśli zaistnieje potrzeba, częściej. Jakieś pytania? – Nagle Zieliński spojrzał na Joannę bardzo poważnie i przenikliwie, a na jego twarzy pojawił się grymas do tej pory jej nieznany.
Pokręciła głową bardziej zdecydowanie niż do tej pory, bo uznała, że sytuacja jest poważniejsza, niż miało to miejsce do tej pory.
– Gdyby jakieś się pojawiły, proszę się ze mną kontaktować od razu i bez wahania. – Zieliński otworzył szufladę ogromnego biurka, przy którym siedział. Joannie przez moment przemknęło przez głowę nie wiedzieć czemu, że wyciągnie z niej teraz jakiś masywny pistolet. Nic takiego się nie wydarzyło, ale inspektor musiał zauważyć niepokój na jej twarzy, bo podając wizytówkę, znów uśmiechnął się delikatnie, tym razem jednak był to uśmiech z gatunku porozumiewawczych. Joanna odniosła wrażenie, że oto została włączona w jakiś rodzaj paktu. Z kim ani w jakiej sprawie się z nią ów pakt zawiera – tego na razie nie wiedziała.
– Na odwrocie jest mój numer prywatny. Proszę korzystać… w każdej chwili.
– Dlaczego on? – zapytała i natychmiast pożałowała swojego pytania. – W sensie dlaczego akurat tego Kaszowskiego mam sprawdzać… Zresztą nie muszę wiedzieć.
– Dobrze, że pani pyta. – Inspektor pozornie się ucieszył się, a w głębi duszy lekko rozsierdziła go jej ciekawość. – Komisarz Kaszowski, to, jak się pani sama już wkrótce przekona, postać dosyć kontrowersyjna. Wprawdzie ma bardzo dobre wyniki, jest doskonałym śledczym i tu nie ma żadnych co do tego wątpliwości, ale metodologia, a przede wszystkim instrumentalne traktowanie litery prawa nie zyskują mu wielu zwolenników wśród zwierzchników. Ale mi się zrymowało.
Zaczął się śmiać, a Joanna postanowiła już wyjść.
– Wydaje mi się, że wszystko rozumiem. Od kiedy mam zaczynać?
– Natychmiast, kiedy tylko będzie pani mogła. Pilniejsze sprawy, które pani prowadzi, proszę przekazać komisarz Ziętek, do mniej pilnych wróci pani po zakończeniu tej operacji.
– Dobrze. – Joanna wstała z fotela, na którym siedząc, cały czas zastanawiała się, czy fotel inspektora jest jakoś specjalnie podwyższany. Przecież nie pierwszy raz go widziała i nigdy nie był aż o tyle od niej wyższy. – To do widzenia, panie inspektorze.
Zieliński pokiwał głową i zajął się swoimi sprawami. Joanna ruszyła przez nieproporcjonalnie długi gabinet w kierunku drzwi, które z każdym krokiem wydawały się oddalać, zamiast zbliżać. Pod mijanymi ścianami stały regały z segregatorami, dziesiątki regałów z setkami segregatorów i tysiącami teczek. Czy wśród tych teczek jest też taka, na okładce której napisane jest „Joanna Majewska”, a jeśli tak, to ciekawe, co znajduje się w środku.
– Pani Joanno! – głos Zielińskiego trafił ją jakieś trzy kroki od drzwi. Przeszła je jeszcze, złapała za klamkę i dopiero wtedy odwróciła się z przyjemnym uśmiechem na twarzy. – I proszę pamiętać o zachowaniu ostrożności.
– Oczywiście, panie inspektorze.
– Ale pani chyba jest ogólnie dość ostrożna. Tak w życiu, w sensie.
– Chyba tak. Do widzenia panie inspektorze.
– Do widzenia, pani Joanno. Trzymam za panią kciuki. To bardzo dla nas ważna misja. I proszę koniecznie unikać niebezpieczeństw.
Joanna wyszła na bardzo długi korytarz i spojrzała na ciąg drzwi prowadzących do bardzo wielu pokoi, w których nigdy nie była. Przeszła kilka kroków i zaczęła się zastanawiać.
Źródło: fot. Marginesy