Godzilla i potwory rządzą, czyli słów kilka o problemie z ludźmi
Hollywoodzkie filmy o potworach mają duży problem. Godzilla i inne monstra nie są tam głównymi bohaterami, a ustępują pola ludziom.
Godzilla, Kong i inne ekranowe potwory podbijają ekrany od dekad. Jak pewnie wielu z Was, sam wychowywałem się na japońskich produkcjach z Królem Potworów, które mnie fascynowały, emocjonowały i dawały kawał dobrej rozrywki. W tamtych czasach nikt nie zastanawiał się, jak to zostało zrobione. Nie wiedzieliśmy, że potwory to tak naprawdę ludzie w gumowych strojach. Nie miało to znaczenia, bo Godzilla, Król Ghidorah, King Kong i inni pobudzali wyobraźnię.
Hollywood, przenosząc to wszystko na uniwersalny język efekciarskiej superprodukcji mającej trafić do każdego na świecie, pokazał spory problem i brak wyobraźni. Widzimy bowiem, że Godzilla, Godzilla II: Król Potworów oraz nawet Kong: Wyspa Czaszki to historie o ludziach z potworami w tle. To stanowi duży kłopot, bo w pierwszych dwóch tytułach te wątki są fatalnie rozpisane, kiepsko zagrane i totalnie nieprzemyślane. Wręcz można uznać, że ktoś kompletnie nie rozumie konwencji w jakiej się porusza, więc stosuje standardowe narzędzia z blockbusterów, a potwory traktuje jako efekciarskie tło. Umówmy się, w Godzilli zasada mniej, znaczy więcej, sprawdziła się w formie pierwszej części, ale jej kontynuacja w sequelu nie ma już żadnego sensu. Tak samo jak usilne filmowanie walk Tytanów z perspektywy ludzi lub w całkowitej ciemności. To tak jak w kinie kopanym - jeśli kamera skupia się na walczących, mamy widowisko, ale jeśli oni są tłem, a starcie jest szatkowane w montażowni, traci ono sens i czynnik "wow". Tak to właśnie było w rozczarowującym Królu Potworów.
Hollywood zdaje się wychodzić z założenia, że film bez ludzi lub z ich marginalną rolą się nie sprzeda. Jest to o tyle dziwne, że przecież różne animowane produkcje z zielonym ogrem czy gadającymi zwierzętami cieszą się popularnością od dekad w każdej grupie wiekowej. Oczywiście można argumentować to tym, że kino animowane rządzi się swoimi prawami, ale czy na pewno w tym aspekcie ma to znaczenie? Patrząc na wysokobudżetowe produkcje aktorskie, ze świecą szukać projektów, w których w centrum jest ktoś inny niż ludzie. Hollywood na każdym poziomie preferuje bezpiecznie rozwiązania. Zarazem jest to zaskakujące, gdy przecież mamy chlubny wyjątek od reguły w postaci trylogii, w skład której wchodzą Geneza planety małp, Ewolucja planety małp oraz Wojna o planetę małp. Tutaj ludzie nie tylko mieli marginalną rolę, ale przeważnie byli tylko czarnymi charakterami, a większość filmu skupia się na Cezarze i innych małpach. Czasem nawet bez dialogów mówionych, bo porozumiewają się w nich językiem migowym. Ponad 1,5 mld dolarów wpływów z kin oraz fantastyczne opinie widzów oraz krytyków powinny dać klarowny sygnał: widzowie są gotowi na filmy, w których ludzie nie są najważniejsi. Jednak nadal ich nie otrzymujemy, czego dowodem są superprodukcje o Godzilli i Kongu. Ba, w każdym filmie fantasy lub science fiction można dostrzec różne elementy tej złożonej sprawy. Choćby w trylogii sequeli Gwiezdnych Wojen skupiających się na ludziach w każdym aspekcie historii i niepozwalających wykorzystać potencjału obszernej galaktyki. W końcu w takiej historii bohaterem mógłby być jakikolwiek kosmita, który mógłby stać się "nowym Chewiem".
Najgorsze, że studio Legendary i producenci MonsterVerse kompletnie nie zrozumieli tego aspektu w japońskich filmach. Tam proporcje były dobrze rozłożone i ludzie nie mieli nigdy przeważającej roli. Byli ofiarami, złoczyńcami lub sojusznikami wspierającymi Godzillę w kluczowych scenach. A przeważnie to jednak byli jedynie obserwatorami, którzy musieli patrzeć na boje Króla Potworów, który ryzykował życiem, by ochronić ludzkość. Gdy głębiej pomyślę o wielu japońskich filmach o Godzilli, szczegóły wątków ludzkich zatarły się w pamięci i to z prostej przyczyny: nie były one ważne. Te proporcje były tak rozłożone, by to tytułowy bohater pokazywał swoją klasę, tworząc widowisko, którego widzowie oczekują. Doceniam ambicje Legendary Pictures, bo na poziomie ogólnym można to dostrzec w każdym filmie, ale jeśli nie mamy scenarzystów na wybitnym poziomie, którzy mogą to dobrze połączyć z walkami potworów, to jednak coś tu zgrzyta i ten sygnał dawno powinien dotrzeć do producentów. Gdy wkrótce obejrzymy film Godzilla kontra Kong, nikogo nie będzie interesować motywacja złoczyńców, decyzje bohaterów czy cele organizacji Monarch. To nie ma znaczenia. Każdy ogląda takie filmy dla spektaklu, by zobaczyć ustawkę potworów za drapaczem chmur, podczas której wyjaśniają sobie sprawy.
Najgorsze w tym jest, że to nie jest wina reżyserów, którzy wchodzą w określoną wizję i mają przykaz ją rozwijać. Musiało to być przygotowane już podczas pierwszego filmu z 2014 roku, a jako że sprzedało się, trzeba to kontynuować. Zawiodły tutaj departamenty studia analizujące reakcje widzów, którzy w pierwszych dwóch częściach narzekają na to, o czym w tym artykule mówię. Nawet w ocenach filmu Godzilla kontra Kong czytamy, że problem z wątkami ludzkimi jest taki sam, ale już proporcje zostają zaburzone na korzyść Tytanów. Wciąż jednak to nie jest dokładnie to, czym te filmy powinny być. Tutaj nie trzeba wymyślnej fabuły, bo same emocje można wzbudzić kreacją potworów robiących cuda na ekranie, by uratować kogoś lub poświęcających życie dla sprawy. To nawet może być klucz całego problemu: kwestia emocjonalna. Wydaje się, że Hollywood nie wierzy, że można nawiązać nić emocjonalną z dużą jaszczurką czy gorylem. Trudno w to uwierzyć po filmach o King Kongu, które wzruszają do łez właśnie z tego powodu.
Godzilla - potwory z uniwersum
Trochę więc szkoda, że MonsterVerse jest rozwijany metodą prób i błędów. Godzilla kontra Kong zbiera bardzo dobre opinie dzięki większemu i lepszemu skoncentrowaniu na potworach i ich potyczkach. Chociaż problem ludzki nadal jest, nie przytłacza on całości, a boje Godzilli z Kongiem są tak kapitalnie nakręcone, że większość widzów jest zachwycona. Tutaj wydaje się to zasługą reżysera Adama Wingarda, który sam jest za zmniejszeniem roli ludzi w tych filmach.
Być może ten komentarz Adama Wingarda oraz pozytywne opinie widzów na temat zmian w równowadze pomiędzy potworami i ludźmi doprowadzą do dobrego wyciągnięcia wniosków. Godzilla kontra Kong nie ma raczej fizycznie szansy szybko zwrócić zainwestowane koszty, ale trudno uwierzyć, że Legendary Pictures po dobrych reakcjach porzuciłoby cały projekt. W końcu japońskie filmy pokazały, że można kombinować, stawiając przed Godzillą i jego sojusznikami coraz groźniejszych przeciwników. Jednym ograniczeniem jest wyobraźnia. Wierzę, że chęć wyciągnięcia dobrych wniosków i skierowanie tej serii na odpowiednie tory dadzą fanom rozwałki oczekiwane rezultaty.