Świeci? To musi być Razer. Ta firma ze swojej memiczności zrobiła sposób na biznes
Razer zaprezentował już toster wypalający logo, egzorękawicę przyspieszającą wstukiwanie klawiszy, teleskopową słomkę wielorazowego użytku czy maskę ochronną z LED-owym podświetleniem filtrów powietrza. Każdy z tych produktów w portfolio firmy gamingowej prezentuje się absurdalnie, ale tylko część z nich to żart korporacji. Szefostwo Razera świadomie bawi się swoją marką i nie boi się eksperymentów, a część z nich przekuwa nawet w rynkowy sukces. Spójrzmy na firmę, która z szaleństwa uczyniła sposób na zarabianie pieniędzy.
Gdyby rzymski poeta Katullus urodził się pod koniec XX wieku i zatrudnił na stanowisku recenzenta sprzętu elektronicznego, swój epigramat Kocham i nienawidzę z dużym prawdopodobieństwem skierowałby w stronę Razera, a nie swojej niespełnionej miłości, Clodii. Razer nie jest jedną z tych firm, obok których można przejść obojętnie, ta gamingowa marka wzbudza w odbiorcach skrajne emocje. Jedni Razera uwielbiają za niestandardowe rozwiązania i duże możliwości personalizacji sprzętu. Inni szydzą z niego, na każdym kroku wytykając wysokie ceny wężowych gadżetów oraz chęć wciskania podświetlenia LED gdzie tylko się da, nawet jeśli istnienie takiego produktu nie ma żadnego sensu.
Impulsem do napisania artykułu i nieco szerszego przyjrzenia się szalonym pomysłom Razera była seria premier nowych produktów wypuszczonych w ramach programu #GoGreenWithRazer. Inicjatywa ta u swoich podstaw ma bardzo szczytny cel, gdyż Razer zobowiązał się do rozwijania firmy w sposób zrównoważony, z poszanowaniem środowiska naturalnego.
W dobie galopującego ocieplenia klimatu takie programy wdraża większość firm z sektora nowych technologii, aby maksymalnie zredukować ślad węglowy ich produktów. Razer nie byłby jednak sobą, gdyby nie podszedł do tej inicjatywy w sposób inny niż wszyscy.
Kiedy Samsung zapowiada zmiany w sposobie pakowania telewizorów i transportuje je w ekologicznych opakowaniach, Razer wypuszcza słomkę dla graczy oraz ściśle limitowaną edycję ubrań wykonanych z plastikowych odpadów pochodzących z nadmorskich plaż. Produkty o dość ekscentrycznym charakterze, zwłaszcza jeśli uświadomimy sobie, że sprzedaje je marka o stricte gamingowym charakterze. Mimo to każdy z nich w jakiś sposób wpisuje się w filozofię korporacji.
Kiedy pierwszy raz usłyszałem o gamingowej słomce, pomyślałem, że ktoś tu pospieszył się z publikacją primaaprilisowego żartu. Ale kiedy doczytałem, że jest to element kampanii #GoGreenWithRazer, trybiki zaskoczyły na swoje miejsce. Razer nie jest pierwszą korporacją apelującą o zaprzestanie korzystania z jednorazowych słomek do napojów zanieczyszczających środowisko naturalne. Ale nawet jeśli bezpośrednio nie kojarzy się z produkcją akcesoriów tego typu, to łatka marki gadżeciarskiej może zadziałać na korzyść samej inicjatywy.
O Reusable Straw zrobi się głośno, podobnie jak o kolekcji ubrań Kanagawa Wave Apparel. Mimo iż wypuszczenie jej na rynek nie rozwiąże problemu zanieczyszczania plaż plastikowymi odpadami, zwróci uwagę na problem, z którym nasze społeczeństwo prędzej czy później będzie musiało się zmierzyć. Razer występuje tu w roli dworskiego błazna – wykorzystuje swój prześmiewczy wizerunek, aby zachęcić nas do podjęcia konkretnych działań. W tym przypadku związanych z ochroną środowiska.
Nie jest to odosobniony przypadek wykorzystania wyrazistego wizerunku tej firmy na rzecz wypromowania pewnych idei bądź produktów. To przemyślana strategia, którą Razer od lat skrzętnie realizuje na wielu płaszczyznach, aby pokonać kolejne kamienie milowe i wypromować swoją wizję świata nowych technologii.
Choć w moim domu gości kilka urządzeń od Razera, to jako umiarkowany entuzjasta marki uważam wdrażanie podświetlenia Chroma do części produktów za skrajnie absurdalne. O ile konfigurowalne diody LED na klawiaturze faktycznie mogą okazać się przydatne, to takie podświetlenie krawędzi podkładki na myszkę czy logo w nausznikach nie ma najmniejszego sensu. A mimo to Razer nieustannie rozświetla swoje gadżety i nie wstydzi się festyniarskiej łatki, która do niego przylgnęła. Firma sama z niej drwi i regularnie okazji prima aprilis zapowiada kolejne absurdalne produkty.
Primaaprilisowe żarty Razera z ostatnich 10 lat:
W tym roku korporacja zainspirowała się szałem na cyberpunka i 1 kwietnia pokazała nam farbę do włosów z nanocząsteczkami dynamicznie zmieniającymi swoją barwę. Po nałożeniu tego magicznego produktu i sparowaniu go z aplikacją smartfonową użytkownik miałby zyskać możliwość zdalnego sterowania kolorem włosów. Tylko firma z dużym dystansem może pozwolić sobie na tak dużą autoironię, naśmiewając się z tego, co według wielu krytyków Razera jest jedną z największych wad korporacji, a według innych - jej znakiem rozpoznawczym.
Postawa błazna branży gamingowej przynosi jednak wymierne rezultaty, czego najlepszym dowodem jest inteligentna maska Project Hazel zaprezentowana podczas targów CES 2021 w Las Vegas. Gadżet jako produkt koncepcyjny nawiązujący do trudnej sytuacji pandemicznej na świecie miał stanowić komentarz do problemów, z którymi zmaga się współczesne społeczeństwo. Projektanci stworzyli futurystyczną maskę naszpikowaną technologią: przezroczysta obudowa pozwalała śledzić ruchy mimiczne użytkownika, aby ułatwić komunikację niewerbalną, wewnętrzne mikrofony wzmacniały głos, a pierścienie Chroma wokół filtrów… cóż, stanowiły kwintesencję razerowej stylistyki.
O masce rozpisywali się dziennikarze z całego świata, pokazując kolejny szalony projekt wężowej firmy, a po kilku tygodniach od zakończenia targów CES okazało się, że projekt spotkał się z tak dużym zainteresowaniem ze strony inwestorów, że trafi do produkcji. Razer przekuł futurystyczną wizję na rzeczywisty produkt.
W tym miejscu warto cofnąć się do końcówki 2017 roku i wspomnieć urządzenie, które również wydawało się kontrowersyjne, a dziś można śmiało stwierdzić, że było jak prorocza wizja. Wizja, która właśnie ziszcza się na naszych oczach. 15 listopada świat poznał gamigowy smartfon Razer Phone. Dziś taka zapowiedź nie zrobiłaby na nas zbyt dużego wrażenia, wszak producenci telefonów klasy premium na każdym kroku przechwalają się tym, jak sprawnie ich sprzęty radzą sobie z obsługą mobilnego Fortnite’a czy Call of Duty.
Ale trzy i pół roku temu żyliśmy w innej rzeczywistości, wówczas tylko Razer tak głośno i ochoczo komunikował, że ich smartfon powstał przede wszystkim po to, aby grać na nim w tytuły mobilne. Mimo iż nie odniósł spektakularnego sukcesu i linia Razer Phone nie jest kontynuowana, projektanci korporacji trafnie przewidzieli to, w którą stronę skręci branża. Producenci współczesnych smartfonów rywalizują ze sobą przede wszystkim na dwóch polach – fotograficznym i gamingowym. A Razer nadal ma swój udział w tym drugim segmencie, gdyż produkuje pady, które po sparowaniu z telefonem zamieniają go w pełni funkcjonalną mikrokonsolę.
Najdziwniejsze gadżety Razera z podświetleniem Chroma:
Znakomita większość gadżetów Razera bez problemu obeszłaby się bez powszechnie wyszydzanego systemu podświetlenia. Nie potrzebuję kolorowych LED-ów ani w ładowarce bezprzewodowej, ani w podstawie monitora, ani tym bardziej w podkładce pod myszkę, którą regularnie zalewam herbatą, piwem czy sokiem. Omijam takie produkty szerokim łukiem. Ale Razer nie zrezygnuje z ich produkcji, bo to się po prostu opłaca. Wydaje mi się, że jest to rodzaj gry nieustannie prowadzonej z hejterami marki, Chroma ma być jedynie zachętą do zrobienia rozgłosu wokół nowych produktów, a nie funkcją, która w jakikolwiek sposób poprawia komfort korzystania z nowych gadżetów.
Tak samo powinniśmy postrzegać gamingową słomkę do napojów, limitowaną edycję ubrań, maskę ochronną z podświetlanymi filtrami czy pierwszy smartfon o stricte gamingowym sznycie. To produkty, które mają w jakiś sposób zmuszać nas do myślenia, czy to na temat wpływu nowych technologii na środowisko, czy na samą przyszłość branży gamingowej. I nie mam wątpliwości, że jeszcze nie raz Razer będzie z nami pogrywał, bo siłą tej marki jest przede wszystkim zabawa emocjami. Zarówno tymi pozytywnymi, jak i negatywnymi, bo na hejcie też da się zrobić dobry marketing i przekuć krytyczne głosy w rynkowy sukces.
A najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że nawet primaaprilisowe żarty nie są całkowicie oderwane od rzeczywistości. Wszak dziś Niantic pracuje na goglami AR dla graczy, drony do selfie sterowane gestami i współpracujące z goglami FPV funkcjonują na rynku, a Project Venom V2... cóż, przerodził się w energydrinka Respawn, który trafił do regularnej razerowej dystrybucji.