Pandemia koronawirusa pojawiła się nagle, praktycznie bez żadnych wyraźnych ostrzeżeń i błyskawicznie wpłynęła na życie nas wszystkich. Nie oszczędziła nawet rozrywki, czego najlepszym przykładem jest aktualne położenie kin. Ich zamknięcie pociągnęło za sobą rezygnację z premier blockbusterów, z których wiele przesunięto na rok 2021 lub nowe, niesprecyzowane jeszcze terminy. I nawet gdy ponownie zostaną otwarte, bez głośnych hitów trudno im będzie rywalizować z platformami VOD o zainteresowanie ludzi.  W branży gier wygląda to zdecydowanie inaczej, wszak mówimy o hobby, które można uprawiać bezpiecznie w domowym zaciszu.  Pomaga w tym też możliwość zamawiania interesujących nas pozycji z dostawą prosto pod nasze drzwi lub korzystania z cyfrowych sklepów. Mimo tego także i tutaj COVID-19 odciska swoje piętno, choć robi to na różne sposoby – czasami z korzyścią dla twórców, wydawców lub… samych graczy. Pierwszym, co przychodzi na myśl, są oczywiście związane z pandemią opóźnienia, tak jak w branży filmowej. To jednocześnie też chyba największa wada dla końcowych odbiorców, którym czasami ciężko jest się pogodzić z koniecznością dłuższego oczekiwania na wymarzony produkt. Warto przy tym zaznaczyć, że same opóźnienia najczęściej nie wynikają z obawy o niezadowalające wyniki finansowe, a raczej z powodu utrudnień w procesie tworzenia. Chociaż szeroko pojęty gamedev jest za pan brat z nowymi technologiami, to przejście na nowy model wymaga czasu oraz zmiany pewnych nawyków i przyzwyczajeń. Szczególnie w przypadku dużych firm, które potrafią zatrudniać nawet setki pracowników. Niedawno miałem okazję przeprowadzić wywiad z Nedem Waterhousem ze studia Sumo Digital i również zwrócił na to uwagę. Podczas rozmowy przyznał, że przejście na pełną pracę zdalną nastąpiło stosunkowo szybko, jak na 200-osobowy zespół, ale przyzwyczajenie się do zmian wymagało czasu i wyrobienia sobie nowych nawyków. Przykładów opóźnień nie trzeba szukać daleko, bo w ciągu ostatnich kilku miesięcy było ich naprawdę mnóstwo. Dotknęły one m.in. wyczekiwane The Last of Us: Part II, Minecraft Dungeons, Doom Eternal, Final Fantasy 7 Remake, Marvel’s Iron Man VR czy odłożone na dalszą przyszłość Dying Light 2. Niekwestionowanym „królem” tej kategorii pozostaje jednak inna polska gra, a mianowicie Cyberpunk 2077. Dzieło CD Projekt RED zmieniało swój planowany termin debiutu nie raz, nie dwa, nawet nie trzy, ale aż cztery razy! Obecnie data ustalona została na 10 grudnia i podejrzewam, że żaden gracz nie jest już co do niej absolutnie pewny. Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko cierpliwie czekać i liczyć na to, że tym razem twórcy dotrzymają danego słowa i tegoroczne święta będziemy mogli spędzić na ulicach spowitego światłami neonów Night City.  Pandemia to przede wszystkim siedzenie w domach, co dla wielu osób, niemogących pracować zdalnie, oznacza sporo wolnego czasu. W takiej sytuacji sięgnięcie po gry to sposób na zajęcie się czymś, odcięcie się od wydarzeń na świecie. I odzwierciedlenie tego doskonale widać w statystykach. Jak ujawnia NPD Group, w kwietniu w USA sprzedaż gier wzrosła o niemal 75% w porównaniu z rokiem ubiegłym. Później wartość ta nieco spadała, ale przez cały czas wyniki te były bez porównania lepsze niż 12 miesięcy wcześniej.
fot. NPD Group
Prawdziwym hitem pandemicznego okresu stało się Animal Crossing: New Horizons. Ta gra wygląda naprawdę niepozornie na materiałach promocyjnych i doskonale wiem, że na tej podstawie trudno zrozumieć jej fenomen. Wystarczy jednak uruchomić ją na własnej konsoli i można wsiąknąć na dosłownie setki godzin. To idealny eskapizm – wirtualna wyspa, którą możemy zarządzać i rozbudowywać, dla milionów graczy stała się prawdziwym remedium na stres i niepokoje związane z rosnącą liczbą zarażeń i związanymi z tymi zagrożeniami, lockdownem oraz obostrzeniami. Potęgę tego tytułu najlepiej widać po wynikach sprzedażowych. Od marca do 30 września trafiła ona do ponad 26 milionów nabywców, przy okazji „po drodze” bijąc też szereg innych rekordów i stając się m.in. drugą najlepiej sprzedającą się grą w Japonii w historii, ustępując miejsca tylko kultowym Pokemon Red i Blue. Dużym zainteresowaniem cieszyły się także konsole, zaliczające wzrosty sprzedaży o kilkadziesiąt procent. Prawdziwym zwycięzcą ponownie okazało się Nintendo, bo ich Switch między kwietniem i czerwcem pojawił się w domach 6 milionów graczy. Mimo tego Sony i Microsoft również nie mają powodów do narzekań, bo PlayStation 4 i Xbox także sprzedawały się naprawdę nieźle. Warto również pamiętać, że sprzęty te są już raczej u kresu swojego żywota i wielu konsumentów żyje już nową generacją w postaci PS5 i Xbox Series X/S. Trudno przewidzieć długofalowe skutki koronawirusa na branżę gier, choć można mieć pewne przypuszczenia. W roku 2021 najpewniej czekają nas kolejne trudne do przewidzenia opóźnienia premier czy informacje o problemach podczas procesu produkcji wyczekiwanych tytułów. Można również spodziewać się, że gry oraz sprzęt w dalszym ciągu będą się świetnie sprzedawać – szczególnie, jeśli deweloperom uda się odpowiednio „wstrzelić” w oczekiwania graczy, tak jak zrobiło to Animal Crossing: New Horizons. Błyskawiczne wyprzedawanie się nowych konsol w przedsprzedaży wyraźnie sugeruje też, że pasjonaci wirtualnej rozrywki są skłonni wydać pieniądze na kosztowny sprzęt. Kto wie, być może także z myślą o konieczności pozostania w domach przez dłuższy czas w roku 2021?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj