Na czym polega fenomen method dressing? Barbie, Zendaya i niestety Blake Lively
Zendaya i trasa prasowa Barbie spopularyzowały ciekawą metodę marketingu filmów i seriali, która nazywa się method dressing. Na czym polega i w czym tkwi jej siła?
Pacjent zero: Barbie
Coraz częściej mówi się o method dressing w kontekście promowania filmów i seriali. Do popularyzacji tego terminu przyczyniła się trasa promocyjna Barbie sprzed dwóch lat, podczas której fani z niecierpliwością wyczekiwali nowych kostiumów Margot Robbie. W Seulu aktorka odtworzyła vintage lalkę Day to Night z 1985 roku za pomocą dwuczęściowego eleganckiego kostiumu z białym kapelusikiem i torebeczką; w Londynie przebrała się za Enchanted Evening Barbie z lat 60., a na jej strój składała się kremowa suknia z futerkiem, długie białe rękawiczki i perły na szyi; za to podczas premiery w Meksyku zachwyciła fanów wściekle różową kreacją ze srebrnymi dodatkami w postaci kolczyków i paska, które były wzorowane na Earring Magic Barbie z początku lat 90. Przykłady:
Na czym dokładnie polega method dressing i co ma z tym wspólnego Barbie? Chodzi o to, że aktor bądź aktorka ubierają się w stroje, nawiązujące do filmu lub serialu, w którym grają. Margot Robbie naprawdę się postarała: nie tylko odtwarzała kultowe vintage edycje lalek Mattel, ale też przez całą trasę starała się nosić różowe ubrania i dziewczęce dodatki, które kojarzyły się z Barbie. Robiła to tak dobrze, że internauci czekali na kolejne kreacje, a każdy kostium stawał się viralem i generował szum wokół produkcji. Co więcej, przebrania pomogły zbudować identyfikację wizualną filmu, co później pozwoliło wybrzmieć trendowi Barbenheimer. Mroczna i poważna estetyka Oppenheimera została zestawiona z kolorową i do szpiku kości różową otoczką. Filmy były niczym dwie strony medalu dobrego kina i oba miały świetnych reżyserów: doświadczonego i wielokrotnie nagradzanego Christophera Nolana oraz wschodzącą gwiazdę Gretę Gerwig. Piękna i uśmiechnięta Margot Robbie, która czuje się jak ryba w wodzie w świetle reflektorów, stanęła naprzeciwko Cilliana Murphy’ego, który jest znany ze swojej komicznie niezadowolonej miny w trakcie wywiadów i bycia do tyłu z obecnymi trendami.
Oczywiście, method dressing nie zaczęło się od Barbie (chociażby Glenn Close na premierę 101 dalmatyńczyków w 1996 roku przygotowała oszałamiający kostium Cruelli), ale sukces filmu Grety Gerwig i kampanii marketingowej sprawił, że zrobiło się o nim głośniej. W ciągu ostatnich kilku lat był to gorący trend. Ariana Grande zmieniła praktycznie cały swój styl, gdy wchodziła w rolę Galindy z Wicked: jasna cera bez opalenizny, blond włosy i sukienki rodem z bajek Disneya. Z kolei jej ekranowa partnerka, Cynthia Erivo, bawiła się na czerwonym dywanie czernią i zielenią, czyli kolorami Elfaby. Było to o tyle ważne, że strona wizualna Wicked okazała się ogromną siłą filmu, a stroje aktorek pozwoliły nie tylko podkreślić ich wyjątkowość, ale również różnice między bohaterkami. Kolejnym przykładem może być Jenna Ortega. Na premierę Wednesday włożyła czarną suknię z welonem do kompletu, która idealnie oddawała klimat rodziny Addamsów. Podczas promowania serialu miała na sobie wiele kostiumów w stylu bohaterki, co niejako pomogło fanom przekonać się do castingu. Choć teraz wiemy, że była fenomenalna w tej roli, to na początku pojawiły się obawy co do tego, czy udźwignie taką spuściznę na swoich barkach.
Nie tylko Barbie przyczyniła się do popularyzacji method dressing w ostatnich latach. Za królową tej techniki uważa się Zendayę i jej genialnego stylistę Lawa Roacha. Zaczęło się od czerwonej marynarki w hołdzie dla The Greatest Showman w 2017 roku. Później młoda aktorka za każdym razem wybierała stroje, wpisujące się w tematykę filmu, w którym grała. Gdy Spider-Man: No Way Home wchodził do kin, zdecydowała się na ciemną suknię z pajęczyną od Valentino. Naprawdę głośno było o kombinezonie Muglera, który włożyła z okazji premiery 2. części Diuny. Przywodził na myśl robota i perfekcyjnie uchwycił klimat science fiction. A gdy promowała sportowy film Challengers w Rzymie, zaskoczyła nas szpilkami z... piłeczkami tenisowymi w obcasach. Przykładów jest o wiele więcej. Zendaya szybko stała się jedną z najbardziej rozchwytywanych aktorek w Hollywood, a jednym z jej znaków rozpoznawczych stał się właśnie genialny styl. Każda trafiona kreacja to trochę więcej rozgłosu zarówno wokół niej samej, jak i produkcji, w którą ją zaangażowano.
It Ends with Us: kiedy NIE używać method dressing
Method dressing nie zawsze jest dobrą formą promocji filmu. Przykładem tego jest It Ends With Us. Blake Lively była w dużej mierze odpowiedzialna za garderobę swojej postaci, Lily Bloom. To odważna decyzja z dwóch powodów: po pierwsze nie jest ani stylistką, ani kostiumografką, a po drugie nie czytała oryginalnej książki. Mimo to uznała się za dość kompetentną do tego zadania. W trakcie wywiadów nie ukrywała, że wiele ubrań bohaterki pochodzi z jej własnej garderoby (a nawet jej męża). Fani zwrócili uwagę, że to jeden z powodów, dla których na ekranie widać Blake, a nie Lily. Dla aktorki bohaterka książki była jak glina, którą zaczęła lepić wedle swoich upodobań.
No dobrze, ale co z tym method dressing? Blake Lively, na podobieństwo chociażby Margot Robbie, zaczęła ubierać się tak, jak jej wersja Lily Bloom. Wielu widzów zarzuca jej, że chciała powtórzyć sukces Barbenheimera. Dowodem tego miał być też fakt, że Ryan Reynolds, który w tym samym czasie promował swojego nowego Deadpoola, reklamował jednocześnie It Ends With Us. Tak czy owak, nie wyszło. Z kilku powodów.
Po pierwsze, co ustaliliśmy wcześniej, zarówno fanom książki, jak i nowym widzom nie podobały się stroje Lily Bloom. Czytelnicy uważali, że kompletnie nie pasują do postaci. Wyobrażali sobie bohaterkę w czymś bardziej boho, wygodnych i przewiewnych tkaninach, a nie kilku warstwach ubrań rodem z lat dwutysięcznych. Wielu uważało, że kreacje są po prostu brzydkie: bez pomysłu, składu i ładu. Odwracały uwagę od treści przedstawianych na ekranie, zamiast być kolejnym narzędziem do opowiadania historii. Pojawił się też pewien logiczny problem: Lily Bloom nie miała pieniędzy, a elementy garderoby Blake użyte w filmie to markowe i szalenie drogie ubrania.
Przymykając oko na estetyczne walory tych stylizacji, trzeba zwrócić uwagę na fakt, jakim filmem jest It Ends With Us. Jednym z głównych jego tematów jest przemoc domowa. Ludzie spodziewali się więc, że twórcy wykorzystają promocję, by nagłośnić ten problem. Blake Lively postanowiła jednak reklamować swoje produkty do włosów. W niemal każdym wywiadzie rozpływała się nad ubraniami Lily Bloom ze swojej prywatnej kolekcji. Nic dziwnego, że wielu widzów uznało to za dość niesmaczne. It Ends With nie wydawał się odpowiednim filmem do tego rodzaju „luźnej” promocji, która idealnie pasowała do Barbie. Tematyka jest bardzo przyziemna i zakorzeniona w smutnej rzeczywistości wielu osób. Method dressing w tym wypadku okazał się ogromnym błędem. Nie chciałabym wytykać jednak palcami jedynie Blake Lively, ponieważ autorka książki próbowała stworzyć i sprzedać... kolorowanki z It Ends With Us. Nie tylko aktorka traktowała więc oryginalny materiał niepoważnie.

Method dressing: złota era czy powolny upadek?
Kostiumy od zawsze były ważną częścią kinematografii. Twórcy mogą używać ich podobnie jak rekwizytów i scenografii, by dopełnić fabułę albo dodać do niej nowe elementy poprzez warstwę wizualną. Euforia swój sukces zawdzięcza między innymi oryginalnym makijażom, które wyznaczyły nowe trendy w branży beauty. Żadna pierwszoplanowa bohaterka serialu nie wygląda jak prawdziwa licealistka, w swojej kusej spódniczce i z torebeczką wielkości telefonu zamiast plecaka, ale właśnie to tworzy niemal eteryczny i „edgy” klimat produkcji, który przyciągnął masę widzów przed ekrany. Twórcy hitu Legalna blondynka poprzez stroje Elle Woods pokazywali jej wewnętrzną przemianę: w trakcie studiów prawniczych powoli zaczęła tonować swój wizerunek, by dopasować się do reszty, a na końcu znalazła idealny złoty środek między swoim stylem a nowym zawodem.
Kostiumy mogą również zniechęcić widzów do obejrzenia produkcji. Nową adaptację Wichrowych wzgórz krytykowano na długo przed premierą, ponieważ suknia ślubna głównej bohaterki jest tak daleko od ówczesnych realiów historycznych, jak to możliwe. W jednej z moich recenzji serialu Gwiezdne wojny: Akolita wspomniałam, że wygląd Vernestry Rwoh, a szczególnie jej zielona skóra, prezentuje się tak sztucznie, że odwraca moją uwagę od seansu za każdym razem, gdy postać pojawia się na ekranie. Za to live-action Śnieżki wygląda tak, jakby Disney pożyczył stroje z jakichś szkolnych jasełek, co jest szalone, biorąc pod uwagę ogromny budżet filmu.
Przykładów jest oczywiście o wiele więcej, a wszystkie dowodzą, jak ważne dla produkcji są kostiumy. Obraz potrafi być potężnym narzędziem do opowiadania historii, a method dressing stało się potężnym narzędziem marketingowym. Ta metoda może wzmocnić identyfikację wizualną filmu i zwiększyć zainteresowanie wokół niego. Gdy pojawią się pierwsze zdjęcia z planu, fanom łatwiej wyobrazić sobie, co widziały osoby przeprowadzające casting. Sama jestem ogromną fanką method dressing i z niecierpliwością czekam na to, co wymyśli Zendaya na premierę Odysei Christophera Nolana, przy której będzie miała duże pole do popisu.
Sęk w tym, że gdy jakiś trend rośnie w siłę, pojawia się także coraz więcej jego przeciwników. Bo gdy dotrzesz na szczyt, jedyną drogą naprzód jest ta w dół. "Vogue" w grudniu 2023 chwaliło odważne stylizacje Margot Robbie w związku z trasą prasową Barbie. Za to już w maju 2024 na łamach portalu pojawił się artykuł Dość z Method Dressing!, krytykujący ten sposób promocji. Według redaktorki Hannah Jackson ten trend jest nadużywany i zaczyna męczyć odbiorców. Po pierwsze, nie każdy film tak jak Diuna czy Barbie daje pole do popisu stylistom, a wkładanie na siłę piłeczek w obcasy nie robi tak dużego wrażenia, jak robotyczna zbroja. Po drugie, aktorzy zwykle nie dają z siebie wszystkiego jak aktorki, a ich dżinsy i T-shirty obok wspaniałych sukien i kostiumów zaburzają immersję całego przedsięwzięcia. Po trzecie, zaczynamy tak bardzo kojarzyć gwiazdy z ich rolami, że zlewają się w jedno i zostają zaszufladkowani, co spotkało Jennę Ortegę, która po sukcesie Wednesday stała się pierwszym wyborem do roli dziwnych i „quirky” bohaterek.
Jeśli chodzi o mnie, pozostanę fanką method dressing, ale rozumiem punkt widzenia Hannah Jackson: wszystko jest w porządku, gdy zna się umiar. Jednak gdy stanie się to wymogiem (podobnie jak prowadzenie kont w mediach społecznościowych przez gwiazdy, bo producenci bez odpowiedniej liczby obserwujących nie chcą dawać pieniędzy na projekt) i będzie robione na siłę, po prostu straci swój urok. Branża nie jest tym jeszcze przesycona, ale czas pokaże, czy wielkie głowy marketingu zjedzą własny ogon, próbując ślepo podążać za trendami.
Źródło: wearefocusmag.com, bbc.com, vogue

