Grzesznicy to film, dla którego powstało kino. Już wyjaśniam
Właśnie zadebiutował film Grzesznicy. I zapewniam Was, że to genialne widowisko powstało właśnie z myślą o dużym ekranie i kinowym doświadczeniu.
Ludzie na całym świecie, również w Polsce, narzekają, że Hollywood produkuje tylko sequele, prequele, a także adaptacje książek i komiksów, w których nie ma miejsca na oryginalność. Problem w tym, że to nieprawda!
Powstają historie oparte na autorskich wizjach, ale niewiele osób chce je oglądać. To przecież widzowie dają wskazówkę producentom, co ich interesuje. Gdy wychodzi ambitniejsza produkcja, każdy, kto chce czegoś więcej niż sequeli i prequeli, powinien na nią pójść. Niestety ci, którzy najgłośniej krzyczą o potrzebie oryginalności, lekceważą to, co wychodzi, i wybierają kolejny film Marvela – bezpieczny, znajomy, przyjazny! Nic dziwnego, że doskonałe dzieła przechodzą bez echa. W samym 2025 roku mieliśmy ciekawe tytuły – Mickey 17, Nowokaina, Towarzysz – na które warto było wybrać się do kina!

Grzesznicy, czyli oryginalne kino w natarciu
W kwietniu 2025 roku na ekrany kin wszedł film Grzesznicy, czyli niekonwencjonalna, oparta na autorskim pomyśle historia o wampirach. Ta produkcja jest jednym z najlepiej ocenianych dzieł ostatnich lat. Czy mówiąc o potrzebie większej świeżości w Hollywood, nie myślimy właśnie o takich tytułach? Powiem więcej: Grzesznicy to kino totalne, które trzeba doświadczyć na wielkim ekranie! Szkoda więc, że w Europie nie wzbudza większego zainteresowania. Dowodem jest wynik otwarcia w box offisie – 15,5 mln dolarów.
Jakąś winę za to ponosi kiepska promocja, która nie jest w stanie podkreślić unikalności Grzeszników, ale nie da się ukryć jednego: wiele tytułów z dominującym wątkiem Afroamerykanów nie sprzedaje się dobrze poza Stanami Zjednoczonymi. I nie chodzi tu o rasizm. Winą za to trzeba obarczyć twórców, którzy nie zachwycają nas jakością. Tyler Perry latami tworzył tego typu filmy i wyznaczał określone trendy, które nie sprawdzały się poza USA, ponieważ ich fabuły były hermetycznie skonstruowane pod amerykańskiego widza. Czemu mamy się dziwić, że Grzesznicy są z góry skreślani? Po zwiastunie można oczekiwać kolejnego dzieła o rasizmie. Warner Bros. wiedziało, jak dobry produkt ma w rękach, więc promocja powinna uderzyć w określone tony i nas zachęcić do seansu. Nie zrobiono jednak nic ponad absolutne minimum.
Każdy film Ryana Cooglera jest chwalony, a opowiadane przez niego historie trafiają do szerokiego grona odbiorców. Fruitvale, Creed, dwie części Czarnej Pantery – reżyser w swoich dziełach utrzymuje określony poziom jakościowy, dając upust kreatywności w sposobie konstrukcji fabularnej. Tutaj nie ma mowy o zamknięciu się w stylu Perry'ego.
Napisałem wcześniej, że filmy osadzone w społeczności Afroamerykanów nie sprzedają się najlepiej poza USA, ale istnieją pewne wyjątki. Każda produkcja Cooglera była hitem komercyjnym! Poza tym w fabule Grzeszników kolor skóry nie ma wielkiego znaczenia. Gdyby za kamerą stał biały reżyser, a obsada była bardziej zróżnicowana, nic by to nie zmieniło. Kino oparte na autorskich wizjach ponosi porażki bez względu na kolor skóry reżysera czy obsady! Tak po prostu jest, bo widzowie nie są gotowi na oryginalność. Chcą czegoś znajomego. Chcą pewności, że wydane pieniądze i poświęcony czas będą tego warte. Dlatego chodzą na sequele, prequele czy adaptacje komiksów.

Grzesznicy, czyli jak tworzyć doświadczenie w kinie
Są osoby, które chwalą seanse domowe i nie przepadają za salą kinową. Uwierzcie mi jednak, że Grzeszników trzeba obejrzeć na wielkim ekranie! Choć ten tytuł obroni się jakością na streamingu, nie zrobi na Was tak spektakularnego wrażenia. Reżyser powtarza w wywiadach, że wierzy w tworzenie wyjątkowego doświadczenia w kinie. Dlatego seans na kanapie nie odda w pełni tego, co zbudował.
Gdy wyszedłem z kina, cały czas "grała" mi w głowie muzyka genialnego Ludwiga Goranssona. To jest audiowizualne doświadczenie na niespotykanym poziomie. Ścieżka dźwiękowa jest fundamentem, sercem i duszą Grzeszników. Wokół niej wszystko się kręci! Opowieść przebiega w jej takt. Nie ma znaczenia, czy jesteście fanami bluesa, czy irlandzkich pieśni folkowych, Ludwig Goransson uderzy w Wasze najczulsze struny. Sprawia, że to, co dzieje się na ekranie, zaczynamy odbierać bardziej emocjonalnie. Momentami ciarki przechodzą po plecach! Jest w środku filmu taka kluczowa scena, która wpisuje się w jeden z motywów przewodnich Grzeszników; padają słowa o tworzeniu muzyki tak czystej, że przełamuje granice pomiędzy życiem a śmiercią, przyszłością a przeszłością. To moment, który staje się hipnotycznym doznaniem. W kinie działa to wyśmienicie (najlepiej w IMAX, wiadomo!). Jedno długie ujęcie, gdy kamera kręci się wokół wydarzeń, a my stajemy się jakby częścią sekwencji działającej jak osobliwy rytuał duchowy. Zaczynamy rozumieć, że Grzesznicy to coś więcej. To zjawisko, które trafi do każdego.
Grzesznicy tak naprawdę nie są horrorem. Nie przerażają jak typowe filmy z tego gatunku, choć pojawiają się krwawe sceny. Ryan Coogler w bardzo niekonwencjonalny sposób łączy wrażliwość nietuzinkowego twórcy kina artystycznego z mainstreamowym szaleństwem pokroju Quentina Tarantino. Tak w jakimś uproszczonym stopniu można by opisać to, jak ta historia jest opowiadana.

Grzesznicy to film o miłości do muzyki. Bohaterowie chcą stworzyć knajpkę, w której społeczność Afroamerykanów będzie mogła posłuchać dobrych kapel. Wszystko dzieje się w latach 20. XX wieku. Coogler snuje opowieść o spełnianiu amerykańskiego snu, ale nie idzie na łatwiznę. Pokazuje okrutny świat, w którym przemoc jest walutą przetargową. Reżyser jednak w odróżnieniu od wspomnianego Tylera Perry'ego nie korzysta ze stereotypów, schematów czy motywów ku pokrzepieniu serc. Nie chce opowiadać o trudach osób czarnoskórych w sposób banalny i moralizatorski. Przedstawia rzeczywistość, ale nie odchodzi od sedna Grzeszników. Nie przytłacza nas wątkiem rasowym – a jak wiemy, łatwo przekroczyć tę granicę.
Nawet gdy do gry wchodzą wampiry, nic nie jest stereotypowe ani proste, ponieważ Remmick nie ma w sobie nic z filmowego krwiopijcy. Jest na tyle nietypową i złożoną postacią, że staje się ciekawy. Pewnie wiele osób pomyślało, że skoro wampiry są białe, a ich ofiary czarnoskóre, to motywacją złoczyńców będzie rasizm. Jednak niechęć wobec koloru skóry nie odgrywa żadnej roli w konflikcie, a w filmie pojawia się... w jednej kluczowej scenie niezwiązanej z dziećmi nocy. Zaskoczeni? Coogler korzysta z tego wszystkiego, by nie tylko stworzyć fascynujące doświadczenie kinowe i dobrą rozrywkę, ale przede wszystkim, by pokazać historię o poszukiwaniu wolności.
Jest w tym filmie taki moment, podbudowany hipnotyczną muzyką, który pozostawia z nutką nadziei. Chwila ukojenia i wolności totalnej przychodzi, gdy jest najmniej oczekiwana. Jakby filmowiec chciał udowodnić, że to, czego szukamy, nie zawsze jest okupione wysoką ceną. Jakby starał się pokazać, że społeczność Afroamerykanów poszukuje wolności w zwyczajnych momentach, będących poza kontekstem rasy i koloru skóry.

Grzesznicy, czyli dla takich filmów powstało kino
Jestem pewien, że Grzesznicy obejrzani w domu nie zadziałaliby na mnie w taki sposób. W kinie na takich seansach dominuje skupienie. Nie ma ludzi jedzących popcorn, zerkających na telefon czy szepczących do swoich towarzyszy. To immersyjne doświadczenie angażuje tak, że wszystko przestaje mieć znaczenie. Nie spodziewałem się tego po tym tytule.
Ponaddwugodzinny seans minął jak za pstryknięciem palcem. Reżyser tworzy filmową magię i w pewnym momencie rzuca czar na widza. Właśnie dla takich dzieł powstało kino! Byśmy mogli przenieść się do innego świata i poczuć wielkie emocje.
Coogler dał nam coś ponadczasowego, wyjątkowego i nieprawdopodobnego. Z pewnością zaskoczy tym filmem wiele osób, które nie spodziewały się takiego kina po reżyserze Czarnej Pantery. I mam taką nadzieję! Trzeba podkreślać, że nie jest to kolejna historyjka o wampirach, ale coś o wiele więcej. Tę opowieść można odbierać na różnych poziomach fabularnych i emocjonalnych. A seans w kinie jeszcze podbija to doświadczenie i sprawia, że obraz pozostaje w pamięci na dłużej. Tej magii nie da się odtworzyć w domowym zaciszu.

