Muszę się wam do czegoś przyznać. Jestem wielkim fanem M. Night Shyamalan. Jego filmy są dla mnie czymś w rodzaju guilty pleasure. Co ciekawe, moja trudna miłość do dzieł tego artysty rozpoczęła się nie od Szóstego zmysłu, a od Osady, jednego z najbardziej niedocenianych obrazów M. Nighta. Każde kolejne dzieło reżysera widziałem w kinie, ale dopiero przy Split wyszedłem z seansu w pełni ukontentowany. Cóż za wspaniała czarna baśń. To właśnie dzięki estetyce tego typu Shyamalan jest dla mnie mrocznym Stevenem Spielbergiem. Nieco zagubionym w gatunkowych meandrach, zbyt często popadającym w samozachwyt, ale jednak – twórcą, którego wyobraźnia nie zna granic. Debiutujący dzisiaj w Polsce Glass to film dekonstruujący opowieści superbohaterskie. Split nie miał jeszcze takich znamion. Idąc do kina, spodziewałem się thrillera opowiadającego o wykolejonym seryjnym mordercy i nastolatkach w opresji. Wszystko miało być przyprawione shyamalanowym pieprzem, dzięki czemu całość powinna nabrać baśniowego charakteru. Zasiadając w kinowym fotelu, byłem dość spokojny o poziom artystyczny, ponieważ wcześniej czytałem pozytywne recenzje. Nie spodziewałem się jednak, że produkcja tak celnie trafi w moje gusta. Tym razem M. Night ewidentnie „nie zshyamalanił” roboty. Co takiego urzekło mnie w Splicie?  
źródło: Universal Pictures
Produkcja ta działa poprawnie na wielu poziomach. Wskazując atrybuty filmu, większość widzów i krytyków w pierwszej kolejności wymienia oczywiście James McAvoy i jego kreację. Inni stawiają na główną oś fabularną, czyli opowieść o schizofreniku dysponującym dwudziestoma trzema osobowościami. Duża część widzów dała się urzec również postaci pierwszoplanowej bohaterki, której życiowe doświadczenia pozwoliły pokonać przerażającą Bestię. Wszystkie te motywy oczywiście działają jak należy, ale w moim mniemaniu coś innego jest w Splicie najważniejsze. Hit M.Nighta zachwyciła mnie swoją prostotą oraz tym, w jak doskonały sposób korzysta z gatunkowych narzędzi. Split jest przecież niezwykle kameralny. Budżet filmu to zaledwie 9 milionów dolarów. Akcja toczy się w kilku lokacjach oraz pozbawiona jest efektów specjalnych i innych audiowizualnych fajerwerków. W 2015 roku Shyamalan nakręcił The Visit z budżetem 5 milionów dolarów. Tam rzucało się to w oczy, choć zupełnie nie przeszkadzało w świetnej zabawie. W Splicie, zabrakło efektownych rozwiązań, ale niskie finansowanie jest zupełnie niewidoczne. Mimo że produkcja jest kameralna, nakręcono ją w taki sposób, że widz w przeciągu chwili zapomina, jak tani film właśnie ogląda. Reżyser wykorzystał wszystkie możliwości w sposób perfekcyjny. Dlatego też Split zarobił na całym świecie 278 milionów dolarów. M. Night Shyamalan triumfował. Żyłka biznesmana dała o sobie znać, dlatego postanowił kuć żelazo póki gorące. Tak właśnie powstała produkcja Glass. Zanim jednak przejdziemy do najnowszego obrazu reżysera, zwróćmy uwagę na inne zalety Split. Film nie bez kozery został nazwany jednym z najlepszych horrorów 2017 roku. Nic dziwnego – momentami jest naprawdę straszny. Twórca The Sixth Sense, podobnie jak w przypadku Wizyty, zrezygnował ze stawiania w centrum fabuły swojego artystycznego ego. Nie kokietuje nas dziwacznymi rozwiązaniami, nie próbuje uwieść talentem. To nie jest produkcja, w której twórca stara się przekonać widza o swojej wspaniałości. Niestety takie tendencje były obecne w jego poprzednich dziełach. W Split M. Night bardzo restrykcyjnie trzyma się gatunkowych ram i jest w tym niezwykle skuteczny. Tam, gdzie ma być przerażająco, rzeczywiście jest. W odpowiednich momentach robi się również dramatycznie i poruszająco. Takie elementy także działają jak należy. Split, jak chce, potrafi też rozbawić, choć tutaj wszelkie zasługi trzeba przypisać Jamesowi McAvoyowi. Aktor dzieli i rządzi na ekranie i to jemu należą się największe brawa. Dobrze, że M.Night umożliwił zdominowanie akcji aktorowi występującemu w głównej roli. Odsunął na bok swoje artystyczne zapędy, pozwalając wyżyć się McAvoyowi. To również pewne novum w filmografii reżysera. Wcześniej używał on aktorów jako narzędzi pomagających mu zaprezentować widzom swoją wizję artystyczną. W Splicie człowiekiem z wizją jest McAvoy, a Shyamalan robi wszystko, aby aktor miał jak największe pole do popisu. Nieco pokory dało więc wyśmienite efekty. Jak to się ma do wchodzącego właśnie na ekrany Glass? W filmie, który już dziś można zobaczyć w kinach w całej Polsce, spotykają się bohaterowie obrazów Split oraz Unbreakable. Na ekranie pojawiają się więc James McAvoy, Bruce Willis i Samuel L. Jackson. Mimo że produkcja stanowi crossover wyżej wymienionych filmów, klimatem, estetyką i konwencją bardzo się od nich różni. Jako że porusza tematykę komiksowych superherosów, więcej w niej Niezniszczalnego niż Split, ale pod względem dekonstrukcji mitu bohaterskiego, znajduje się poziom wyżej niż obraz z 2000 roku. Trzech tenorów w rolach głównych nadaje ton opowieści. M. Night Shyamalan tym razem nie zostaje w cieniu, ale ucząc się na błędach, nie podąża drogą wyznaczoną przez jego artystyczne ego. Glass to miejscami zabawne, miejscami przerażające i widowiskowe zwieńczenie filmowej trylogii. Tak – M. Night oddaje w filmie hołd samemu sobie, ale co z tego, jeśli tym razem zwroty akcji i zaskoczenia działają jak należy, a finał jest więcej niż satysfakcjonujący. Oczywiście produkcja ta nie jest perfekcyjna - cierpi na kilka bolączek, z którymi trudno polemizować, ale na pewno jest ona warta obejrzenia. M. Night Shyamalan jest on bardzo kreatywnym artystą. Z pewnością na tym etapie swojej twórczości nie popełnia już błędów, które kładły jego obrazy na łopatki. Już dzisiaj, 18 stycznia, każdy z nas będzie miał okazję samodzielnie wyrobić sobie zdanie o Glass. M. Night Shyamalan jest twórcą kontrowersyjnym, dlatego też dyskusje na temat jego dzieł są często bardzo zażarte. Jak na prawdziwego artystę przystało, ma on swoich zwolenników i przeciwników – mało kto zostaje obojętny wobec jego filmografii. Split to gatunkowy majstersztyk, w którym forma jest idealnie zbalansowana z treścią. Glass stawia natomiast na scenariuszowe fajerwerki i widowiskowe sceny. Nie oszukujmy się, w nagromadzeniu efektownych rozwiązań znajduje się kilka niewypałów, ale zdecydowanie warto obejrzeć najnowszy film Shyamalana. Żadnego miłośnika kina nie powinna ominąć ta dziwaczna, ale też ekscytująca popkulturowa jazda bez trzymanki.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj