DAWID MUSZYŃSKI: Skąd pomysł, by nowy serial osadzić właśnie w czasach średniowiecznych i to jeszcze w baśniowej krainie? Josh Weinstein: Mieliśmy już czasy współczesne wThe Simpsons i przyszłość w Futurama, więc naturalnym kierunkiem wydawało nam się spojrzenie w przeszłość. Pytanie brzmiało tylko, jak daleko chcemy sięgnąć. Do tego pomyśleliśmy, że Futurama nawiązywała do science fiction, więc nasz nowy serial powinien sięgać do fantastyki. Ten gatunek ma bardzo bogatą bibliotekę utworów, z których możemy się pośmiać trochę. No właśnie widziałem, że w pierwszych odcinkach bardzo często nawiązujecie do Futuramy. Czujni widzowie wyśledzą pewne akcenty ukryte na drugim planie. Taki był nasz zamiar. Chcieliśmy puścić oko do fanów tego serialu. Ale nawiązujemy też do starych baśni, na których większość z nas się wychowywała. Chyba każdy zna historię Jasia i Małgosi. My ją tylko trochę podkręciliśmy zgodnie z naszym poczuciem humoru. Tak więc te dzieciaki nie są fanami czekolady, tylko ludzkiego mięsa. Co tłumaczy czemu Jaś wrzucił czarownicę do pieca. Nie po to, by się ratować, tylko po to, by ją zjeść. Zresztą u nas nie była ona czarownicą, tylko samotną staruszką mieszkającą w lesie w domu z cukierków. Takie smaczki mają odkleić od nas łatkę przyklejoną przez niektórych dziennikarzy, że jesteśmy parodią Game of Thrones. Gdy opracowywaliście pomysł na ten serial, od początku chcieliście, by jego domem stał się Netflix? Ta platforma daje twórcom większą swobodę w kreowaniu programów niż np. Fox, z którym współpracujemy od lat. Były momenty, gdzie sam Netflix zachęcał nas, byśmy się nie hamowali i poszli z niektórymi pomysłami dalej. Nie wiem, jak to wygląda w Polsce, ale w USA zazwyczaj telewizje złagadzają kontent przed emisją, a nie agitują, by go jeszcze podkręci. Zmieniliście też konstrukcję serialu. Tworząc Simspnsów i Futurame, trzymaliście się szablonu, że każdy odcinek to jednak historia i nie są one ze sobą sztywno powiązane. Za każdym razem dochodzi do pewnego resetu historii. To było zamierzone działanie. Netflix zamówił u nas od razu 20 odcinków, które później podzielili na dwa bloki, czy jak oni to nazwali sezony po 10 odcinków. Całość jest więc jedną spójną opowieścią. Takim 20-godzinnym filmem. Musisz pamiętać, że gdy wymyślaliśmy poprzednie seriale, nie mieliśmy takiego zamówienia z góry. Dlatego też nie mogliśmy planować jakiejś większej historii rozgrywającej się przez kilka czy kilkanaście odcinków. Tu była taka możliwość i postanowiliśmy z niej skorzystać. Ale wiecie, jak ta historia się zakończy? Tak. Mamy napisany początek, środek i koniec. Więc widzowie nie muszą się  obawiać. Oczywiście są dwa scenariusze. Jeden, że nasza podróż skończy się na 2. sezonie i wariant kilkunastosezonowy. Na wszystko jesteśmy fabularnie przygotowani. Tworząc Rozczarowanych, zrezygnowaliście też z ukrytych komentarzy politycznych. Czemu? Ponieważ w tym gatunku wydają się nam one niepotrzebne. Nie widzimy sensu, by nagle z krzaków wyłaniał się średniowieczny Tom Hanks, czy na tronie w jakimś sąsiednim królestwie siedział Donald Trump. Wydaje mi się, że takie zabiegi zaburzyłyby klimat naszego serialu. Na rynku mamy wystarczająco bardzo dobrych seriali i programów politycznych, które w znakomity sposób obśmiewają otaczającą nas rzeczywistość.
fot. Netflix
Zastanawiam się, na jaki odzew fanów liczycie? Nie ukrywam, że na wejściu puszczamy oko do fanów Futuramy, w sercach których powstała wyrwa po zakończeniu serialu. Dlatego właśnie w obsadzie dubbingowej mamy prawie wszystkich z tej produkcji. Posługujemy się też podobnym poczuciem humoru co w tej futurystycznej kreskówce. Macie też tych samych scenarzystów. To prawda, choć zasililiśmy zespół tez świeżą krwią (śmiech). Wbrew pozorom to nie jest dobra wiadomość dla fanów Futuramy. Oznacza ona bowiem brak szans na wskrzeszenie tego projektu w przyszłości, np. dla Netflixa. W końcu cały zespół pracuje nad innym serialem. To prawda i mówię to z wielkim smutkiem jako osoba, która  bardzo chciałaby, aby ci bohaterowie do nas powrócili, czy to w formie nowego sezonu, czy też filmu pełnometrażowego, jak to miało miejsce w przeszłości. Niemniej cieszę się, że Futurama dostała ładne zakończenie. Nie urywa się w połowie jak duża część skasowanych produkcji telewizyjnych. Mogliśmy pożegnać się z naszymi bohaterami. I to jest cudowne. A rozważacie jakieś crossovery ? Raczej skłaniamy się w kierunku rozdzielenia tej produkcji o pozostałych i nie mieszania ich ze sobą. Oczywiście nie liczę tutaj easter eggów ukrytych w serialu w tym o jednym ogromnym z finału. Ciekawe czy widzowie zauważą. Ale nie dam sobie za to ręki uciąć, że w przyszłości nie pojawi się ktoś lub coś z Futuramy z jakąś większą rolą. Jeszcze tej kwestii ostatecznie nie rozstrzygnęliśmy. Więcej niestety nie mogę powiedzieć (śmiech).
Poznaj klawiaturę multimedialną Logitech K400+
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj