Nostalgia to jedyna broń MCU, która jeszcze działa. Nadchodzi Doomsday, ale Marvela
Nostalgia to potężna broń w kinie – Marvel to ostatnio zrozumiał i chętnie z niej korzysta, ale nie dostrzega, że w ten sposób tylko pogłębia problemy, z którymi zmaga się od kilku lat.
Fantastyczna Czwórka: Pierwsze kroki przekroczyła już granicę 500 mln dolarów w box offisie, choć długo musieliśmy czekać na ten moment. Film, który miał być największym hitem MCU w tym roku oraz przebojem tego lata… właściwie nadal nim jest, ale nie da się ukryć, że nowa produkcja Marvela radzi sobie gorzej, niż oczekiwano. Na tyle gorzej, że w wyraźny sposób przegra z nowym Supermanem, który ma na koncie już ponad 600 mln dolarów i tym samym będzie najlepiej zarabiającym dziełem superbohaterskim w 2025 roku. Ostatni raz, gdy na pierwszym miejscu superbohaterskiego box office’u znalazł się film DC, miał miejsce w 2008 roku – premierę miał wtedy Mroczny Rycerz. Był co prawda jeszcze rok 2020, ale trudno uznać go za pełnoprawne zwycięstwo DC, skoro Marvel Studios, z racji pandemii, nie wypuściło wtedy żadnej produkcji.
Najnowsza produkcja Marvela nie radzi sobie tak dobrze, jak zakładano, a jeszcze gorzej prezentują się wyniki poprzednich dwóch projektów MCU w tym roku, czyli Kapitana Ameryki: Nowego wspaniałego świata i Thunderbolts* (odpowiednio 415 mln i 382 mln dolarów). Nie znajdują się one w dziesiątce najlepiej zarabiających filmów 2025 roku, a wiele wskazuje na to, że Fantastyczna Czwórka również z tego top 10 wypadnie. Jeśli to się stanie, będzie to pierwszy raz w historii MCU, gdy żaden film z tego uniwersum nie znalazł się wśród dziesięciu najlepiej zarabiających dzieł danego roku. A mówimy przecież o tym samym MCU, które w zeszłej dekadzie było gwarantem ogromnych zysków i bicia box office’owych rekordów.
Co więcej, o ile przeciętny wynik finansowy nowego Kapitana Ameryki nie dziwi, gdy spojrzeć na jego równie przeciętne recenzje oraz problematyczny proces produkcji, tak rozczarowujące wyniki Thunderbolts* i Fantastycznej Czwórki zaskakują, ponieważ oba filmy zebrały bardzo dobre recenzje oraz zyskały uznanie fanów. Do tego obie są w dużej mierze samodzielnymi historiami, przed którymi nie trzeba odrabiać „pracy domowej” w postaci oglądania wcześniejszych projektów – powinno to tym bardziej pomóc w zdobyciu widowni. Tak się jednak nie stało.
Te finansowe niepowodzenia Marvela mogą jeszcze bardziej dziwić, gdy spojrzy się na fakt, że zeszłoroczny Deadpool & Wolverine zarobił aż 1,338 mld dolarów. A jeszcze wcześniej, w 2023 roku, Marvel zaliczył finansowy sukces w postaci Strażników Galaktyki 3 (845 mln) oraz dwie duże porażki, którymi były Ant-Man i Osa: Kwantomania (476 mln) oraz Marvels (206 mln).
Wyniki filmów MCU to w Sadze Multiwersum dziwaczna sinusoida, jednak widać w niej wzór, który prowadzi do interesującego wniosku – wszystkie metody, dzięki którym Marvel osiągnął sukces w Sadze Nieskończoności, przestały działać i firma jest obecnie w stanie podbić box office tylko wtedy, gdy sięgnie po broń, po którą w poprzedniej sadze praktycznie sięgać nie musiała. Tą bronią jest nostalgia. Tylko ona gwarantuje jeszcze Kevinowi Feigemu sukcesy, co ma ogromne znaczenie w kontekście Avengers: Doomsday i Avengers: Secret Wars, ale też całej przyszłości MCU, która ma nastąpić po tych dwóch filmach.

MCU: wstęp do kryzysu
Cofnijmy się do 2021 roku. Pandemia koronawirusa za sprawą szczepień zaczyna ustępować, a kina powoli podnoszą się z kryzysu, jaki wywołał w branży filmowej lockdown. Wtedy również powraca Marvel, który startuje z czwartą fazą swojego uniwersum. A był to start niezwykle widowiskowy, ponieważ w 2021 roku otrzymaliśmy aż 4 filmy i 5 seriali MCU. Kevin Feige to nowe otwarcie mógł uznać za udane. Seriale (WandaVision, Falcon i Zimowy Żołnierz, Loki, What if…? oraz Hawkeye) były dobrze oceniane przez krytyków i fanów oraz cieszyły się wysoką oglądalnością na Disney+. Filmy także okazały się sukcesem. Choć zarobki Czarnej Wdowy, Shang-Chi i Eternals (379 mln, 432 mln i 402 mln) nie wyglądały imponująco w porównaniu z dotychczasowymi osiągnięciami MCU, w ówczesnej, pandemicznej rzeczywistości wyniki tych filmów były bardzo dobre. Wszelkie rekordy pobił z kolei Spider-Man: Bez drogi do domu, który zarobił ponad 1,9 mld dolarów, co nawet w rzeczywistości sprzed pandemii byłoby fenomenalnym wynikiem, a w nowych realiach było czymś, czego nikt się nie spodziewał.
Trzy z czterech wymienionych projektów zebrały również dobre recenzje – jedynym wyjątkiem było Eternals, które stało się pierwszym (jednak nie ostatnim) filmem MCU ze statusem „zgniłego” na Rotten Tomatoes. Wynikało to jednak bardziej z tego, że historia podzieliła krytyków – można było natrafić zarówno na recenzje bardzo entuzjastyczne, jak i bardzo nieprzychylne. Jednak w ujęciu ogólnym 2021 był bardzo dobry dla uniwersum Marvela, choć pojawiły się pierwsze głosy krytyczne, które nabrały na znaczeniu w kolejnych latach. Czarna Wdowa spotkała się z krytyką za niedopracowane CGI w niektórych scenach. Pojawiły się również opinie, że nowych produkcji jest za dużo. Nie były one ze sobą w większym stopniu powiązane i wydawały się nie prowadzić do konkretnego fabularnego celu. W Sadze Nieskończoności takiego poczucia nie było. Wtedy te problemy nie wydawały się jednak duże, ale z dzisiejszej perspektywy widać, że były to pierwsze znamiona nadchodzącego kryzysu.
W 2022 roku pozycja Marvela jako niekwestionowanego giganta popkultury zaczęła się chwiać. Pierwszym tego objawem były zarobki oraz recenzje wszystkich trzech filmów, jakie wtedy się ukazały. Doktor Strange w multiwersum obłędu, choć oceniony pozytywnie, zebrał gorsze recenzje, niż oczekiwano. Część fanów uznała go do pewnego stopnia za rozczarowanie, szczególnie że początkowo zapowiadano go jako horror, a ostatecznie okazał się on raczej typowym filmem superbohaterskim, który jedynie zawierał elementy horroru w niektórych scenach. Produkcja Sama Raimiego zarobiła 955 mln dolarów, co samo w sobie było bardzo dobrym wynikiem, znacznie przebijającym osiągi pierwszej części (677 mln). A jednak spodziewano się więcej.
Drugi Doktor Strange wychodził fabularnie od hitowego Spider-Mana oraz był pierwszym filmem MCU, którego centralnym elementem było multiwersum (w No Way Home motyw ten pełnił bardziej funkcję tła). Spodziewano się także dużej liczby cameo znanych postaci, na co fanów nastawił ostatni Spider-Man. Wydawało się więc, że dzieło z Benedictem Cumberbatchem nie będzie mieć problemu z przekroczeniem miliarda dolarów, mimo że kinom dużo jeszcze brakowało do wyników sprzed pandemii. Premierowy weekend również wskazywał na to, że miliard jest w zasięgu. Film zarobił wtedy 452 mln dolarów, co było drugim najwyższym weekendem otwarcia od czasu wybuchu pandemii, zaraz za nowym Spider-Manem. Jednak w drugim weekendzie zaliczył duży spadek frekwencji (67%), z którego już się nie podniósł i ostatecznie oczekiwanego miliarda nie osiągnął.
Nie do końca powiodło się również następnemu filmowi, czyli Thor: Miłość i grom. Po sukcesie Ragnaroku w 2017 sądzono, że nowy Thor od Taiki Waititiego to gwarantowany sukces, przede wszystkim artystyczny. Film zebrał jednak przeciętne recenzje – krytykowano m.in. przeszarżowany humor, który wydawał się wymuszony. Za dużą wadę uznano również niedopracowane i źle wyglądające efekty specjalne. Produkcja odniosła sukces finansowy, osiągnęła 760 mln dolarów, lecz było to mniej, niż zarobił poprzednik (853 mln), na co wpływ najpewniej miały właśnie nie najlepsze recenzje krytyków i opinie widzów. Podobnym przypadkiem była Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu. Film zebrał dość pozytywne recenzje, jednak gorsze niż część pierwsza. Głównym zarzutem był niedopracowany scenariusz, choć w mojej opinii było to wynikiem śmierci Chadwicka Bosemana i potrzeby szybkiego przemodelowania całej fabuły. Dzieło Ryana Cooglera zarobiło 859 mln dolarów, co było bardzo dobrym wynikiem, ale jednak wyraźnie gorszym od zarobków pierwszej części, która osiągnęła 1,347 mld. Zakładano, że miliard dolarów to realny cel, co się jednak nie ziściło. Wynika z tego, że choć wszystkie trzy filmy Marvela w 2022 roku okazały się sukcesami finansowymi, nie zarobiły tyle, ile się spodziewano. Gorzej powiodło się Marvelowi również w kwestii produkcji na Disney+. Choć Moon Knight, Ms. Marvel, Wilkołak nocą i Strażnicy Galaktyki: Coraz bliżej święta spotkały się z pozytywnym odbiorem fanów, tak Mecenas She-Hulk była mocno krytykowana.
W 2022 pojawiły się dwa mocne zarzuty wobec MCU. Pierwszym były niedopracowane efekty specjalne. Za źle wyglądające CGI krytykowany był szczególnie nowy Thor, Moon Knight oraz She-Hulk. Wtedy też ujawnione zostały informacje o warunkach, w jakich pracują specjaliści tworzący efekty do filmów i seriali Marvela. Okazało się, że są źle opłacani i dostają nierealne terminy, co przekłada się na ogromną liczbę nadgodzin, wypalenie zawodowe oraz kiepską jakość samego CGI. Wypłynięcie tych faktów mocno nadszarpnęło wizerunek Marvela. Drugim zarzutem była zbyt duża liczba projektów. Krytykowano to, że oglądanie MCU zaczyna przypominać pracę domową, a także zbytnią zależność niektórych filmów od seriali (np. Doktor Strange, który kontynuował wątki z WandaVision), co było problemem dla „niedzielnych” widzów oraz tych, którzy po prostu nie mieli Disney+. Pojawił się zarzut, że wychodzące produkcje nie prowadzą do konkretnego fabularnego celu, co było sporą różnicą względem Sagi Nieskończoności.
Odpowiedzią Marvela było ogłoszenie, że faza czwarta zakończy się wraz z 2022 rokiem, co wprawiło fanów w konsternację, ponieważ nie doszło do żadnej konkretnej konkluzji, pierwsze trzy fazy kończyły się przecież zawsze nową częścią Avengers. Jednocześnie Marvel ujawnił swoje plany na fazę piątą i szóstą. Ogłosił, że cała ta trójka faz tworzy Sagę Multiwersum, która zakończy się filmami Avengers: The Kang Dynasty i Secret Wars, a głównym złoczyńcą, „nowym Thanosem”, będzie Kang Zdobywca. Spotkało się to z umiarkowanym przyjęciem. To było też nietypowe dla Marvela – dotąd Kevin Feige prezentował jedynie harmonogram najbliższej fazy. Ujawnienie od razu planów na całą sagę, włącznie z kształtem finału, wyglądało na klasyczny „damage control”. Powiedziano o The Kang Dynasty i Secret Wars, choć filmy te nie miały jeszcze reżyserów ani scenarzystów. Taka sytuacja nie miała miejsca przy żadnej z dotychczasowych części Avengers. W 2022 roku pozycja Marvela po raz pierwszy została więc zachwiana, a był to dopiero początek.

Kryzys i próby naprawy
Wydarzenia z roku 2023 jasno pokazały, że MCU jest w kryzysie i Marvel potrzebuje fundamentalnych zmian. Dwa z trzech filmów z tego roku okazały się klapą finansową. Porażka Ant-Mana i Osy: Kwantomanii (476 mln przy budżecie wynoszącym 388 mln dolarów) była bolesna dla Marvela, bo to właśnie tam zadebiutował Kang Zdobywca – produkcja Peytona Reeda (na spółkę z Lokim) miała zbudować pierwsze fundamenty pod nadejście Kanga (czy właściwie Kangów) w The Kang Dynasty. Krytykowano większość elementów – kiepskie, niedopracowane efekty specjalne, nudną fabułę, ogólną nijakość, a także przedstawienie samego Kanga. Mieliśmy otrzymać nowe, ogromne zagrożenie na skalę Thanosa, a dostaliśmy antagonistę, który przy swoim debiucie od razu ponosi porażkę (Kang kontra mrówki, pamiętamy [*]). Jeszcze większą klęską finansową było Marvels, które otrzymało przeciętne recenzje (choć nie tak złe jak Ant-Man) i zarobiło zaledwie 206 mln dolarów (budżet wyniósł 374 mln), stając się tym samym najgorzej zarabiającym filmem MCU – dotąd przez 15 lat rekord ten utrzymywał Incredible Hulk (264 mln). Jedynie Strażnicy Galaktyki 3 zebrali dobre opinie i odnieśli sukces finansowy, osiągając 845 mln dolarów.
Wyniki w box office to nie był jednak koniec problemów Marvela. Grającemu Kanga aktorowi, Jonathanowi Majorsowi, zarzucono przemoc domową, co kilka miesięcy później zostało udowodnione w sądzie. Marvel zwolnił aktora i po cichu postanowił zmienić plany na Sagę Multiwersum. Na przestrzeni 2023 roku pojawiły się liczne plotki, że cały wątek Kanga został porzucony, na co przekonującym dowodem było zaprzestanie używania podtytułu The Kang Dynasty i określanie nadchodzącego filmu po prostu Avengers 5. Kryzys nastąpił także w świecie seriali. Choć nowe sezony Lokiego i What if…? były sukcesami, tak bardzo wyczekiwana Tajna Inwazja została źle przyjęta przez recenzentów i fanów. Przy okazji na jaw wyszło, jak ogromne i przesadzone są budżety filmów i seriali MCU. Strajk aktorów i scenarzystów doprowadził do kolejnych opóźnień. Marvel ogłosił wtedy zmianę podejścia do tworzenia nowych produkcji, zwłaszcza seriali, co dotknęło nowego Daredevila, na którego całkowicie zmieniono pomysł. Kinowe Uniwersum Marvela znalazło się w dużym kryzysie i Kevin Feige musiał znaleźć sposób, jak temu zaradzić.
Wreszcie nadszedł rok 2024. Obiektywnie można uznać go za udany dla MCU. Dzieło Deadpool & Wolverine zebrało dobre recenzje oraz zarobiło ponad 1,3 mld dolarów. Podobnie sukcesem okazały się seriale w postaci Echo, To zawsze Agatha oraz trzeci sezon What if…?, a już szczególnie nienależący do MCU X-Men '97. Wtedy też Marvel ogłosił „korektę kursu” w postaci przechrzczenia Avengers: The Kang Dynasty na Avengers: Doomsday, zapowiedzi, że za oba nowe filmy o Mścicielach będą odpowiadać bracia Russo, oraz ujawnienia Roberta Downeya Jr. jako Doktora Dooma, który został nowym głównym antagonistą sagi w zastępstwie Kanga. Zapowiedź ta podzieliła fanów. Jedni uznali tę zmianę za ekscytującą, odbudowała ona w nich zaufanie do MCU, inni uznali ją za ostateczny przejaw tego, że Marvel nie wie, co robić. Moim zdaniem prawda leży gdzieś pomiędzy. Decyzja w kwestii Doomsday i Doktora Dooma pokazuje, że Marvel wyciągnął wnioski ze swoich porażek w ostatnich latach, tyle że są to wnioski niepełne, a w niektórych aspektach wręcz błędne.
Niedokończone wątku w MCU
12. Franklin Richards kolejnym Pożeraczem Światów?
Franklin Richards to przepotężna postać z komiksowego uniwersum Marvela. Jego filmowa wersja miała być skazana na bycie kolejnym Pożeraczem Światów po Galactusie. Czy to wątek, który otrzyma swoje rozwinięcie, szczególnie zważywszy na scenę po napisach do Fantastycznej 4: Pierwsze kroki?
„Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem”
Przedstawiłem tak szczegółowo dotychczasową historię Sagi Multiwersum, by unaocznić zjawisko, które jest tematem tego tekstu. Marvel nie jest już w stanie przyciągnąć widzów do zupełnie nowych historii z mniej znanymi postaciami. Plan na Doomsday i Secret Wars zapewni MCU sukces tylko w krótkiej perspektywie, a w dalszej tylko pogłębi problem. W Sadze Nieskończoności wystarczyło, by film miał logo Marvel Studios. Ludzie chętnie szli do kina, bo wiedzieli, że czeka ich dobra rozrywka. Strażnicy Galaktyki przed kinowym debiutem byli drużyną mocno niszową, znaną jedynie zagorzałym fanom komiksów. Doktor Strange zdecydowanie nie zaliczał się do grona najpopularniejszych kreacji Marvela. A jednak pierwsze filmy z tymi postaciami odniosły wielki sukces. Widzowie ich nie znali, ale wiedzieli, że Marvel nie zawodzi. Później jednak rzeczywistość się zmieniła. Wskutek pandemii widzowie nie chodzą już tak chętnie do kina. Z kolei sam Marvel wypuszczał zbyt dużo projektów, a do tego spora ich część była wątpliwej jakości, przez co fani stracili zaufanie do wytwórni i wybierali głównie te filmy MCU, które pokazywały to, co już znają i „jeszcze działa”.
Przyjrzyjmy się największym hitom w obecnej sadze. Spider-Man: Bez drogi do domu – nostalgiczna przygoda, w której zobaczyliśmy dwie poprzednie inkarnacje Petera Parkera oraz dobrze znanych złoczyńców ze starszych filmów o Człowieku-Pająku. Laurka dla fanów, stanowiąca swoiste podsumowanie 20 lat obecności Spider-Mana na wielkim ekranie. Deadpool & Wolverine – nostalgiczna podróż z dwoma starzejącymi się (anty)bohaterami, którzy chcą jeszcze udowodnić coś światu. Piękne pożegnanie z X-Menami od 20th Century Fox, a także ogólnie z ekranizacjami komiksów Marvela, które powstały w erze „przed MCU”. Strażnicy Galaktyki 3 – finał historii popapranej drużyny, która z czasem stała się rodziną, a przy tym pożegnanie Jamesa Gunna z MCU przed ostatecznym przejściem do DC. Wszystkie te trzy filmy charakteryzują się tym, że są zapatrzone w to, co było, bazują na nostalgii, są pożegnaniami, laurkami, podsumowaniami. I to właśnie przyciągnęło fanów, którzy chcieli wrócić do tego, co dobrze znają.
Pośrodku były Doktor Strange w multiwersum obłędu oraz Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu. Ten pierwszy z jednej strony kładł fundamenty pod wątek multiwersum, miał popchnąć MCU do przodu, ale z drugiej strony wielu fanów oczekiwało przede wszystkim cameo znanych postaci. Miały one zresztą miejsce, ale w mniejszym stopniu niż oczekiwano – mogło to być jednym z powodów dużych spadków frekwencji w kolejnych tygodniach wyświetlania. Z kolei drugi film kontynuował historię Wakandy i przedstawił nam nową Czarną Panterę, ale jednocześnie stanowił hołd dla zmarłego Chadwicka Bosemana, co – jakkolwiek to nie brzmi – pomogło w odniesieniu sukcesu finansowego. Przypadek podobny do Mrocznego Rycerza i śmierci Heatha Ledgera.
Zupełnie inny był los tych filmów, które skupiały się na nowych lub mniej znanych postaciach bądź miały duże znaczenie dla wątku multiwersum i „popychały” MCU do przodu. Czarna Wdowa, Shang-Chi, Eternals, Thor: Miłość i grom, Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat oraz Fantastyczna Czwórka: Pierwsze kroki przyniosły większe lub mniejsze zyski, ale jednak poradziły sobie poniżej oczekiwań. Z kolei trzeci Ant-Man, Marvels i Thunderbolts* okazały się dla Marvela dotkliwymi porażkami. Wspólną cechą tych filmów jest to, że skupiały się na postaciach zupełnie nowych (np. Shang-Chi czy Fantastyczna Czwórka) lub drugoplanowych (m.in. nowy Kapitan Ameryka i Thunderbolts*). Jedynym wyjątkiem był Thor, ale tu wpływ miały średnie recenzje, co również jest nowością. W Sadze Nieskończoności nawet gorzej oceniane filmy, jak Thor: Mroczny świat czy Kapitan Marvel, nie miały problemu z odniesieniem sukcesu. Teraz się to zmieniło i już jedynie nostalgia pozwala Feigemu na podbicie box office’u. I działa ona wciąż na tyle silnie, że przykrywa niedostatki scenariusza, co widzieliśmy zarówno w No Way Home, jak i ostatnim Deadpoolu. Ma to kluczowe znaczenie w kontekście dwóch nadchodzących części Avengers.

Marvel’s Doomsday
Powiedzieć, że Avengers: Doomsday powstaje w dziwny sposób, to nic nie powiedzieć. Z przecieków wynika, że scenariusz nadal nie jest ukończony, mimo że zdjęcia trwają już od 3 miesięcy. Z kolei sami aktorzy najwyraźniej sporą część scen nagrywają sami, nie wiedząc nawet z kim ani gdzie akurat są. Tak swoje dotychczasowe doświadczenia na planie Doomsday opisał Alan Cumming. Wojna bez granic i Koniec gry niby powstawały w podobny sposób, ale jednak nie odbywało się to na taką skalę. Doomsday będzie też z pewnością dużo większy. Oficjalna lista postaci, które zobaczymy w filmie, już teraz jest dłuższa od obsady Infinity War, a z plotek i przecieków wynika, że znanych nazwisk ma być jeszcze więcej. Widać, że bracia Russo wrzucą do tworzonych przez siebie filmów tyle postaci, ile tylko zdołają.
Nie mam jednak pewności, czy obecność ich wszystkich uda się fabularnie wytłumaczyć. I czy każda postać dostanie okazję, by zapisać się w pamięci widza. W Wojnie bez granic reżyserom się to co prawda udało, ale po pierwsze postaci było tam jednak mniej (pisanie o Infinity War jako o „mniejszym” projekcie jest, swoją drogą, dość absurdalne i tylko pokazuje, gdzie doszliśmy), a po drugie, ten film to był jednak strzał jeden na milion, fenomen nie do powtórzenia. Szczególnie że od czasu Endgame bracia Russo ponosili porażkę za porażką i notorycznie przekraczali budżet w produkcjach, do których przykładali rękę. Gdy dołożymy do tego fakt, że Marvel w ostatnich latach też lubi trwonić pieniądze ORAZ to, że Doomsday i Secret Wars to z samej swojej natury drogie filmy, dostaniemy przepis na finansowego potwora, ale nie pod kątem box office’u, a budżetu. Poprzednie części Avengers też mało nie kosztowały, ale coś mi się wydaje, że jeszcze stwierdzimy, że były skromne.
Czy jednak te dwa filmy mają szanse odnieść sukces? Moim zdaniem tak, bo Marvel dostrzegł, że to, co im się najlepiej w tej chwili sprzedaje, to nostalgia. Z pewnością czeka nas nawałnica „wielkich powrotów”, niespodziewanych cameo i „wzruszających nawiązań”. Na Infinity War i Endgame fani poszli, by zobaczyć wszystkich ulubionych herosów w jednym filmie, jednak wiedzieli, kogo się spodziewać (poza kilkoma wyjątkami). Na Doomsday i Secret Wars fani pójdą, prześcigając się w rozważaniach, kto się pojawi, a kto nie. W Marvelu wiedzą, że zarzucenie fanów znanymi twarzami to jedyny skuteczny wabik, jaki w tej chwili posiadają, czego naczelnym przykładem jest oczywiście obsadzenie Roberta Downeya Jr. w roli Doktora Dooma. I ta strategia zadziała, nie mam co do tego wątpliwości. Moim zdaniem oba nadchodzące filmy na pewno przekroczą miliard dolarów, ale na choćby zbliżenie się do 2 miliardów nie mają szans. Bardziej realny jest zarobek w okolicach kwoty Avengers i Czas Ultrona (odpowiednio 1,520 mld i 1,405 mld dolarów). Mam jednak wątpliwości, czy będą to dobre filmy. Niestety zapowiada się, że będą chaotycznym parkiem rozrywki, a twórcy kolejnymi cameo będą starali się przykryć niespójny scenariusz i pretekstową fabułę. Obym się mylił.

Nowe otwarcie na starych zasadach
Co dalej? Wiemy, że Secret Wars ma dokonać swego rodzaju resetu MCU, dzięki któremu Marvel będzie mógł w większości odciąć się od dotychczasowego bagażu fabularnego i zacząć z wieloma elementami od początku, zostawiając jednocześnie te, które nadal można rozwijać, np. Fantastyczną Czwórkę czy Shang-Chi. To teoretycznie będzie dobry moment na przyciągnięcie nowych fanów, ponieważ nie będą oni musieli nadrabiać wszystkich dotychczasowych filmów i seriali. W komiksach takie resety to nic nowego, stosuje się je już od kilkudziesięciu lat. Mam jednak wątpliwości, czy potencjalni nowi fani będą w ogóle chcieli zainteresować się MCU na tym etapie. Marvel może dokonać fabularnego restartu, ale zła sława pozostanie. Starzy fani niekoniecznie będą już mieli ochotę na kolejną „przejażdżkę”, za to osoby niezainteresowane dotąd MCU takimi pozostaną.
Popularność filmów superbohaterskich słabnie – wbrew temu, co twierdzą Kevin Feige czy James Gunn. Nie znaczy to, że staną się w najbliższych latach niszą, ale jednak nie będą już dominować, tak jak to było w poprzedniej dekadzie. Już teraz, po kilku latach Sagi Multiwersum, coraz powszechniejsza jest opinia, że produkcji superbohaterskich jest zbyt dużo. Wyniki finansowe coraz mocniej wskazują, że się one „przejadły”. Dochodzi do tego fakt, że nawet na samym superbohaterskim rynku Marvel nie będzie już sam, ponieważ swoje filmowe uniwersum z powodzeniem zaczyna budować DC. Superman jest sukcesem, a to dopiero początek. Na czele DCU stoi przecież James Gunn – chodząca encyklopedia superbohaterska, człowiek, który ma plan i wizję, a szefostwo pozwala mu ją (przynajmniej na razie…) konsekwentnie realizować. Gunn widzi, jakie błędy popełniono w MCU i na tę chwilę ich unika. DCU i nowa era MCU mają równy start. Mamy inną sytuację niż w roku 2016. Wtedy DC na dobre wystartowało z DCEU, ale Marvel zaczynał już fazę trzecią swojego uniwersum, co DC starało się szybko nadgonić i spektakularnie się przewróciło.
Teraz DC ma konkretny, realistyczny plan i wręcz ubiega Marvela, bo gdy w 2028 roku Kevin Feige ruszy z nową erą MCU, DCU będzie trwać już od dobrych trzech lat. Nie jest więc przesądzone, że to Marvel będzie wygrywać w kolejnych latach. Moim zdaniem to DC ma lepszą pozycję startową, bo Gunn jak dotąd skutecznie unika błędów, które popełnił Feige, a zapowiedzi sugerują, że DCU może być czymś faktycznie odmiennym od MCU. Z kolei w Marvelu poważniejszej refleksji niestety nie widać – samo to, że na 2028 rok firma ma zaplanowane aż cztery filmy, świadczy o tym, że niczego się realnie nie nauczyła. Obiecywanej świeżości też na razie nie ma. Tymczasem już w przyszłym roku od DC dostaniemy takiego Clayface’a, który ma być pełnoprawnym body horrorem z kategorią R. Nie wyobrażam sobie, by Marvel miał dać zielone światło na tego typu projekt. DC ma więc wszelkie predyspozycje, by nie tylko walczyć z Marvelem jak równy z równym, ale by go pokonać. Z kolei Marvel… cóż, zrozumiał, że nostalgia to potężna broń, ale nie dostrzegł jeszcze, że ma ona bardzo krótki czas działania, o czym w ciągu ostatnich 10 lat boleśnie przekonał się choćby Lucasfilm z Gwiezdnymi Wojnami.
Wygląda na to, że w polityce Marvela nie należy się spodziewać większych zmian w najbliższych latach. Szkoda, bo rozwiązania naprawdę nie są skomplikowane, choćby to, żeby tworzenie filmu zaczynać dopiero wtedy, gdy ma się gotowy scenariusz. James Gunn konsekwentnie trzyma się tej niby oczywistej zasady, tymczasem Kevin Feige… widzimy, jak wygląda produkcja Avengers: Doomsday. Chyba najlepiej podsumowują to słowa Jamesa Gunna: „Musimy traktować każdy projekt tak, jakbyśmy mieli szczęście, że w ogóle go robimy”. Gdyby i Marvel stosował się do tej reguły, nie byłby w miejscu, w którym jest teraz. Najbliższe lata zapowiadają się interesująco dla fanów superbohaterów. Pytanie tylko, czy pozytywnie interesująco…
DCU – wszystkie nadchodzące filmy
A jeśli ciekawi Was, co oprócz Clayface'a planuje James Gunn, zapraszamy do zapoznania się z poniższą galerią.

