W końcu dostaliśmy prawdziwy serial o komiksowym złoczyńcy - i wyszło wspaniale
Pingwin od HBO szybko okazał się jednym z najlepszych seriali roku. Duża w tym zasługa znakomicie wykreowanej przez Colina Farrella postaci Oswalda Cobba, która to postać przy okazji ustanawia nowe standardy, jak budować historie skupione na postaciach złoczyńców.
Słowem wstępu: postać Oswalda Cobblepota (Pingwina) jest w komiksowym świecie DC dobrze znana. Nie jest to może tak ikoniczny i rozpoznawalny wróg Batmana, jak choćby Joker, Harley Quinn, Two-Face czy Bane, niemniej postać otyłego, kulejącego gangstera z parasolką zapisała się w historii komiksów i ich adaptacji na różne media.
W uniwersum budowanym przez Matta Reevesa poznaliśmy tę postać jako pobocznego przeciwnika dość młodego jeszcze Mrocznego Rycerza w filmie Batman z 2022 r. Sukces produkcji z Robertem Pattinsonem sprawił, że perspektywa rozwoju serii stała się realna, a poza kolejnymi sequelami ogłoszono również kanoniczne seriale. Pierwszym z nich jest właśnie Pingwin.
W odróżnieniu od pierwszej odsłony przygód Batmana serial koncentruje się na tytułowym gangsterze, który pragnie wspiąć się na szczyt w półświatku przestępczym. Prawdopodobnie nigdy nie miał ku temu lepszej okazji – miasto wciąż boryka się ze skutkami ataku Człowieka-Zagadki przedstawionym w Batmanie, a pośród organizacji przestępczych panuje pewnego rodzaju bezkrólewie po śmierci Carmine’a Falcone’a. Podczas gdy Oswald Cobb pnie się na szczyt, napotyka na przeszkodę w postaci świeżo zwolnionej z Arkham córki byłego przełożonego – Sofii Falcone. Musi ponadto mieć na uwadze, że na schedę po głowie rodu Falcone chce położyć łapę również konkurencyjna rodzina Maronich.
Serial komiksowy bez udziału superbohatera wydaje się ryzykownym pomysłem, ale twórcy Pingwina sprostali wyzwaniu. Dali nam bardziej przyziemną, gangsterską historię w stylu Rodziny Soprano. Przy okazji udało im się zrobić inną rzecz: opowiedzieć historię w pełni skupioną na postaci antagonisty, bez podążania za trendami, z którymi (szczególnie w kontekście postaci złoczyńców) produkcje oparte na komiksach mają mniejsze lub większe problemy.
Problem 1: zbytnia pretekstowość postaci
Aby właściwie zanalizować postać Oza Cobba, warto przytoczyć najczęstsze trendy, wedle których są pisane postacie ekranowych złoczyńców. Najprościej będzie zacząć od – na tę chwilę – najbardziej znanego uniwersum filmów komiksowych, czyli Marvel Cinematic Universe, choć z uwagi na nieco podobne traktowanie złoczyńców u konkurencji, wspomnę także o zakończonym DC Extended Universe.
W przypadku tych franczyz najczęściej przytacza się problem spłycania postaci złoczyńców. Teoretycznie nie powinno to dziwić – wszak w znacznej większości filmy składające się na te uniwersa opowiadają historie o superbohaterach, dla których antagoniści mają w domyśle być jedynie narzędziem fabularnym, służącym do rozwoju postaci. Zdarzają się oczywiście chlubne wyjątki od tej reguły, jednak w większości wygląda to właśnie tak. Motywacje antagonistów są zazwyczaj pretekstowe, skoncentrowane na kwestiach, takich jak: żądza władzy, zemsta (sięgająca niejednokrotnie pokolenia bądź kilku pokoleń wstecz), chciwość, chęć niszczenia. Postacie, takie jak Malekith (Thor: Mroczny świat), Aldrich Killian (Iron Man 3), Whiplash (Iron Man 2), Ares (Wonder Woman), Black Manta (seria o Aquamanie), raczej nie wyróżniają się niczym. Brakuje im głębi, ich zachowania są nieraz groteskowo przerysowane, a ich obecność jest potrzebna tylko po to, by superherosi „zaliczyli” kolejną bramkę na drodze do fabularnego celu.
Na etapie II fazy MCU twórcy odchodzili od wizerunku jednowymiarowych złoczyńców, a nawet kręcili produkcje skupione na nich. Pozostaje zadać pytanie: czy filmy o złoczyńcach faktycznie sprawiły, że postacie pozostały antagonistami? A może poszły w kierunku innej skrajności?
Problem 2: Złoczyńcy o „dobrych intencjach” – relatywizm moralny
Jednym ze składników dobrej historii powinna być też wyrazista, dobrze zbudowana postać antagonisty – co do tego nie ma wątpliwości. Stąd przecież tak duża sympatia do Thanosa realizującego schemat ekstremisty z dobrymi intencjami czy Wilsona Fiska z serialu Daredevil, którego plan zasadzał się na zapewnieniu faktycznego rozwoju dzielnicy Hell’s Kitchen i Nowego Jorku. O co zatem chodzi z „problemem” antagonistycznej postaci, która zyskuje głębię?
Rzecz w tym, by we wszystkim zachować pewien umiar – złoczyńca jak najbardziej może, a nawet powinien być postacią złożoną. Kluczem jednak jest zachowanie balansu pomiędzy szlachetnością – prawdziwą bądź nie – jego pobudek a tym, że koniec końców stwarza on zagrożenie dla świata czy bohatera. Nie bez powodu wspominam o produkcjach w teorii koncentrujących się na złoczyńcach. Niech tu za przykład posłużą obie części Legionu Samobójców z DCEU, gdzie podmiotem zbiorowym jest drużyna najniebezpieczniejszych łotrów w uniwersum DC. Sęk w tym, że w miarę rozwoju historii owa garstka „psychopatów” bardziej zaczyna przypominać niezrozumianych antybohaterów i archetyp dysfunkcyjnej rodziny. Nieco podobnie sprawa ma miejsce w przypadku Strażników Galaktyki – tyle tylko, że każdy ze strażników faktycznie wpisuje się w definicję antybohatera, nie jest zaś przedstawiany (czy to w komiksowym materiale źródłowym, czy to w adaptacji filmowej) jako złoczyńca.
Kino superbohaterskie eksperymentuje z konwencjami coraz śmielej, stąd zróżnicowanie projektów jest większe. Trudno jednakże powiedzieć, by dotąd udawało się w pełni oprzeć jakąkolwiek produkcję ze świata komiksów w całości na postaci antagonisty. Kwestią kontrowersyjną jest nawet to, czy w ogóle może udać się prowadzenie głównej postaci antagonisty od pierwszej do ostatniej minuty. Na przykładzie Pingwina można powiedzieć, że jest to możliwe – nawet jeśli twórcy podrzucają nam elementy dodające Oswaldowi nieco człowieczeństwa, w ostatecznym rozrachunku mamy do czynienia z pełnokrwistym złoczyńcą.
Oswald Cobb – Machiavelli gothamskiego półświatka
Oswaldowi w Pingwinie już od samego początku przyświeca ambicja przejęcia władzy nad półświatkiem przestępczym. Twórcy przy tym konsekwentnie kładą nacisk na ukazanie bezwzględnej i dwulicowej natury mężczyzny. Niemniej Pingwin wydaje się mieć łagodniejszą stronę, którą ukazuje w interakcjach ze schorowaną i zniedołężniałą matką oraz młodym protegowanym, Victorem, którego w przypływie litości przyjmuje jako głównego zausznika.
Takie jest przynajmniej pierwsze wrażenie po poznaniu przez widzów tytułowego antagonisty, a kolejne odcinki sukcesywnie dokładają kolejne cegiełki. Oto dowiadujemy się, że Oz, podobnie jak Vic, urodził się w biednej dzielnicy i był zmuszony do walki o godziwy byt – co w teorii tłumaczyłoby jego sympatię wobec młodego człowieka. Jego troska o matkę ma być rzekomo zakorzeniona w dzieciństwie i śmierci jego dwóch braci, którzy zmarli w niewyjaśnionych okolicznościach. Francis Cobb, mimo choroby, wiernie wspiera syna w drodze na szczyt, a Oz każdy swój sukces dedykuje właśnie jej. Co więcej, Pingwin aspiruje do bycia – jak twierdzi – bohaterem tych, którym nie dano szansy.
Gdy się na to spojrzy, bardzo łatwo jest zaklasyfikować Oswalda do grona antybohaterów niż pełnokrwistych antagonistów, jednak im więcej elementów układanki odkrywamy, im więcej dowiadujemy się o przeszłości, tym wyraźniej widzimy okrucieństwo Oza. Dotąd ekranowe adaptacje uniwersów komiksowych ukazywały drogę prowadzącą raczej od strony zła do bohaterstwa/neutralności (Echo, Peacemaker), tu natomiast następuje stopniowa dekonstrukcja i odwrócenie oczekiwań. Tak jakby twórcy mówili i przypominali widzom, iż w materiale źródłowym Pingwin jest przecież antagonistą.
W istocie jego rywalizację z Sofią Falcone wzmacnia fakt kolejnej zdrady z jego strony, nie wspominając o tym, że to właśnie czyny Oza bezpośrednio doprowadziły ją do popadnięcia w szaleństwo. W związku z tym główna przeciwniczka Pingwina (można wręcz powiedzieć, że jego nemezis) pasuje bardziej do archetypu tragicznego złoczyńcy niż pozbawionej sumienia przestępczyni. To Oz, dążąc do potęgi, „stworzył” swojego wroga.
Tak samo dobrze działa zwrot akcji, zgodnie z którym większość opowieści o skromnym dzieciństwie Oza była sprytnymi manipulacjami, mającymi skryć za fasadą uprzejmego charakteru i rzekomo wzniosłych ideałów narcystycznego, żądnego władzy i uwagi człowieka, którego łączy z matką nie tyle miłość, co toksyczna i zaborcza – z jednej, jak i drugiej strony – współzależność. Niewątpliwie śmierć braci Oza jest tragedią, lecz inaczej się ją postrzega, gdy wiemy, że jej sprawcą jest właśnie ten, który usiłował wzbudzać współczucie i namiastkę sympatii. Oz Cobb w rzeczywistości nie lubi się dzielić czymkolwiek z kimkolwiek, a brak zdolności do zrozumienia koncepcji rodziny ostatecznie prowadzi go do zamordowania człowieka, któremu – a przynajmniej tak mogło się zdawać na początku – dał nowe życie.
Czym Oswald Cobb wyróżnia się na tle innych złoczyńców?
Postać Pingwina miała kilku odtwórców. Wśród najbardziej znanych można wyróżnić Danny’ego DeVito w filmach Tima Burtona, Robina Lorda Taylora w serialu Gotham czy – jeśli wziąć pod uwagę także gry wideo – Nolana Northa w serii Batman: Arkham. Teraz do tego zacnego grona dołącza Colin Farrell, który nie tylko oferuje świeże spojrzenie na kulejącego gangstera, ale też ustanawia nowe standardy w dziedzinie adaptacji komiksów.
A to dlatego, że Oswald Cobb z serialu Pingwin jest od samego początku do samego końca antagonistą. Mimo początkowego igrania z widzami twórcy serialu nigdy nie pozwalają o tym zapomnieć. Nie jest on również ani złoczyńcą pretekstowym, ani takim, którego zapomnimy po kilku minutach od ujrzenia napisów końcowych. Jest to żądny władzy narcyz, dla którego nie liczą się ani personalne więzi, ani honor. Wzniosłe frazesy o polepszeniu bytu mieszkańcom zubożałych dzielnic Gotham pasują do całej tej narracji, lecz służą wyłącznie ociepleniu wizerunku w oczach innych. Mamy do czynienia z prawdziwym mistrzem marionetek, który dosięga szczytu. Finał jest słodko-gorzki, zarówno dla niego, jak i dla miasta.
Złożoność postaci Oza Cobba sprawiła, że z miłą chęcią wrócę do ponurego Gotham z wizji Matta Reevesa w Batmanie 2. Niezależnie od tego, czy wrogiem Mrocznego Rycerza w filmie będzie Mr. Freeze, Hush czy Trybunał Sów, nie mam wątpliwości, że będzie to przynajmniej interesująca potyczka. A jak znajdzie się w niej miejsce dla Pingwina? W to mi graj!