Venom - protagonista czy antagonista? To skomplikowane
Venom to postać, która porwała widzów na całym świecie. Jak mamy tak naprawdę go traktować?
Venom to specyficzna postać. Poznaliśmy go w komiksach Marvela, w których był jednym z najsłynniejszych przeciwników Spider-Mana. Choć prym w tym rankingu wiedzie Zielony Goblin, to Venom jest czymś w rodzaju nemezis dla Pajączka. Zarówno Eddie Brock (gospodarz symbiontu), jak i Venom szczerze go nienawidzą. Czy to czyni go antagonistą lub złoczyńcą?
Geneza postaci Venoma
Gdy przypominałem sobie genezę Venoma, nigdy nie brałem go za antagonistę. W odróżnieniu od czarnych charakterów nie chciał zabijać niewinnych, nie miał motywacji opierającej się na zdobyciu władzy czy potęgi. Miał za to jeden cel: zemścić się na Pajączku. Nie był więc zły do szpiku kości. Był w stanie zawrzeć rozejm ze Spider-Manem, by pokonać Carnage'a. Oczywiście, że napędzała go nienawiść, bo uważał, że Peter Parker/Spider-Man zniszczył Brockowi życie, ale to czysto osobista vendetta. Coś, czego większość antagonistów komiksowych jednak nie ma, bo ich motywacje – nawet jeśli pojawi się konflikt personalny – są większe, głębsze, a superbohater jest tylko przeszkodą na drodze do celu.
Nic dziwnego, że po jakimś czasie w komiksach przeobrażono Venoma w kogoś bliższego antybohaterowi. Nadal trudno było postrzegać go jako herosa czy superbohatera. Miał różne przygody – najbardziej znaną jest ta z ostatnich lat, związana z Knullem, czyli bogiem symbiontów. Wyobrażacie sobie Venoma współpracującego z Avengers? W związku z tym, że nie jest ani dobry, ani też do końca zły, twórcy filmowi sięgnęli po niego, by lepiej przemówił do widza. To znak naszych czasów – lubimy antybohaterów, bo nie są prostolinijni ani oczywiści. Mają intrygujące charaktery i świetnie wypadają na ekranie. Są w stanie dostarczyć widzom więcej niż zwyczajni superherosi.
Venom – granica między dobrem a złem
Być może dlatego filmowy Venom jest tak lubiany przez widzów, mimo że krytycy za nim nie przepadają. Ta postać nie jest superbohaterem. Nie uczestniczy w wydarzeniach, w których ważą się losy ludzkości. Ani Eddie Brock, ani symbiont nie chcą zbawić świata. Jeśli bohater kogoś chroni, to raczej jest to osoba, którą zna – np. właścicielka sklepu, w którym robi zakupy. Nie krąży po mieście, nie szuka ludzi w potrzebie. Daleko mu do idealnego superbohatera. Jednak chce postępować dobrze, a gdy trzeba, reaguje.
W komiksach przedstawienie dobra i zła w Venomie było naturalnie bardziej złożone i rozbudowane. Wraz z rozwojem tej postaci wiele rzeczy się zmieniało. Venom w niektórych wcieleniach pomagał ludziom. Jego metody nie zawsze były idealne – nawet jak ratował komuś życie, to kończyło się to zjedzeniem mózgu zbira. Jednak motywacje miał dobre. Na przykład w komiksowej opowieści Venom: Lethal Protector z 1993 roku pomógł podziemnemu miastu bezdomnych – bez obietnicy nagrody, a nawet z poczuciem jawnej niechęci do niego. W walce ze Spider-Manem również miał przejawy dobra – w jednej historii uratował rodziców Petera, w innej ocalił Mary Jane przed Carnage'em. Oczywiście ta postać zrobiła też wiele złego – zwłaszcza gdy symbiont wybierał bardzo złych gospodarzy po rozstaniu z Eddiem Brockiem (nie kończyło się to dla niego najlepiej). Każdy popełnia błędy, prawda? Ale nie zawsze można go wytłumaczyć. Podczas starć z Pajączkiem jego metody działania były dalekie od bohaterstwa. I właśnie dlatego jest taki interesujący. I nawet jeśli ma szlachetne motywacje, specyficzność charakteru odbija mu się czkawką.
Ta niejednoznaczność i fakt, że Venom to taki "swój chłop", sprawiają, że ten duet dobrze się ogląda. Czasem są głupkowaci, zachowują się dziwnie i nierozważnie, ale w ostatecznym rozrachunku można dostrzec w nich dobro – takie czysto ludzkie, a nie wyidealizowane jak u innych komiksowych bohaterów. Niewykluczone, że w Venomie 3 (premiera w polskich kinach 25 października) wybrzmi to jeszcze lepiej. Można narzekać, czepiać się różnych rzeczy, które nam nie przypadają do gustu, ale Tom Hardy sprawił, że bardzo łatwo polubić Venoma – między innymi za tę jego antybohaterskość.