Vin Diesel - największy promotor wartości rodzinnych w historii kina
Vin Diesel jako odtwórca głównej roli i producent franczyzy Szybcy i wściekli ma duży wpływ na jej funkcjonowanie. Miłośnik papierowego D&D świadomie lub nie przekuwa siłę gier RPG na szybkie i wściekłe produkcje. Tym samym nadrzędną wartością jest rodzina.
Ryk maszyn, zapach unoszących się w powietrzu spalin i smak wyjętej prosto z lodówki Corony. Szybcy i wściekli są wyjątkową franczyzą w hollywoodzkim krajobrazie – nie tylko ze względu na liczbę odsłon (dziesiąta pojawi się w kinach 19 maja). Niesamowite jest to, jak bardzo zmieniały się te filmy na przestrzeni lat. Po ulicznych wyścigach samochodowych bohaterowie dosięgnęli dosłownie gwiazd i zawitali do przestrzeni kosmicznej. Konwencja się zmieniała, budżety rosły, ale jedno było niezmienne – rodzina jako wartość nadrzędna.
Przejście od skromnych wyścigów do działania na rzecz CIA i Mr. Nobody to temat wielokrotnie poruszany w fandomie jako coś kontrowersyjnego. Część fanów narzeka na pójście w stronę kina akcji i tęskni za prostszymi czasami, kiedy dotarcie do mety było bardziej dosłowne i podkreślane przecięciem biało-czarnej wstęgi we wzór szachownicy. Później meta zaczęła pojawiać się w bardziej metaforycznym ujęciu, a podsumowaniem zrealizowania celu stały się wspólne biesiady przy stole i wpadające wtedy w eter słynne już słowa: "Salute Mi Familia". Bohaterowie Szybkich i wściekłych wracają zza grobów, walczą o życie, skaczą samochodami z wieżowca. Jednak żadna konwencja nie była w stanie wyprzeć miłości postaci do ich bliskich – jak i również przywiązania aktorów do tego świata.
Ogniwem spajającym to wszystko jest oczywiście Vin Diesel. To wielki fan D&D, a wielu widzów w tym właśnie upatruje jego umiejętność rozumienia, co jest ważne w rozrywce. W papierowych sesjach RPG nie możesz grać tylko na siebie, bo niezwykle ważna jest drużyna. Ważny jest lider – i jeśli pojawia się ktoś, kto mógłby zagrozić jego pozycji, to zwyczajnie trzeba zrobić wszystko, aby wróg odszedł od stołu i nie zakłócał dobrej atmosfery w zespole. Nie wiem, jakiego gatunku muzycznego słucha Diesel w trakcie sesji gry, ale na pewno nie... The Rocka. Aktor zakochany jest w swojej franczyzie i poniekąd też w samym sobie. Jego Dominic Toretto pojawia się w każdej odsłonie (nawet na chwilę w spin-offie Szybcy i wściekli: Tokio Drift) i nikt nie może zagrozić jego pozycji. Chyba to w dużym stopniu przyczyniło się do jego trudnych relacji z Dwaynem Johnsonem. Aktorzy tego typu – czyli posiadający wielkie serca, niemało masy mięśniowej, ale też sporo ograniczeń warsztatowych – przywiązują wagę do funkcjonowania w obrębie dużych franczyz. Mogą oni działać na rynku tak długo, jak ich nazwisko przyciąga widzów. Jednak kluczem do sukcesu jest posiadanie bezpiecznej przystani. Dieselowi się to udało – Szybcy i wściekli są jego dzieckiem, dba o nie najlepiej, jak tylko potrafi. A tego samego nie może powiedzieć The Rock. Chociaż jest to medialny potwór i potrafi swoim nazwiskiem ściągać tłumy do kin, to jednak bez wielkiej franczyzy potknięcia przestaną być tylko wypadkami przy pracy, a staną się normą. Nie wyszło mu z Black Adamem w DC, nie poszła mu Wyprawa do dżungli dla Disneya, nie ma też mowy o rządzeniu franczyzą Jumanji, bo tam jednak był tylko jednym z dużych nazwisk w obsadzie.
Dwa tak mocne charaktery z dwoma tak różnymi interesami nie mogły niestety przyczynić się do przyjaznej atmosfery na planie. Johnson dołączył do serii przy filmie Szybcy i wściekli 5 z 2011 roku. Problemy zaczęły się przy kolejnych projektach, aż wreszcie Dwayne Johnson oddzielił się od głównej serii i otrzymał spin-off Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw. Rodzinna atmosfera zakłócona została jednak w 2016 roku, kiedy to waśń między Dieselem a Johnsonem stała się publiczna. Panowie wymieniali między sobą uszczypliwości w mediach społecznościowych, a chwilę przed rozpoczęciem prac nad filmem Szybcy i wściekli 9, The Rock zrezygnował z projektu i konieczne było naniesienie poprawek w scenariuszu. Planeta Ziemia nie była w stanie pomieścić obok siebie ego jednego i drugiego. Działania Johnsona mogły być jeszcze podszyte zazdrością, że Diesel ma to swoje dobrze funkcjonujące dziecko i nie ma szans na to, żeby zagrozić jego pozycji. Diesel jako odtwórca roli Doma, ale też producent wykonawczy, był i dalej jest chroniony i specjalnie traktowany, a jego postać ma być niekwestionowanym liderem. Co więcej, agenci czy bardziej sztaby aktorów pilnowały przez czas ich wspólnego działania w tej franczyzie, aby żaden z nich nigdy nie wyszedł przegrany ze wspólnego pojedynku – czy to siłowego, czy słownego. Jeśli Hobbs uderzył Doma, ten musiał mu oddać. Zabawnie nawet kadrowano ich wspólne sceny, aby nie było widać różnicy wzrostu (The Rock jest wyraźnie wyższy).
Wróćmy jeszcze do uwielbianego przez Diesela D&D. Mamy tutaj jeszcze jedno podobieństwo z Szybkimi i wściekłymi. Rozgrywka rozpoczyna się od najniższego poziomu, gdy każdy stwór stanowi wyzwanie, ale powoli można rozwijać swoje umiejętności, by na koniec stanąć do finałowych starć ze smokami. Kluczem są jednak cały czas więzi w drużynie i to, aby każdy wykonywał swoją określoną funkcję. Pod czujnym okiem Diesela, właśnie tak podchodzi się do postaci, aby podkreślać ich mocne strony. Początkowo widzimy zlepek indywidualności, które po czasie stają się rodziną. Stojące im na drodze zagrożenia próbują ich albo skłócić (Cipher grana przez Charlize Theron), albo rozdzielić i powoli unicestwić (co zobaczymy zapewne w dziesiątej części). Świadoma narracja franczyzy od pierwszego filmu stawia jednak na rozwój bohaterów i ich wzajemne relacje. Szpiegowskie misje czy wymyślni złoczyńcy nie są w zasadzie istotni – są tylko pretekstem do tego, by rodzina mogła znowu zebrać się razem.
W ten sposób absurdalne pomysły czy sposoby na unikanie śmierci nie powinny być żadnym zaskoczeniem. Ważne jest to, co dzieje się później. Gdy postać Hana powraca do żywych, rodzina odzyskuje swoją ważną część, ale dostaje też drugą szansę na naprawienie pewnych relacji. Jestem przekonany, że do roli Gisele jeszcze powróci Gal Gadot, aby tu też wypełnić pustkę powstałą w sercu Hana. I mam nadzieję, że ostatnia część zaprezentuje nam postać Paula Walkera, aby wypełnić pustkę w sercach widzów. Aktor zmarł tragicznie w 2013 roku, a Vin Diesel i reszta producentów uznali, że uszanują jego wkład we franczyzę i nie zastąpią go innym aktorem. Dla mnie to błąd, bo przez to historia bohatera nie może być rozwijana. Jest tylko wspominany w rozmowach lub parkuje swój pojazd przed domem Doma, ale nigdy nie widzimy jego twarzy. Niech zabawią się chociaż w komputerowe czary-mary i przywrócą go cyfrowo, bo domknięcie tej rodzinnej sagi bez Walkera i Briana będzie zwyczajnie niepełne. Myślę, że Diesel doskonale o tym wie.
Jak już pisałem, wypady w kosmos i inne akcje pełne ryzyka są smakowitym kąskiem, ale liczy się legenda utkana wokół postaci i ich wzajemne relacje oparte nie tylko na zaufaniu, ale przede wszystkim na emocjach. Łatwo przełknąć nam nagłe pojawienie się syna Doma czy jego brata, bo... w tym szaleństwie jest metoda.
Seria Szybcy i wściekli jest niczym amerykańska telenowela – postacie mają plot armor, a każdy nowy odcinek musi zaproponować coś jeszcze bardziej absurdalnego. Piękno franczyzy tkwi jednak nie tylko w rodzinnych wartościach, ale też we wszystkich innych uniwersalnych prawdach, które umożliwiają chociażby rozpoczęcie przygody z tą franczyzą od końca, bo i tak wszystko będzie jasne i zrozumiałe. Szczera, pełna emocji franczyza, która tym różni się od innych, że niczego nie udaje i nie ma żadnych wygórowanych ambicji. Szybcy i wściekli w sposób piękny, naturalny i pierwotny pokazują, że rodzina nie musi istnieć tylko dzięki więzom krwi, a może być tworzona przez ludzi różnorodnych, oryginalnych i ciekawych. Wszystko jest możliwe, ale najważniejsze, by uratować dzień, siąść na leżaku w towarzystwie ukochanych osób i cieszyć się złocistą Coroną.