Xbox Game Pass - szanse i zagrożenia. Jaka może być przyszłość usługi?
Xbox Game Pass jest niewątpliwie jednym z najciekawszych abonamentów z grami. Co jednak może czekać tę i podobną usługę w przyszłości?
Microsoft już od kilku lat mocno daje nam do zrozumienia, że sprzedaż konsol Xbox przestała być priorytetem dla ich działu odpowiedzialnego za gaming. Liczy się przede wszystkim dalsza szeroko zakrojona ekspansja flagowej usługi Xbox Game Pass. W bardzo krótkim czasie stała się ona potężną siłą, a dla wielu też solidnym argumentem, by w tej generacji przejść na stronę zielonych. Trudno się temu dziwić: biblioteka jest obszerna, zróżnicowana i regularnie wzbogacana o nowe produkcje, a cena za jej dostęp zaskakująco przystępna. Czy jednak taki stan rzeczy będzie utrzymywał się już zawsze?
Aktualnie Xbox Game Pass oferuje naprawdę fenomenalny stosunek ceny do liczby i jakości oferowanych gier. Z tym faktem chyba nikt nie będzie próbował się kłócić. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę standardową cenę za ten najdroższy i najpełniejszy pakiet z dopiskiem Ultimate, jego miesięczny koszt wyniesie nas 54,99 zł. W tej cenie otrzymamy dostęp do nie jednej, ale aż czterech usług: Game Passa na PC, Game Passa na konsole, Xbox Live Gold oraz EA Play. Zbierając je wszystkie razem, otrzymujemy mnóstwo tytułów – nowszych, starszych (dzięki kompatybilności wstecznej zagramy nawet w produkcje z pierwszego Xboksa!), niezależnych i z segmentu AAA.
Zakładając, że zdecydujemy się na zakup Xbox Game Pass Ultimate na rok w pełnej cenie, to wyniesie nas to około 660 zł. Sporo? Na pozór tak, ale wystarczy zestawić tę kwotę z cenami premierowych gier i… nie wygląda to już tak źle. Za tyle bylibyśmy w stanie kupić mniej więcej dwie „duże” gry w momencie ich rynkowych debiutów. Oczywiście, można to skontrować, rzucając całkiem trafny argument, że korzystając z XGP, nie mamy nic na własność, a jedynie „wypożyczamy” dane tytuły na jakiś czas. Rzeczywiście tak jest, ale odpowiedzcie sobie szczerze – do ilu kupionych gier (tych typowo singlowych) wracaliście rok czy dwa lata po ich ukończeniu?
Ogromną zaletą Xbox Game Pass, która z pewnością będzie rozwijana w przyszłości, jest też elastyczność usługi. Subskrybując wariant Ultimate, otrzymujemy dostęp do biblioteki na konsolach Xbox One, Xbox Series S/X, pecetach z systemem Windows 10/11, a dzięki xCloud również na urządzeniach z systemami Android i iOS, tabletach, smartfonach czy smart TV. Postępy przenoszą się błyskawicznie i jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak świetnie to działa. Nie ma najmniejszych problemów z rozpoczynaniem zabawy na domowym PC czy Xboksie, a potem kontynuowaniu jej na tablecie. Microsoft prawdopodobnie na tym nie poprzestanie, a sam Phil Spencer kilkukrotnie zapewniał, że firmie zależy na tym, by wprowadzać XGP na kolejne sprzęty. O ile jeszcze do niedawna myśli o pojawieniu się tej usługi na Nintendo Switch czy PlayStation wydawały się kompletnie absurdalne, o tyle już teraz, po przejęciu Bethesdy i Activision, nie byłoby to aż tak szokujące. Gigant z Redmond mógłby zagrać kartą wyłączności takich marek, jak The Elder Scrolls, Fallout czy Call of Duty i użyć ich jako swoistej karty przetargowej, by przepchnąć ich abonament na sprzętach konkurencji.
I tu dochodzimy do pierwszej potencjalnie kłopotliwej kwestii, czyli... praktyk Microsoftu, które niektórzy nazwą monopolistycznymi. Nie da się ukryć, że firma postanowiła sięgnąć po naprawdę duży kawał branży gier i ciężko powiedzieć, co z nim zrobi. Zarówno Bethesda, jak i Activision Blizzard to firmy z długą historią i posiadające w swoim portfolio mnóstwo rozpoznawalnych marek. Zdecydowana większość z nich do tej pory pojawiała się na PlayStation, a niektóre to właśnie na urządzeniach Japończyków zaliczały swoje debiuty: mowa np. o takich seriach, jak Tony Hawk's Pro Skater, Crash Bandicoot czy Spyro the Dragon. Ich brak byłby mocnym ciosem wymierzonym zarówno w samo Sony, jak i fanów tej firmy.
Oczywiście, na ten moment trudno powiedzieć, jak zachowa się Microsoft. Phil Spencer na pytania dotyczące przyszłości marek odpowiada dość enigmatycznie, wspominając m.in. o dotrzymywaniu "dotychczasowych umów". Tak postąpiono w przypadku Deathloop i Ghostwire: Tokyo. Jason Schreier z serwisu Bloomberg donosi też, że podobnie sytuacja będzie wyglądać z Call of Duty i przynajmniej trzy kolejne odsłony cyklu pojawią się na PlayStation. Co będzie później? Tego nie wie nikt i wbrew pozorom nie jest to łatwe do przewidzenia. Z jednej strony gry na wyłączność bez wątpienia zwiększyłyby sprzedaż Xboksów, z drugiej natomiast oznaczałyby rezygnację z potężnych zarobków na konsolach Sony, gdzie praktycznie co roku kolejne odsłony serii strzelanek od Activision znajdują się na szczytach rankingów bestsellerów.
Sam fakt coraz większego stawiania na abonamenty również może w przyszłości okazać się bardzo kłopotliwy dla konsumentów. Coraz więcej firm stara się pójść drogą wytyczoną przez Microsoft i decyduje się na własne usługi. Już teraz na rynku jest bardzo tłoczno, bo poza Game Passem jest na nim również PS Now, EA Play, Ubisoft+, działające na nieco innych zasadach Humble Choice i Amazon Prime Gaming, stawiające na rozgrywkę w chmurze Google Stadia oraz mobilne Apple Arcade i Google Play Pass. Nad swoim własnym abonamentem podobno pracuje również Sony, a ich tajemniczy projekt o nazwie kodowej Spartacus najprawdopodobniej połączy w sobie PS Plus, PS Now oraz starsze produkcje. Zaczyna to bardzo przypominać to, co dzieje się z treściami VOD: rynek staje się podzielony na kilka rywalizujących ze sobą platform, które oferują treści na wyłączność, a zainteresowanym nimi odbiorcom nie pozostaje nic innego, jak tylko sięgać po kolejne pakiety. O ile wydatek tych 50-60 zł na miesiąc nie jest szczególnie dotkliwy dla kieszeni, o tyle przy 3-4 takich usługach robią się z tego dość poważne koszty.
Źródłem pewnych obaw może być też sama cena Xbox Game Pass, która jak na razie utrzymuje się na stabilnym poziomie. Trudno jednak oczekiwać, by taki stan trwał w nieskończoność. Microsoft wydaje coraz więcej pieniędzy na rozwój usługi oraz związanych z nią technologii i raczej nie robi tego po to, by na tym nie zarabiać. Choć chciałbym się mylić, to wydaje mi się, że w ciągu najbliższych kilku, może kilkunastu miesięcy usłyszymy smutną wiadomość o podniesieniu ceny subskrypcji. Kto wie, może stanie się to w momencie oficjalnego wprowadzenia gier Activision Blizzard do biblioteki? Byłaby to dobra okazja, by podzielić się z użytkownikami smutną nowiną.
Na koniec warto zauważyć jeszcze jedno: Microsoft wydaje się realizować swój plan, który zapowiadali już przy pierwszych pokazach Xboksa One: odchodzenie od fizycznych nośników, koniec z używanymi grami, przypisywanie produkcji do kont użytkowników. To wszystko dzieje się właśnie teraz, choć robione jest w sposób, który jest zdecydowanie dużo bardziej atrakcyjny dla odbiorców.