Zachwyty i rozczarowania 2023 roku - Kaja Grabowiecka
Rok 2023 zleciał jak za pstryknięciem palca. Przyszedł więc czas na podsumowania tego, co szczególnie mnie zachwyciło, a co niezmiernie rozczarowało.
Rok 2023 zapowiadał się interesująco, jeśli chodzi o popkulturę. Obejrzałam wiele ciekawych produkcji (zwłaszcza filmów) i przeczytałam ponad 70 książek. I choć teoretycznie mam o czym rozmawiać, muszę przyznać, że niewiele dzieł zapadło mi w pamięć. Ostatnie 12 miesięcy przyniosły wiele głośnych premier, które ostatecznie wypadły... średnio. Nie zaliczam ich ani do zachwytów, ani do rozczarowań. Już teraz mogę zdradzić, że miałam mieszane uczucia w stosunku do MCU. Raczej wszyscy zgodzimy się, że w Marvel Studios nie dzieje się najlepiej.
Jednak znalazły się pewne produkcje, które pozytywnie mnie zaskoczyły. Lipiec przyniósł błyszczącą gwiazdę – kontaminację dwóch tytułów, które były niczym Yin i Yang. Pojawiło się także wiele ekranizacji książkowych, co mnie – mola książkowego! – niezmiernie ucieszyło.
Zachwyty
Pierwsze kroki w dziennikarstwie
Zacznę od swojej wdzięczności za pierwsze doświadczenia w zawodzie, który jeszcze dwa lata temu wydawał się odległym marzeniem. Poznałam ludzi, którzy mają takiego samego świra na punkcie popkultury jak ja. Z każdym kolejnym tekstem rozwijałam swój warsztat i – co najważniejsze! – pewność siebie. Czuję ogromną dumę. Cieszę się nie tylko ze wzlotów, ale także z upadków, po których udało mi się wstać. Już nie mogę się doczekać tego, co przyniesie nadchodzący rok.
Barbenheimer
Tegoroczne lato przyniosło wydarzenie, które stało się fenomenem branży filmowej. Dwa świetnie zrealizowane filmy z gwiazdorskimi obsadami oraz kapitalnymi reżyserami – to nie mogło się nie udać! Myślę jednak, że skala tego zjawiska zaskoczyła samych twórców. Przedpremierowa burza pełna zawiłych plotek oraz zabawnych memów była nie do ominięcia. Barbenheimer stał się ogromnym wydarzeniem popkulturowym, w którym absolutnie każdy chciał wziąć udział – nawet ci, którzy dawno nie byli w kinie. Kreatywność widowni nie ma granic. Niestety, nic dwa razy się nie zdarza, szczególnie w filmach. Życzę jednak powodzenia studiom, które będą próbowały odtworzyć ten sukces.
Zwycięzca tego starcia może być tylko jeden! Moim zdaniem zdecydowanie wygrał...
Oppenheimer
Nowe (arcy)dzieło Christophera Nolana wygrało nie tylko z Barbie. To zdecydowanie najlepszy film, jaki obejrzałam w tym roku! Trzygodzinny seans zleciał tak, jakby trwał zaledwie połowę tego czasu. Udało mi się wczuć w historię Los Alamos. Słyszałam swoje bijące serce, gdy niecierpliwie czekałam na wybuch bomby atomowej. Jak Nolan obiecał, tak zrobił – w tym momencie nie było ani grama CGI, ale tego widoku nie da się zapomnieć. Emocji dodawała ścieżka dźwiękowa, którą skomponował niesamowity Ludwig Göransson. Can You Hear The Music? wciąż gra w moich słuchawkach. Film jest także fascynującym pokazem umiejętności obsady – oczywiście z Cillianem Murphy na czele. Nie umiem stwierdzić, czy to najlepsza produkcja Nolana, ale z pewnością podbiła tegoroczne kino.
Spider-Man: Poprzez multiwersum
Najlepsza animacja roku. Najlepszy film Marvela 2023. Najlepsza produkcja o Pajączku! Za tę historię Milesa i Gwen oraz wspaniale zrealizowaną koncepcję multiwersum należą się ogromne brawa. Te żywe kolory, ta kreska! Najnowszy Spider-Man to jednocześnie najpiękniejsze dzieło animowane, jakie widziałam do tej pory. Zdecydowanie podniósł poprzeczkę w swoim gatunku.
Chłopi
Kto by pomyślał, że będę zachwycona adaptacją lektury, z którą tak się męczyłam jako licealistka? Ekranizacja powieści Reymonta absolutnie zasłużyła na popularność. Chociaż kontrowersje wokół jej realizacji są niepokojące, wciąż nie mogę oderwać oczu od nieprawdopodobnie kapitalnej wizualizacji. Nietypowa forma wizualna oczarowuje w absolutnie każdej scenie. Wielka szkoda, że ten film nie powstał dwa lata wcześniej – dzięki niemu zapewne przekonałabym się do przeczytania kolejnych rozdziałów.
Inne adaptacje książek
W tym roku filmowcy zaadaptowali wiele książek. Na przykład mojego ukochanego Mężczyznę imieniem Ove, który został przeniesiony do Stanów Zjednoczonych i ochrzczony jako Otto. Ameryka jednak nie wsiąknęła w niego całkowicie – zachowano sarkastyczny humor ze szwedzkiej książki, a Tom Hanks perfekcyjnie odzwierciedlił opryskliwego dziadka. Mówcie, co chcecie – może i ten film jest rasowym wyciskaczem łez, ale totalnie skradł moje serce.
Tymczasem Netflix wreszcie zekranizował Nimonę. I choć fabuła filmu znacząco różni się od komiksu, odzwierciedlenie tytułowej zmiennokształtnej wypadło naprawdę dobrze. Chloe Grace Moretz oddała emocjonalność, a także buntowniczą naturę swojej postaci. Równie charyzmatyczny jest Ballister, choć nie jest tak pewny siebie, jak jego towarzyszka. To także kolejna animacja, która ogromnie mi się podoba pod względem kreski oraz kolorystyki. Nie są to tak żywe barwy, jak w przypadku Spider-Mana, ale dobrze kontrastują z podaną historią. Poza tym różnorakie formy Nimony wyglądają wręcz bajecznie. Na ekranie nie brakuje dynamicznej akcji oraz bystrych sentencji, które nie tylko dzieciom zapadną w pamięć.
Żniwa Śmierci – Neal Shusterman
O Kosiarzach słyszałam już wcześniej, zanim Wydawnictwo Uroboros postanowiło wznowić wydanie. Chociaż nie udzielała mi się tak ogromna ekscytacja, jak innym czytelnikom, ostatecznie sięgnęłam po pierwszy tom. I przepadłam! Shusterman stworzył nietuzinkową alternatywę, w której choroby, wypadki i przestępstwa przestały istnieć. Aby zapobiec przeludnieniu, ludzkie życie może zostać zakończone decyzją kosiarza. Jeszcze nigdy nie czytałam czegoś tak oryginalnego. W trylogii nie liczy się jednak tylko pomysł, ale także jego kapitalna realizacja. W książkach znajdziemy przemyślenia kosiarzy oraz ich praktykantów dotyczących przemijania, dylematów moralnych oraz odnajdywania sensu życia. Żniwa Śmierci traktują także o sile władzy oraz uzależniającej żądzy kontroli nad drugim człowiekiem. Szczególnie fascynował mnie wątek Thunderheada w obliczu rozwijającej się sztucznej inteligencji. Nie chcę zdradzać wiele, ale autor niejako przewidział, jak silne może być AI.
Necrovet. Usługi weterynaryjno-nekromancyjne – Joanna W. Gajzler
Rynek książkowy w 2023 przyniósł modę na cosy fantasy, czyli powieści fantastyczne z przyjemnymi, humorystycznymi wątkami, które dla czytelnika są niczym otulający kocyk w jesienno-zimowy wieczór. Myślę tu o tegorocznych Legendach i Latte, ale szczególnie chciałam wyróżnić Necroveta, czyli 1. tom debiutanckiej serii Gajzler. Wyobraźcie sobie świat weterynaryjny, gdzie bohaterowie leczą nadnaturalne stworzenia, a ich wieczory pochłania nekromancja. Przygody nieumarłej doktor Pokot z nieśmiałą Florką Kuną oraz technikiem fauny rozbawiały i wzruszały mnie do łez. Jako miłośniczka zwierząt, nie mogłam przejść obojętnie obok zręcznie wprowadzonych kwestii moralnych. W mojej głowie pozostało wiele przemyśleń dotyczących życia i śmierci naszych ukochanych stworzeń.
MCU
Marvelowi w tym roku na pewno udali się Strażnicy Galaktyki 3. To wspaniałe zwieńczenie trylogii oraz doskonałe pożegnanie Jamesa Gunna z MCU. Strach się bać, co się wydarzy z tymi bohaterami. Poza tym 2. sezon Lokiego absolutnie przerósł moje wszelkie oczekiwania. Uwielbiam motyw multiwersum! Znów mogłam ekscytować się fabułą MCU, szczególnie po mrocznych wątkach oraz mocnych cliffhangerach. Tęskniłam za tym. Chciałabym, żeby pozostałe produkcje Marvel Studios okazały się równie dobre.
Rozczarowania
MCU
Szczerze? Wolę udawać, że Ant-Man i Osa: Kwantomania nie istnieje. To był najnudniejszy i najbardziej irytujący film Marvela ostatnich lat. Miałam wrażenie, że jedyną rolą Cassie przez większość filmu jest wołanie taty o pomoc. I te fatalne efekty specjalne... Przynajmniej pośmiałam się z wyglądu MODOKA, który przypominał mi filtry ze Snapchata. Nie wiem tylko, czy scenarzystom o to chodziło. Jeśli tak, to dobra robota – każda scena z nim wywoływała głośne parsknięcie moje i mojej przyjaciółki. Nie mogę również powiedzieć dobrego słowa o Tajnej inwazji, która zrujnowała postać Nicka Fury'ego. Nie dziwi mnie zmęczenie widzów, które przyczyniło się do ogromnej porażki filmu Marvels. Nie uważam jednak, aby ta produkcja była gorsza od wspomnianego Ant-Mana. Być może nie zostałaby tak mocno zjechana, gdyby nie marna jakość jej poprzedników. Owszem, nie był to film pokroju Endgame, ale MCU dało nam okropniejsze gnioty.
Netflix i jego serialowe cmentarzysko
Kasowanie produkcji przez Netfliksa spowodowało, że moje zainteresowanie serialami mocno spadło. Po co angażować się w coś, co i tak najpewniej zostanie anulowane? Streamer już od lat udowadnia, że stawia zysk ponad jakość.
Szczególnie zabolało mnie przedwczesne pożegnanie z Cieniem i kością oraz planowanym spin-offem Szóstki wron. Serial do końca nie tracił na świeżości, oferując unikatową atmosferę rodem z imperialnej Rosji, a także utalentowaną obsadę, która skradła uśmiechy widzów. Choć 2. sezon faktycznie wypadł słabiej pod względem oglądalności, potencjał na mocną kontynuację był spory. Wreszcie nastąpił moment, w którym Leigh Bardugo mogła skorygować błędy ze swojego debiutu, jednocześnie oferując nam ciekawszy (i mroczniejszy) początek intrygi. Intrygi, której już nigdy w pełni nie poznam.